Zabójcę złapali ojciec i brat ofiary

Czytaj dalej
Fot. Fot. Archiwum SO Koszalin
Joanna Krężelewska

Zabójcę złapali ojciec i brat ofiary

Joanna Krężelewska

Takiego finału 18-letni Andrzej L. spodziewać się nie mógł. 1 maja 1967 roku w Osiekach zabił młodszego kolegę z drużyny piłkarskiej. Zbiegł do Koszalina. Tu, wsparci wielkim przypadkiem, natknęli się na niego najbliżsi zmarłego. Ból dodał im sił. Andrzej L. nie miał szans na ucieczkę.

1 maja 1967 roku. Po godz. 22 do klubokawiarni GS w Osiekach w gminie Sianów przyjechali prokurator i milicjanci z komendy w Koszalinie. Do solidnych, dwuskrzydłowych drzwi prowadziło kilka schodów. Za nimi był korytarz i z niego przechodziło się już bezpośrednio do klubokawiarni. Krwawe ślady na podłodze korytarza prowadziły śledczych przez kilka metrów do zwłok młodego chłopaka. Ubrany był w czarny garnitur, białą koszulę.

Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Budynek, w którym znajdowała się klubokawiarnia w Osiekach. Z lewej strony droga do miejscowości Łazy.

Na stopach czarne skórzane trzewiki, obok rzucony był czarny beret. Rozpięta koszula odsłaniała tors, a spod zsuniętych spodni widać było czerwone spodenki sportowe. Widać też było ranę kłutą na podbrzuszu. Obok ciała leżała zakrwawiona chusteczka. W kieszeni marynarki mężczyzna miał dwie rolki dropsów malinowych i legitymację członkowską Związku Młodzieży Wiejskiej, wydaną na nazwisko Ryszard R. Za dwa tygodnie miał świętować siedemnaste urodziny.

Milicjanci po oględzinach miejsca zbrodni zaczęli przesłuchiwać świadków. Jedną z pierwszych była Maria S., która wezwała pogotowie. Choć nie widziała momentu zadania ciosu, doskonale wiedziała, kto zabił. Nie tylko dlatego, że naoczni świadkowie jego nazwisko powtarzali w lokalu od kilku godzin. Morderca z zamiarami nie krył się od dawna.

Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Szkic miejsca znalezienia zwłok Ryszarda R. w Osiekach.

– Około dwóch miesięcy temu w klubokawiarni była zabawa, na której obecny był Andrzej L. – rozpoczęła Maria. - Rozmawiałam z nim na dworze. W pewnej chwili wyjął z lewej wewnętrznej kieszeni marynarki nóż, mówiąc, że musi go w kimś zatopić. Powiedziałam: „Andrzej, oddaj mi ten nóż, a ja go przechowam albo wyrzucę”. Powiedział: „A wiesz, jak nim będę bił?”. W tym momencie pokazał, jakby mnie chciał uderzyć i uszczypnął mnie w pierś. Od tego czasu zawsze widziałam, że ma przy sobie ten nóż – opisywała.

Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Akta sprawy

Maria podkreśliła, że Andrzej L. w lokalu często szukał zaczepki, prowokował do bójek. W pierwszomajowy wieczór w klubie siedziała przy stoliku z trzema osobami. – W pewnej chwili wszedł pan Piotruś, który pracował w Osiekach jako murarz - tynkarz w Przedsiębiorstwie Budownictwa Rolnego. Powiedział do ojca Andrzeja L., żeby zabrał syna, bo ten uderzył Ryszarda R. nożem. W klubokawiarni zrobił się szum i kierowniczka, Irena T., kazała mi zadzwonić po pogotowie. Wcześniej wyszłam z nią na korytarz i Ryszard siedział na posadzce przy drzwiach, oparty głową o ścianę, a wokół niego było pełno krwi.

Rodzice 16-latka wieczór ten spędzali u sąsiadów, którzy mieli telewizor. Po godz. 19 rodzice zostali zaalarmowani, że ich synowi stała się krzywda. Kiedy przybiegli do GS-u, Rysiek jeszcze żył. – Minęło około pół godziny, zanim o godz. 20.30 przyjechało pogotowie. Wtedy syn już nie żył. Pobiegłem do domu po prześcieradło, aby Ryszarda przykryć – opisywał roztrzęsiony Henryk R., ojciec zabitego. Kiedy wrócił, usłyszał od jednego ze świadków, że mordercą był Andrzej L., syn miejscowego kowala. I, że uciekł.

Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wejście do klubokawiarni. Obok sklep spożywczy oraz droga, prowadząca do Rzepkowa.
Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: Andrzej L. wchodzi na schody, prowadzące do klubokawiarni. Przed wejściem stoi pozorant, który podczas eksperymentu śledczego wcielił się w Ryszarda R. Nad wejściem napis: „Praca, Socjalizm, Pokój”.
Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: Andrzej L. odtwarza moment, w którym Ryszard R. poprosił go o papierosa.

W ujęciu sprawcy pomógł przypadek, ale też spostrzegawczość i determinacja przeżywających wielki dramat najbliższych zamordowanego 16-latka. Dzień po zabójstwie, 2 maja, po godz. 6 rano, 45-letni Henryk R. był już na dworcu w Koszalinie. Właśnie w Koszalinie pracował jego drugi syn Jerzy i córka Helena.

– Jerzy jest kierowcą przy WSS „Społem”. Poczekałem na przystanku końcowym i około godz. 7.30 spotkałem Jerzego. Powiedziałem mu, że Ryszard nie żyje i poprosiłem, by tego dnia zwolnił się z pracy. Powiedziałem mu też, kto uderzył syna nożem. Że był to Andrzej L. – opisywał milicjantom ojciec 16-latka.

Jerzy dostał dzień wolny i z ojcem szli w kierunku centrum Koszalina. W połowie drogi między garażami Milicji Obywatelskiej a WSS Jerzy krzyknął „Andrzej!” i zaczął biec. Za nim ruszył Henryk, a Andrzej zaczął uciekać. Kiedy już Jerzy był o krok od niego, uciekinier sięgnął do lewej, wewnętrznej kieszeni marynarki. Henryk krzyknął: „Jurek, uważaj!”. – Złapał L. za rękę, którą on sięgał pod marynarkę i wykręcił mu ją do tyłu. Ja chwyciłem za drugą i też wykręciłem. Zaczął się szarpać, to zrobiliśmy to mocniej i się uspokoił – relacjonował ojciec ofiary.

Zabójca z żelaznego uścisku rozwścieczonych mężczyzn wyszarpać się nie miał szans. Zaprowadzili go do garaży milicyjnych i przekazali mundurowym.

Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: R. szarpie Andrzeja L. za rękę, kiedy ten chce wejść do lokalu. Eksperyment śledczy obserwuje tłum gapiów.
Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: Andrzej L. sięga po nóż.
Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: Ryszard R. odpycha napastnika.

18-letni Andrzej L. był pracownikiem Państwowego Wieloobiektowego Gospodarstwa Rolnego w Osiekach, do których przeprowadzili się jego rodzice, gdy miał roczek. Już podczas pierwszego przesłuchania przyznał się do zabójstwa. – Znałem Ryszarda R. i nawet graliśmy razem w piłkę nożną. Uważaliśmy się za kolegów i 30 kwietnia w Rzepowie graliśmy w tej samej drużynie – przyznał. 1 maja już od popołudnia 18-latek pił wino z kolegami i rodzicami. Zaczął, kiedy wrócił z Sianowa, gdzie wziął udział w pochodzie pierwszomajowym.

– Wina wypiłem co najmniej cztery i pół szklanki od herbaty. Zrobiło mi się gorąco i około godz. 19 wspólnie z Janem B. i Stanisławem J. udałem się do klubokawiarni na kawę – relacjonował.

Przed lokalem Ryszard R. poprosił Andrzeja o papierosa. – Powiedziałem chyba „odchrzań się, nie mam” i zacząłem wchodzić na schody. Złapał mnie wtedy za rękę i pociągnął do tyłu. Zapytałem go „coś taki cwaniak” – opisywał L. Miało dojść do szarpaniny, w trakcie której 18-latek sięgnął po nóż. 16-latek cofnął się, ale za plecami miał ścianę. Wtedy L. go dopadł i ugodził nożem w brzuch.

Skąd Andrzej L. miał nóż? Kilka tygodni wcześniej pożyczył go od kolegi, by wyciąć kijek do zabawy. Noża już nie oddał, tylko nosił przy sobie.

Po zabójstwie 18-latek uciekł do wsi Rzepowo. – W Rzepowie wstąpiłem na potańcówkę do świetlicy. Na zabawie tej przebywałem około pół godziny – opisał. Próbował pożyczyć od kogoś pieniądze. Bez skutku. Przenocował w Kleszczach w szopie na pastwisku. Nad ranem polną drogą przez Skwierzynkę dotarł do Koszalina. Pieniędzy wystarczyło mu na 12 deko kiełbasy, sześć bułek i „Głos Koszaliński”. – Przejrzałem gazetę i po stwierdzeniu, że nie ma w niej rubryki „Zdarzenia i wypadki”, schowałem ją do kieszeni.

Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: Andrzej L. zbliża się z nożem do ofiary.
Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Wizja lokalna: moment pchnięcia nożem.
Fot. Archiwum SO Koszalin Wizja lokalna: Andrzej L. chowa nóż i szykuje się do ucieczki.

W okazanym przez milicjantów nożu Andrzej L. rozpoznał ten, którym zabił 16-letniego kolegę z boiska. Na ostrzu były jeszcze ślady krwi chłopaka.

13 lipca 1967 roku gotowy był akt oskarżenia. Andrzej L. usłyszał zarzut z artykułu 230 par. 2 Kodeksu karnego: „(...) działając w zamiarze spowodowania uszkodzenia ciała pchnął Ryszarda R. nożem w okolice brzucha, powodując tym przecięcie żyły i tętnicy udowej, w wyniku czego Ryszard R. w następstwie doznania zatoru powietrznego i obfitego krwotoku poniósł śmierć” – czytamy.

Sprawa trafiła najpierw do Sądu Powiatowego, ten uznał się za niewłaściwy do rozstrzygania i przekazał akta do Sądu Wojewódzkiego. Zmiana dotyczyła też kwalifikacji czynu – z nieumyślnego spowodowania śmierci na skutek uszkodzenia ciała na zabójstwo.

Sędziowie nad sprawą pochylili się w listopadzie. Andrzej L. w sali Sądu Wojewódzkiego w Koszalinie do winy się nie przyznał. – Potwierdzam fakt zadania ciosu nożem, ale R. nie chciałem zabić – zaznaczył.

Wyrok zapadł 16 grudnia 1967 roku. Andrzej L. został skazany na 10 lat więzienia.

W marcu 1969 roku z Zakładu Karnego w Sieradzu Andrzej L. wysłał do prezydenta pismo z prośbą o ułaskawienie. Prosił o zwolnienie z pozostałej części zasądzonej kary. Podkreślił w nim, że jest potrzebny na wolności – rodzicom i państwu. „(...) w więzieniu oddałem się bez reszty nauce, która jest nieodzownym fundamentem mojej życiowej egzystencji. Ponadto jestem zdyscyplinowany i karny, gdyż jeszcze nie zdążyłem nabyć nawyków i cech, którym dotychczas się psychicznie opieram (...)” - pisał, przekonując, że kredytu zaufania, który otrzymałby wychodząc warunkowo na wolność, nigdy nie zawiedzie.

Opinia naczelnika więzienia nie była jednak dla skazanego najlepsza. Cztery razy za różne wykroczenia był karany dyscyplinarnie, a nagrodę otrzymał tylko raz – była to możliwość wysłania dodatkowego listu. Na prośbę o łaskę Andrzej L. otrzymał decyzję odmowną.

W grudniu 1975 roku, czyli na 1,5 roku przed terminem zakończenia odsiadki, Andrzej L. został warunkowo przedterminowo zwolniony z odbywania kary. „Wprawdzie sprawowanie się skazanego podczas odbywania kary pierwotnie było zmienne, to jednak w wyniki zastosowania odpowiednich środków oddziaływania wychowawczego uległo ono zasadniczej poprawie” – czytamy w uzasadnieniu. Andrzej L. za kratami ukończył zasadniczą szkołę zawodową, zdobywając zawód ślusarza. Pracował sumiennie, brał nadgodziny. Taka postawa pozwoliła mu do domu wrócić wcześniej.

Joanna Krężelewska

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2025 Polska Press Sp. z o.o.

Dokonywanie zwielokrotnień w celu eksploracji tekstu i danych, w tym systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji z niniejszej strony internetowej, w tym ze znajdujących się na niej publikacji, przy użyciu oprogramowania lub innego zautomatyzowanego systemu („screen scraping”/„web scraping”) lub w inny sposób, w szczególności do szkolenia systemów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji (AI), bez wyraźnej zgody Polska Press Sp. z o.o. w Warszawie jest niedozwolone. Zastrzeżenie to nie ma zastosowania do sytuacji, w których treści, dane lub informacje są wykorzystywane w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe. Szczegółowe informacje na temat zastrzeżenia dostępne są tutaj.