[ZABÓJSTWO JAROSZEWICZÓW] Tomasz Sekielski: Przełom w sprawie to nie zasługa reformy prokuratury. Dużo w tym przypadku
Dziś minister Zbigniew Ziobro ogłasza sukces – mówi o tym, jak to sprawnie pod jego rządami prokuratura działa, jak osobiście nadzorował to śledztwo. Szkoda, że wcześniej nie wyraził zainteresowania, być może nie wiedząc, czy to nowe śledztwo zakończy się sukcesem - przyznał w rozmowie z Agencją Informacyjną Polska Press dziennikarz śledczy Tomasz Sekielski, który kilka miesięcy temu odnalazł dowody w sprawie zabójstwa byłego premiera Piotr Jaroszewicza i jego żony w 1992 roku w Warszawie.
Jakub Oworuszko, Agencja Informacyjna Polska Press: Czy gdyby nie przeprowadziłby pana swojego śledztwa dziennikarskiego, to nie udałoby się schwytać sprawców zbrodni sprzed 26 lat?
Aż tak wielkich zasług sobie nie przypisuję. Natomiast niewątpliwie w jakimś stopniu przyczyniłem się do wznowienia śledztwa, a dzięki temu śledczy z Krakowa mogli oprzeć się na materiale zebranym przez stołeczną prokuraturę i dzięki temu zweryfikować zeznania podejrzanych. Mam poczucie, że dzięki temu, że odnalazłem zaginione dowody, ta sprawa ruszyła do przodu i mam swój mały wkład.
Ale o tym małym wkładzie nie chce mówić ani prokuratura ani minister Ziobro.
Minister po prostu nie pamięta, kto dzwonił do Ministerstwa Sprawiedliwości i prosił go o spotkanie. Ale mówiąc już zupełnie serio, w zeszłym roku w lutym, gdy tylko odnalazłem dowody, chciałem przekazać je prokuratorowi albo jego zastępcom. Nikt nie był zainteresowany spotkaniem, choć jasno wyartykułowałem, o jaką sprawę chodzi i co znalazłem – folię daktyloskopijną z odciskami palców oraz zakrwawioną odzież w którą ubrany był Piotr Jaroszewicz i jego żona w tę feralną noc. Wówczas nikt nie był zainteresowany, więc przekazaliśmy dowody stołecznym policjantom, a ci przekazali prokuraturze. A dziś minister ogłasza sukces – mówi o tym, jak to sprawnie pod jego rządami prokuratura działa, jak osobiście nadzorował to śledztwo. Szkoda, że wcześniej nie wyraził zainteresowania, być może nie wiedząc, czy to nowe śledztwo zakończy się sukcesem. Po prostu nie chciał wtedy występować, bo było to za mało opłacalne marketingowo. A dzisiaj, gdy mówimy o przełomie w tej sprawie, warto wystąpić i „błyszczeć”, że reforma prokuratury doprowadziła do tego wielkiego przełomu. Moim zdaniem reforma prokuratury nie ma nic wspólnego z tym przełomem. W tej sprawie jest wiele przypadku. Zarówno jeśli chodzi o skruszonych przestępców, którzy nagle, po latach, zdecydowali się przyznać do okrutnej zbrodni, którą popełnili. Wiele przypadku było też w odnalezieniu tych dowodów, które zniknęły, które były poszukiwane przez prokuraturę i policję i nikt ich nie mógł znaleźć – mi się udało. Teraz prokuratorzy mają do wykonania olbrzymią pracę, ale do tej pory szczęście sprzyjało prokuratorom, ale na pewno nie jest to zasługa zmiany systemu pracy prokuratury.
CZYTAJ TAKŻE: CBŚP zatrzymało podejrzanych o zabójstwo premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz
Prokuratura przekonuje, że na pierwszy plan może się wysuwać motyw rabunkowy - zgadza się pan z tym?
