Zabytkowe poznańskie kamienice runęły, ale winnych katastrofy nie ma
Trójkąt bermudzki – tak można określić rejon Starego Miasta rozciągający się między ulicami Półwiejską, Krysiewicza i Ogrodową. Przez wiele lat klin stał pusty, a gdy pojawili się inwestorzy zaczęły piętrzyć się trudności. Ciąg zdarzeń doprowadził w 2011 r. do zawalenia zabytkowych kamienic. To wówczas z powierzchni miasta zniknęło słynne „Żelazko”, które nie zostało odbudowane do dziś.
W lipcu 2011 r. intensywnie padało. Kamienica pod adresem Krysiewicza 3 już i tak była w fatalnym stanie technicznym, a deszcze spowodowały, że drewniane stropy nasiąknęły wodą. To znacznie obciążyło konstrukcję budynku. W rezultacie naciskający strop wypchnął ścianę szczytową budynku na poziomie pierwszego i drugiego piętra. Dodatkowo na początku lipca z oficyny budynku przy ul. Krysiewicza 3 usunięto drzewo. Drzewo rosło na ścianie wzmacniającej skarpę. System korzeni spenetrowały część spoin między cegłami. To ustalenia rzeczoznawcy budowlanego dr inż. Edmunda Przybyłowicza.
Równolegle na sąsiedniej działce przy ul. Półwiejskiej 4 zaczynała się budowa. Właścicielem działki jest Mirosław Tabaczewski z Szamotuł. Działkę odziedziczył po ojcu i mimo że miał na nią kupca, postanowił, że wybuduje przy Półwiejskiej budynek usługowo-mieszkalny. Dziś żałuje.
Na parceli stały pawilony handlowe, które trzeba było wyburzyć. Prace ruszyły, a w rezultacie zawaliły się okoliczne budynki. Inspektor nadzoru budowlanego oskarżył kierownika budowy Zygmunta Srokę o doprowadzenie do katastrofy budowlanej i spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa ludzi i mienia.
Równolegle PINB złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez Polmę, ówczesnego właściciela „żelazka”.
Inspektorat już w 2008 r., trzy lata przed katastrofą alarmował, że zabytkowa kamienica jest w dramatycznym stanie. Polma przez trzy lata nie wykonała zleconych jej prac naprawczych.
– Kamienica groziła zawaleniem. Obawiałem się, że może runąć na ulice, gdzie chodzi przecież mnóstwo ludzi
– mówi Paweł Łukaszewski, powiatowy inspektor nadzoru.
W Prokuraturze Rejonowej Stare Miasto dowiadujemy się jednak, że sprawa przeciw Polmie został umorzona w 29 czerwca 2012 r. przez prowadzącą ją prok. Joannę Gosieniecką.
Umorzona została także sprawa przeciwko kierownikowi budowy Zygmuntowi Sroce, którą prowadził Sąd Dyscyplinarny przy Wielkopolskiej Okręgowej Izbie Inżynierów Budownictwa.
Przewodniczący składu orzekającego Henryk Szabelski umorzył postępowanie stwierdzając, że „stawianie kierownikowi budowy zarzutu bezpośredniego przyczynienia się do katastrofy budowlanej jest nieuzasadnione”. Sąd Dyscyplinarny obwiniał za katastrofę Polmę. „Właściciele nie uczynili nic w ciągu trzech lat, by wykonać zalecenia nadzoru budowlanego” – czytamy.
Dalej pada stwierdzenie, że na placu budowy przy ul. Półwiejskiej 4 trwały jedynie prace przygotowawcze do badań geotechnicznych, nie były prowadzone wykopy.
Szef nadzoru budowlanego mówi jednak, że te argumenty można „wsadzić między bajki”.
– Sam widziałem tam ciężki sprzęt i wywożone wywrotki ziemi. Taki sprzęt powoduje drgania, a teren nie był zabezpieczony. Inwestor nie dysponował też wymaganą ekspertyzą stanu technicznego sąsiednich budynków
– mówi Łukaszewski.
– W tym czasie nie kopaliśmy fundamentów, bo sami jeszcze nie wiedzieliśmy, gdzie one mają być – zarzeka się jednak Jacek Bieniecki, pełnomocnik inwestora z Półwiejskiej.
Sprawa wciąż nie ma swojego finału. W Sądzie Okręgowym toczy się proces z powództwa Polmy przeciwko Tabaczewskiemu o blisko 1 mln zł odszkodowania. Ten złożył pozew zwrotny o 400 tys. zł odszkodowania od Polmy. Zostali już przesłuchani świadkowie teraz sąd czeka na opinię biegłego rzeczoznawcy.
Polma dotychczas nie odpowiedziała na nasze pytania w sprawie.