Zabili i zakopali Dorotę ze Zbyszkiem z zimną krwią. Chcieli odzyskać dług
Wniosek o hipnozę, tatuaż wykonany po to, by przypominać o zbrodni sprzed 15 lat, czy też wyciąganie jedzenia z lodówki ofiar. To będzie pamiętny proces.
Weszli do sali w asyście policjantów. Roman C. wydawał się najbardziej pewny siebie. Ubrany w sportową koszulkę, ostentacyjnie żuł gumę, a na pozostałych zebranych patrzył z niechęcią i pogardą. W środę nie został jeszcze przesłuchany, a to, co powie przed sądem, będzie niezwykle istotne. C., podobnie jak Vladimirs A. i Piotr S., jest oskarżony o zabójstwo małżeństwa Doroty i Zbigniewa Sobańskich. Z tej trójki przedwczoraj głos zabrał tylko S. Jego zeznania różniły się od tego, co na samym początku procesu mówił Bogdan G. (podobnie jak Tobiasz W. odpowie za uprowadzenie). Oskarżony G. na rozprawie pojawił się w sportowej bluzie z kapturem.
- Mieliśmy jechać po odbiór pieniędzy. Nie było mowy o zabijaniu - powiedział przed sądem. W mieszkaniu Doroty i Zbigniewa Sobańskich miał „stać jak słup soli, ponieważ sam był bardzo przestraszony, że tak wygląda odzyskiwanie długu”. Podkreślał, że nie pamięta, kiedy pokrzywdzeni byli bici. Niepamięcią zasłaniał się zresztą przy okazji kilku innych pytań. Dlatego też - jak przypomniał - złożył wniosek o poddanie go hipnozie. Vladimirs A. tylko parsknął śmiechem. G. to jednak nie zraziło i zeznawał dalej. Według jego relacji, już po uprowadzeniu z mieszkania małżeństwo przebywało w studzience kanalizacyjnej 15 godzin.
- Byli przestraszeni. Nie pamiętam, czy ze mną rozmawiali - mówił G., który znał ofiary. Nie był oficjalnie zatrudniony, ale dorabiał u nich. Małżeństwo nie wypłaciło mu zaległych pieniędzy. G. nie pamiętał jednak, o jaką kwotę chodziło. - Nie wiedziałem, że to ma być zbrodnia, dlatego zgodziłem się na udział - tłumaczył.
G. wnioskował o dobrowolne poddanie się karze. Przewodniczący składu sędziowskiego, sędzia Adam Chodkiewicz, przekazał jednak, że ten wniosek zostanie rozpatrzony dopiero po przesłuchaniu wszystkich oskarżonych. Drugi z przesłuchiwanych, Tobiasz W., wyróżniał się tatuażem z datą tragicznego zdarzenia.
- Zrobiłem go sobie po to, by nigdy o tym nie zapomnieć. To było moje pierwsze przestępstwo - tłumaczył oskarżony.
Stwierdził także, że Piotr S. „przygotował sobie coś do jedzenia” w mieszkaniu Sobańskich, ponieważ miał taki zwyczaj.
- To absurd - odpowiedział S., ale potwierdził wersję swojego przedmówcy, dotyczącą miejsca przetrzymywania małżonków. - Pokrzywdzeni na pewno nie byli w studzience. Chyba że „Bodzio” (Bogdan G. - przyp. red.) mówi o jakimś innym małżeństwie - skwitował Piotr S. Szczegółowo opisał także zakopywanie zwłok. Jak twierdzi, nie widział obrażeń na ciałach, które przysypywał piaskiem i śmieciami.
- Jestem pewien, że małżonkowie nie mieli pulsu, gdy ich zasypywaliśmy. Byłem w wojsku. Mam kwalifikacje, by to sprawdzić - podkreślał S. i odniósł się do tego, że małżeństwo mogło być faszerowane środkami odurzającymi, które były w herbacie. S. zeznał przed sądem, że przez przypadek napił się tej herbaty i czuł się po niej „inny”.
Śledztwo rozpoczęło się 15 lat temu, gdy Dorota i Zbigniew Sobańscy zaginęli. Na co dzień małżonkowie prowadzili działalność gospodarczą na terenie stadionu gliwickiego Piasta, a 16 września 2001 roku znaleziono należący do nich samochód, w którym znajdowały się m.in. kominiarki i łopata. W mieszkaniu, które należało do zaginionych, funkcjonariusze znaleźli zabitego owczarka niemieckiego (sprawcy zeznali, że skręcili mu kark i wrzucili do wanny) oraz kartkę, z której wynikało, że gliwiczanka wyjechała do rodziny. Początkowo nie udało się ustalić, jakie były losy małżeństwa. Policjanci nie dali jednak za wygraną. Na jednej z kominiarek znalezionych w aucie były ślady biologiczne, które doprowadziły stróżów prawa do Bogdana G. Okazało się, że ten mężczyzna oraz Tobiasz W., Roman C., Vladimirs A. i Piotr S. 13 września 2001 roku porwali Dorotę i Zbigniewa Sobańskich z mieszkania przy ulicy Okrzei. Ustalono, że zamaskowani sprawcy wtargnęli tam w nocy, a małżonkowie zostali skrępowani sznurkiem, zaklejono im oczy, a następnie zostali przewiezieni w okolice Kanału Gliwickiego, gdzie ich przetrzymywano.
Ostatecznie Piotr S. i Roman C. przewieźli małżonków w okolice Gliwic (Rzeczyce), gdzie wspólnie z Vladimirsem A. zabili pokrzywdzonego. To było zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyzna został brutalnie pobity, miał obrażenia głowy (złamania kości czaszki), a kobietę uduszono. Początkowo brano pod uwagę, że małżeństwo mogło zostać zakopane żywcem. W przypadku zamordowanej kobiety biegli nie są jednak w stanie stwierdzić, czy została uduszona i zakopana, czy też zmarła już przysypana ziemią.
Piotr S. przyznał się do udziału w zabójstwie i złożył wyjaśnienia. Wskazał też orientacyjnie miejsce zakopania pokrzywdzonych. Działania funkcjonariuszy Wydziału Kryminalnego KWP w Katowicach przy udziale prokuratora pozwoliły na ustalenie miejsca, w którym faktycznie zakopano ciała. Zeszkieletowane zwłoki wykopano 2 czerwca ubiegłego roku. Znaleziono sznurek, którym związano nadgarstki i kostki nóg obojga. Roman C. i Vladimirs A. nie przyznają się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Vladimirs A. to bezpaństwowiec, urodzony w łotewskiej Rydze. W zeznaniach innych oskarżonych występuje jako „Igor” czy też „Rusek”. Jako jedyny z całej piątki ma wykształcenie wyższe. Do Polski przyjechał... za miłością. Oficjalnie nie miał stałego źródła dochodu. Oficjalnie. Ustalenia śledczych są takie, że to właśnie A. pożyczył pieniądze małżeństwu Sobańskich, ewentualnie pieniądze mogły należeć do osób z jego najbliższego otoczenia. Minął termin spłaty i doszło do tragedii.
Trzem mężczyznom oskarżonym o zabójstwo grozi dożywocie. Dwóm, którym zarzucono porwanie, kara od 3 lat pozbawienia wolności. Tobiasz W. i Roman C. odsiadują już wyrok dożywocia za zabójstwo Małgorzaty i Pawła Siudzińskich z Gliwic. Środowej rozprawie przysłuchiwała się m.in. ich rodzina. Gdyby W. i C. nie byli na wolności po pierwszej zbrodni, to Siudzińscy wciąż by żyli...