Jan ponad dziesięć lat temu śmiertelnie potrącił rowerzystę. Mimo iż sąd uznał to za nieszczęśliwy wypadek wyrzuty sumienia dręczą mieszkańca powiatu grajewskiego do dziś.
Świadomość, że odebrało się komuś życie sprawia, że własne życie traci sens. Od ponad dziesięciu lat funkcjonuje w społeczeństwie, ale prawdziwy mój żywot skończył się tamtej nocy - przyznaje ze smutkiem mężczyzna, który śmiertelnie potrącił rowerzystę. Na prośbę naszego bohatera jego imię zostało zmienione.
Patrząc na pana Jana nic nie wskazuje, jaką ranę na sercu nosi. Jest mężczyzną w średnim wieku. Elegancko ubrany, włosy schudnie ostrzyżone. Jak sam przyznaje, ze względu na swój zawód, musi dbać o swój wygląd zewnętrzny. Uwagę zwracają tylko smutne oczy.
- Wiele osób zwraca mi na to uwagę. No cóż...blask w oku już dawno straciłem - przyznaje cicho mężczyzna.
Dramat, który na zawsze zmienił jego życie, rozegrał się ponad 10 lat temu. Wracając z delegacji do domu Jan miał wypadek. Wprost pod koła jego auta wjechał rowerzysta. Młody mężczyzna zginął na miejscu.
- Nigdy tego nie zapomnę. Choć wszystko trwało kilka chwil klatki z tego wypadku przewijają mi się w głowie każdego dnia - wspomina Jan.
Z relacji mężczyzny wynika, że rowerzysta wyjechał z bocznej, polnej drogi. Nie zatrzymał się, aby sprawdzić czy nikt nie nadjeżdża. W toku prowadzonych przez policję i prokuraturę czynności okazało się, że mężczyzna, którego potrącił Jan był pod wpływem alkoholu. Miał ponad promil.
- Każdy mi tłumaczył, że nie mogłem nic zrobić, aby zapobiec tej tragedii. Jechałem z prawidłową prędkością, byłem trzeźwy. Rowerzysta wjechał wprost na maskę mojego samochodu - opowiada sprawca wypadku.
Wszystko, co działo się po tragedii, mężczyzna pamięta jak przez mgłę.
- Policja i karetka pojawiły się niemal natychmiast. Zadawano mi setki pytań. Byłem w szoku - dodaje.
Jan z niechęcią wspomina pierwsze tygodnie po wypadku.
- To był koszmar. Nie chodzi o sprawy formalne. Koszmar rozgrywał się w mojej głowie. Zabiłem człowieka i moje życie straciło sens - mówi.
Jan nie chce mówić o karze jaką wymierzył mu sąd. Jak sam podkreśla za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym otrzymał bardzo łagodną karę.
- Byłem winny. Odebrałem życie człowiekowi i do dziś jestem świadomy tego, jak wielką krzywdę wyrządziłem jego rodzinie - powtarza.
Powrót do normalnego życia okazał się o wiele trudniejszy niż przypuszczał mieszkaniec naszego powiatu.
- Przez wiele dni nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Chodziłem bez celu po mieszkaniu. Nie potrafiłem się na niczym skupić - wyznaje mężczyzna.
Oprócz tego Jan zaczął panicznie bać się jazdy samochodem.
- Oblewały mnie zimne poty na samą myśl o podróży autem. I to nie w roli kierowcy, tylko pasażera. Do tego doszły senne koszmary. Wypadek śnił mi się przez wiele nocy. Doszło do tego, że bałem się zasnąć - wspomina.
Jak przyznaje Jan wówczas poznał także prawdziwe oblicze sąsiadów oraz bliższych i dalszych znajomych, którzy nie przestawali plotkować o tragicznym zdarzeniu.
- W ich oczach byłem zwykłym mordercą - ucina krótko.
Niespełna rok po wypadku nasz bohater otrzymał propozycję pracy w innym mieście. Mimo, że wiązało się to z niemałą rewolucją w jego życiu, nie wahał się ani chwili nad jej przyjęciem.
- Nigdy bym nie pomyślał, że z taką łatwością przyjdzie mi wyprowadzka. Myślałem, że kiedy wyjadę to zapomnę o wszystkim. Niestety myliłem się. To, co wydarzyło się tamtego dnia na zawsze zmieniło moje życie - mówi.
W trudnych chwilach największym wsparciem dla naszego bohatera okazał się psycholog.
- Nie potrafiłem rozmawiać o tym co czuję z rodziną. Przeszukując fora internetowe znalazłem namiar na panią psycholog, która mieszkała kilkadziesiąt kilometrów od mojego domu. Jak pisali internauci pomogła im otrząsnąć się po podobnych tragediach- opowiada Jan.
Mężczyzna długo wahał się czy jest sens, aby zwracać się o pomoc do psychologa. Na pierwszą wizytę udał się dopiero po trzech miesiącach.
- Pierwsze spotkanie będę pamiętał do końca życia. Płacząc jak małe dziecko opowiedziałem tej kobiecie wszystko, czego dotąd nie mówiłem nikomu. Tak zaczęła się moja terapia, która trwa do dziś - wyznaje Jan
Nasz bohater otwarcie przyznaje, że mimo leczenia i upływu lat wyrzuty sumienia dręczą go do dziś.
- Każdy mi powtarza, że to nie była moja wina. Jednak to ja wtedy prowadziłem samochód, to pod niego wpadł ten mężczyzna. Codziennie zastanawiam się dlaczego akurat mnie to musiało spotkać. Mimo wszystko nauczyłem się z tym żyć. Wyrzuty sumienia to jest dla mnie dożywotnia kara - mówi na zakończenie Jan.