Zabójstwo w łódzkim tramwaju, które wstrząsnęło całym miastem
Ta zbrodnia na początku XX wieku wstrząsnęła Łodzią. Zamordowano Juliusza Kunitzera, jednego z najbardziej znanych łódzkich przemysłowców. Był to odwet za śmierć robotników.
Juliusz Kunitzer urodził się w 1843 r. we wsi Podhulanka w gminie Przedbórz. Miał 24 lata, gdy przyjechał do Łodzi. Pracował w fabryce Edwarda Hentschla, przy ul. Piotrkowskiej, w miejscu gdzie znajduje się dziś Grand Hotel. Kierownikiem fabryki był Ludwik Meyer. Juliusz Kunitzer wiedział jak się w życiu „ustawić” i ulokować swoje uczucia. Ożenił się z Agnes, siostrą Meyera. To sprawiło, że wszedł w strefy wielkoprzemysłowe. Niedługo sam został właścicielem fabryki w której pracował. Razem ze szwagrem Ludwikiem Meyerem odkupili ją od Edwarda Hentschla. Ale po czterech latach, w 1878 r. spółka przestała istnieć. Ludwik Meyer był bogatym człowiekiem, właścicielem pięknych willi w pasażu Meyera, dzisiejszej ul. Moniuszki. Wybudował fabrykę na Manii, miał Grand Hotel. A Kunitzer też założył swoją fabryczkę, na Widzewie, przy ul. Niciarnianej. Widzew był wtedy wsią pod Łodzią, leżąca nad rzeką Jasień. Fabryka ta spaliła się, a nie zdążył jej ubezpieczyć. Wtedy Juliusz Kunitzer wszedł w spółkę z Juliuszem Heinzlem. Miał on fabrykę na ul. Piotrkowskiej oraz przy ul. Rokicińskiej. Tak narodziła się słynna Widzewska Manufaktura. Na początku dwudziestego wieku zatrudniała około 3 tysiące robotników. Widzew dzięki niej stał się robotniczą dzielnicą Łodzi.
Zdolny przemysłowiec
Juliusz Kunitzer uchodził za bardzo zdolnego przemysłowca. Potrafił wykorzystać koniunkturę. Budził zaufanie kapitału. Dla robotników wybudował około 140 drewnianych domów z ogródkami, zwanych kunitzerówkami. Większość przyjechała ze wsi, więc odpowiadały im lepiej niż te murowane wzniesione przez Scheiblera i Poznańskiego.
- Kunitzer zawsze uwzględniał indywidualne potrzeby pracowników, z drugiej strony był bezwzględny w zwalczaniu wszelkich ruchów rewolucyjnych
- pisze w swojej książce „Tajemnice starych kamienic” Edmund Jarzyński. - Dlatego partia wydała na niego wyrok śmierci i został on wykonany.
Kunitzer nie był ani lepszy, ani gorszy od innych łódzkich fabrykantów. Mówił do robotników, że z bydłem roboczym nie będzie rozmawiał, ale przyjmował reprezentantów załogi.
Jednak to głównie Kunitzer odczuł na sobie nienawiść robotników. Nie miał dzieci. Mieszkał w pięknym pałacyku na rogu alei Promenady i ul. Benedykta. Tę piętrową willę wzniesiono 1890 roku. Projektował go jeden z najbardziej znanych łódzkich architektów przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wielu Otto Gehling. Jak opisuje pałacyk Edmund Jarzyński w książce „Tajemnice starych kamienic” miał on dwa fronty i dwa wejścia. Jedno od alei Promenady, drugie od ul. Benedykta. Główny front domu był otoczony żelazną balustradą. Brama prowadziła na obszerny taras. Mieszkał tam z żoną Ages.
Bomba wrzucona do domu
5 czerwca 1893 r., czyli rok po słynnym Buncie Łódzkim, w okolice jego willi zakradło się trzech młodych ludzi. Jeden z nich rzucił przez okno do pokoju jadalnego pakunek. Była w nim ukryta bomba. Wybuch wybił wszystkie okna, nadwyrężył ściany, uszkodził pokój. Kunitzerowi nic się nie stało. Tego dnia jadł obiad na werandzie. Kunitzer wyznaczył 500 rubli nagrody za wydanie sprawców zamachu. Podobno znalazł się zdrajca, który wskazał zamachowców. Jak podaje Edmund Jarzyński ujęto pięciu robotników. Wszystkich skazano na śmierć. M. in. Wawrzyńca Bekrycha, pseudonim „Czerwony”, którego uznano za tego, który rzucił bombę. Wyroków śmierci nie wykonano. Trwała wojna japońsko - rosyjska. Car Mikołaj chciał zyskać pochlebne opinie zachodu, więc ogłosił amnestię. Karę śmierci zamieniono na zesłanie. Po sześciu latach pobytu na Syberii, Bekrycht został zwolniony. W 1904 roku podobno wrócił do Łodzi i podjął działalność konspiracyjną. Tak pisze Edmund Jarzyński.
