Zabrali nam szansę na to, by pożegnać się z tatą - mówi córka
Strzelce Kraj./Drezdenko. - Staramy się ustalić, w jaki sposób do tego doszło. Na pewno ta sytuacja wpłynie na zmianę pewnych procedur - mówi wicestarosta B. Kierus.
Ryszard Jasiński do szpitala trafił ponad dwa miesiące temu. Miał odmę płucną. - Jakby się dusił... Chciałem wezwać pogotowie. Nie mogłem się dodzwonić. Wybiegłem na ulicę i złapałem radiowóz. Policja pomogła mi wezwać karetkę - wspomina przez łzy Józef Jasiński, ojciec zmarłego 53-latka. Mężczyzna nie kryje poruszenia. - Teraz zostałem sam, jak kołek... - dodaje 88-latek.
- Ja tak tego nie zostawię. Wiem, że mi to taty nie wróci, ale nie pozwolę na to, by jakaś rodzina musiała kiedyś przejść przez to, co my przeżywamy teraz. Nawet go nie zdążyłam raz jeszcze złapać za rękę... - mówi przez łzy córka pana Ryszarda.
- Tata o własnych siłach wsiadł do karetki. Trafił na OIOM. W szpitalu jego stan się pogorszył. - Lekarze od początku mówili, żebym szykowała się na najgorsze - opowiada córka. Gdy stan Ryszarda ustabilizował się, trafił na oddział wewnętrzny. - W czwartek wydawało się, że jest dobrze. Chociaż był w śpiączce, reagował na głos, uściski - mówi poruszona kobieta. I dodaje. - Nie spodziewałam się, że widzimy się ostatni raz.
Nawaliły procedury
Pani Marta mówi, że tatę odwiedzała co dwa dni. Dbała o niego. W czwartek w szpitalu była po raz ostatni, bo jak mówi, zasugerował jej to lekarz. - Tata miał mieć konsultacje z neurologiem. Lekarze mieli też zastanowić się, czy nie umieścić go w Tucznie. Mam dwójkę małych dzieci i niesprawne auto, nie byłam w stanie być codziennie - mówi.
Pani Marta wyjaśnia, że gdy jej tata był na OIOM-ie podała swój numer pielęgniarce. Ta schowała to do dokumentów pana Ryszarda. - Proszę zobaczyć, oni mi tę kartę oddali z rzeczami taty w poniedziałek! - mówi oburzona. Dodaje, że sama zaproponowała, by zostawić swój numer w szpitalu. - Ktoś powinien za to odpowiedzieć - mówi kobieta.
Nikomu nie życzę takiej sytuacji. Postaramy się zbadać tę sprawę do dna. W następnym tygodniu powiemy więcej - mówi wicestarosta Bogusław Kierus.
To od naszej reporterki, wczoraj po 10.00, dyrekcja szpitala dowiedziała się o sytuacji. - Będę mógł powiedzieć coś więcej pod koniec dnia - oznajmił wiceprezes lecznicy Dariusz Kopka.
W trakcie dnia Kopka „na gorąco” ustalał co się stało. Pracownicy szpitala przekazali mu, że pan Ryszard trafił na oddział z niekompletnymi dokumentami. Nie było w nich zapisu o tym, kogo informować, gdy coś się zdarzy. Na wewnętrznym nikt tego nie uzupełnił. Kopka przyznaje: - Musimy popracować nad procedurami. Gdy pacjent przyjmowany jest z miejsca na oddział wewnętrzny, wtedy takie dane podane są od razu. Na OIOM-ie, jak widać, to nie działa. To błąd i to się zmieni - zapewnia wiceprezes.
O komentarz poprosiliśmy też wicestarostę Bogusława Kierusa. - Ta sytuacja uczy, że trzeba te procedury zmienić. OIOM walczy o życie pacjentów... ale nie jest to wytłumaczenie. Nikomu nie życzę takiej sytuacji. Postaramy się zbadać tę sprawę do dna. W następnym tygodniu powiemy więcej - mówi.
Kto znajdzie rodzinę?
Zapytaliśmy władze szpitala, jak postępuje się w sytuacjach, gdy szpital nie ma kontaktu do rodziny zmarłego. - Prosimy o pomoc MOPS. Tutaj z racji długego weekendu, czas oczekiwania na odpowiedź nieco się wydłużył... - przyznaje Kopka. I dodaje. - Teraz chcemy poprosić o pomoc w takich sytuacjach policję - mówi. Wiceprezes dopytywany o to, czy pracownicy szpitala nie mogli „tak po prostu” zadzwonić na policję i poprosić o pomoc, odpowiada: - No może faktycznie, zabrakło tutaj takiej reakcji. Wicestarosta mówi o nieokazaniu „czynnika ludzkiego”. Zapytany o to, czy wobec kogoś będą wyciągnięte konsekwencje, odpowiada. - Musimy lepiej poznać sytuację, poprawić to, z czym mamy problem. Nie może taka sytuacja więcej się powtórzyć - odpowiada. Nikt jednoznacznie nie stwierdził, że personel popełnił błąd. Przytaczając zapisy prawne, mówiące o tym, że szpital musi niezwłocznie powiadomić rodzinę pacjenta o jego zgonie, słyszeliśmy jedynie, że procedury ulegną zmianie i będzie nawiązana współpraca z policją.
- Ja tak tego nie zostawię. Wiem, że mi to taty nie wróci, ale nie pozwolę na to, by jakaś rodzina musiała kiedyś przejść przez to, co my przeżywamy teraz. Nawet go nie zdążyłam raz jeszcze złapać za rękę... - mówi przez łzy córka pana Ryszarda.