Mam olbrzymie wątpliwości. Przede wszystkim dlatego, że mordercy zostawili wiele cennych rzeczy – zbiór monet, biżuterię. Jeśli ktoś decyduje się na napad rabunkowy i nie zabiera wielu drogocennych rzeczy - to dziwi nie tylko mnie, ale i synów Piotra Jaroszewicza. Właściwie nie wiadomo do końca, co zginęło. Skradziono drobne pamiątki – to nie jest skala napadu, która tłumaczyłaby brutalność przestępców. Natomiast synowie mówią o zaginionych notatkach ojca, który miał wydać jakąś książkę. Znajomi Jaroszewicza twierdzą, że miał ujawnić jakieś bardzo niewygodne informacje na temat i byłych rządzących i tych, którzy w 92. roku byli przy władzy. Czy tak było – nie wiem. Nikt nie widział tych rękopisów, one zginęły w noc zabójstwa, nie było ich wśród zabezpieczonych rzeczy. Obaj bracia mówią też o podsłuchach, które były w wilii Piotra Jaroszewicza i które wymontowano tuż po jego śmierci. To wymaga wyjaśnienia. Moim zdaniem i osób, które znają realia tamtych lat, to zabójstwo wykonane w takim stylu, jak gdyby ktoś przesłuchiwał wiele godzin Jaroszewicza, świadczy raczej o tym, że ktoś próbował wydobyć z niego jakieś informacje, a nie chodziło o rabunek. Jeśli ktoś dokonuje rabunku, to nie znęcą się wiele godzin nad osobą, do której przyszedł, nie zmienia jej koszuli, nie podaje wody i leków. To wszystko wskazuje, że było to przesłuchanie Piotra Jaroszewicza. Znaków zapytania jest wiele. Prokuratura nie wyklucza żadnego motywu, nie wyklucza, że przestępcy działali na czyjeś zlecenie. Musimy uzbroić się w cierpliwość i liczyć na to, że prokuratura wszystko ustali i poznamy odpowiedź na jedną z największych zagadek kryminalnych po 1989 roku.
Czy zagadek jest dziś więcej niż zaraz po zabójstwie?
Nie, to są te same, tylko one przez te wszystkie lata nie zostały rozwiązane. Dlatego teraz tak ważne jest to, co teraz zrobi prokuratura. Powstało mnóstwo teorii spiskowych i śledczy muszą się teraz zmierzyć z tymi wszystkimi wątkami. Jeden z prokuratorów przyznał dziś, że to dopiero początek drogi. To, że są osoby, które się przyznały, nie oznacza, że za miesiąc będziemy mieli akt oskarżenia, a za pół roku wszystko będzie wiadome. Ja bym uzbroił się w cierpliwość, bo to śledztwo może jeszcze potrwać.
Dziś, dzięki rozwojowi technologii jest chyba łatwiej prowadzić śledztwo.
Absolutnie. W 92. roku nie było np. systemu AFIS, który automatycznie identyfikuje odciski palców, a przypomnę, że wśród odnalezionych przez mnie dowodów są folie daktyloskopijne z odciskami, który w 92. roku nie udało się zidentyfikować. Jest materiał biologiczny pobranych z zakrwawionej odzieży – w latach 90. badania genetyczne dopiero raczkowały. Dzisiaj są o wiele większe możliwości pozyskania materiału biologicznego z tych rzeczy i skonfrontowania ich z próbkami materiału domniemanych sprawców. Gigantyczny postęp techniki kryminalistycznej może zdecydowanie pomóc w tej sprawie.
Podobno Piotr Jaroszewicz miał zawsze przy sobie broń - czegoś się obawiał?
Wersje są podzielone – jedni twierdzą, że rzeczywiście się obawiał. Wiadomo, że brał ze sobą broń, gdy chodził na spacery z psem. Jeden z synów twierdzi, że to było tylko takie przyzwyczajenie z wojska. Jeden z pistoletów zniknął w trakcie tragicznej nocy. To kolejne pytanie – dlaczego Piotr Jaroszewicz nie zareagował, skoro miał zawsze broń w zasięgu ręki. Czy został absolutnie zaskoczony, czy może jednak wśród tych napastników był ktoś, kogo znał. Zagadkowy jest też sposób w jaki pozbyto się psa – prawdopodobnie go uśpiono, ale nie wiadomo w jaki sposób weszli ci ludzie, że duży pies w ogóle nie reagował. Pojawia się też wątek, że ktoś z otoczenia małżeństwa Jaroszewiczów pomagał sprawcom. Ale to powinni wyjaśnić zatrzymani – jak weszli do środka, jak uśpili psa i co się dalej działo.
Z czego wynikały zaniedbania prokuratury? Pan w prosty sposób odnalazł ważne dowody.
Wydaje mi się, że w wielu takich sprawach, nawet tak głośnych jak Jaroszewiczów mamy do czynienia z takim olewactwem, totalnym bałaganem. Komuś nie chciało się sprawdzić kartonu czy zajrzeć do magazynu, ktoś źle coś włożył. Chcę wierzyć, że nieodnalezione dowody to efekt zaniedbań i niechlujstwa panującego w wymiarze sprawiedliwości, a nie czyjeś celowo działanie, bo oznaczałoby, że istniał wielki spisek. Dla dobra nas wszystkich chce wierzyć, że to był tylko albo aż wielki bałagan. Być może te zaniedbania też powinny zostać wyjaśnione przez śledczych.
******
W środę prokurator generalny, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro ogłosił, że śledczy zatrzymali dwóch mężczyzn, którzy przyznali się do zabójstwa byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz. Udało się to dzięki śledztwu Tomasza Sekielskiego, który dotarł do ważnych dowodów w sprawie - m.in. odcisków palców zebranych po morderstwie.