Kunitzer był wielkim społecznikiem. Zamach nie zraził go do tej działalności. Pełnił funkcję prezesa Łódzkiego Chrześcijańskiego Towarzystwa Dobroczynności. Był jednym z tych przemysłowców dzięki któremu powstało Towarzystwa Łódzkich Kolei Elektrycznych i Łódzkich Wąskotorowych Elektrycznych Kolei Dojazdowych. Zasiadał w radzie nadzorczej Banku Handlowego w Łodzi. W 1897 r. zorganizował konsorcjum węglowe „Kunitzer and Co” zaopatrujące Łódź w śląski węgiel.
W połowie 1899 roku Juliusz Kunitzer rzucił ideę budowy kościoła na Widzewie. Projekt przygotował Johannes Wende, jednak do budowy wówczas nie doszło. Zakupiono wtedy tylko drewniany pawilon z Łódzkiej Wystawy Przemysłowej z 1896 roku i postawiono go jako kościół tymczasowy. 25 maja 1902 roku nowa świątynia została poświęcona jako kościół św. Kazimierza, filia parafii Podwyższenia świętego Krzyża przez ks. Karola Szmidla. Ostatecznie kościół wzniesiono w latach 1925-1936 według projektu Józefa Kabana.
Ale rewolucjoniści nie dali spokoju Kunitzerowi. 26 stycznia 1905 r. wybuchł strajk w fabryce Steinerta przy ul. Piotrkowskiej 274/276. Strajk rozszerzył się na inne fabryki. Wystraszeni fabrykanci słali depesze do Piotrkowa, Warszawy i Petersburga z prośbą o ratunek. Do Łodzi ściągnięto kilka pułków piechoty, kozaków. Wojsko otoczyło fabryki. Doszło do zamieszek. Najbardziej zacięte walki toczyły się przy widzewskich fabrykach. Dyrektor tkalni Widzewskiej Manufaktury inżynier Jeziorkowski wezwał na pomoc wojsko. To wkroczyło na dziedziniec fabryczny. Od kul zginęło dziewięciu robotników. Winą za to wydarzenie obarczono Kunitzera.
30 września 1905 roku w towarzystwie swojego wychowanka Maksa Wuncha wracał tramwajem do domu. Jako dyrektor łódzkich tramwajów demonstracyjnie z nich korzystał. Przed ulicą Nawrot z wnętrza wagonu wyszło dwóch osobników. Kunitzer stał na tylnej platformie. Nie zwrócił uwagi na jednego z nich, który przepychając się przez pełen wagon stanął na stopniu i oddał do niego kilka strzałów. Edward Jarzyński pisze, że Kunitzer padł martwy. Inne źródła podają, że zdążono zawieść go jeszcze na pogotowie ratunkowe, gdzie zmarł po 20 minutach.
Zamachowca zatrzymał, przez przypadek, policjant o nazwisku Zieliński. Okazał się nim 23-letni pracownik firmy Desurmont i Ska - Adolf Szulc. Pochodził ze Zduńskiej Woli. Jego ojciec był tkaczem. Po kilku dniach ujęto drugiego zamachowca, niejakiego Jędryszczaka. Obu skazano na kary śmierci. Ale wyroków nie wykonano. Tak jak w przypadku poprzedniego zamachu uratowała ich amnestia.
Tysiące dla robotników
W swoim testamencie Juliusz Kunitzer zostawił 15 tys. rubli na rzecz łódzkich robotników. Przekazał też tzw. delegaty dla parafii katolickiej, ewangelickiej, gminy żydowskiej. Wsparł również chrześcijańskie i żydowskie towarzystwa dobroczynności.
Jak donosiły ówczesne łódzkie gazety na jego pogrzeb na cmentarzu przy ul. Ogrodowej przyszły tłumy ludzi. Łódź nie widziała takiego pożegnania od czasów śmierci Karola Scheiblera.