Zachodnie towary były jak powiew wolności. Został po nich sentyment
Prosty test „czekoladowy” na mojej rodzinie uświadomił mi, że trochę przesadzamy z tą ubóstwianą przez wielu z nas niemiecką jakością. Subtelne różnice oczywiście są, ale czy na pewno nasze, polskie, jest gorsze?
Niemieckie czekolady są o niebo lepsze od polskich, proszki do prania to już w ogóle odlot, a niemieckie samochody to szczyt luksusu i dobrej jakości - twierdzi wielu moich znajomych. Przyznam od razu, że trochę mnie drażni takie gadanie. Od lat piorę w produkowanych na polski rynek proszkach, płuczę w płynach wyprodukowanych na nasz rynek, zajadam polską czekoladę i jeżdżę japońskim samochodem. I kompletnie nie mam poczucia, że coś mnie omija, choć oczywiście pamiętam z dawnych czasów smak niemieckich czekolad z orzechami. Taka migawka z dzieciństwa. Postanowiłam więc zbadać te stereotypy.
Czekoladowy test
Kupioną na stoisku z towarami z Niemiec popularną niemiecką czekoladę z orzechami („z okienkiem”) oraz czekoladę wyprodukowaną na rynek polski podsunęłam swojej rodzinie. Nie widząc opakowań, synowie i mąż dostali je do spróbowania z pytaniem, która jest lepsza.
- Bez różnicy - oznajmił pierwszy syn. Drugi doszedł do wniosku, że lepsza jest czekolada wyprodukowana w Polsce. Mąż uznał wyższość czekolady niemieckiej. I co wynika z tego testu? Moim zdaniem, kompletnie nic. Wszystko to kwestia naszych gustów. Patrząc na skład widzę jedną różnicę - niemiecka ma o pięć procent więcej orzechów. Tyle.
Ale przejdźmy do proszków. Przez dwa tygodnie prałam w niemieckim odpowiedniku mojego ulubionego, wyprodukowanego na rynek polski proszku znanej niemieckiej marki. Pranie płukałam w niemieckim odpowiedniku ulubionego płynu. I co? I nic. Oba detergenty świetnie usuwają plamy, odświeżają. Fakt, niemieckie intensywniej pachną. Co do jakości prania, nie widzę różnicy. Oczywiście poza wyższą ceną niemieckich.
Niedawno czeski minister rolnictwa Marian Jureczka ogłosił, że kraje Grupy Wyszehradzkiej są śmietnikiem Zachodu, bo tu trafiają produkty żywnościowe gorszej jakości, choć pod znanymi markami. Polska Inspekcja Handlowa nie badała różnic między żywnością czy chemią z Polski i z Niemiec. - Sprawdzamy jednak, czy skład podany naopakowaniu jest zgodny z tym, co mieści się wewnątrz. Dla nas ważne jest, by producenci dawali nam to, co deklarują na opakowaniu - mówi Katarzyna Kielar, rzeczniczka Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Katowicach. - Sądzę, że producenci bardziej kierują się upodobaniami klientów, niż wciskaniem im towaru gorszej jakości - dodaje.
Żeby nie zostawić Państwa w rozterce, próbuję dalej dowiedzieć się czegoś więcej o różnicach miedzy niemiecką a polską chemią.
Chemia z Niemiec jest lepsza? Auta używane, wiadomo
Niewątpliwym ekspertem wtej dziedzinie jest dr Anna Oborska, dyrektor generalna Polskiego Stowarzyszenia Przemysłu Kosmetycznego iDetergentowego wWarszawie. Bez ogródek stwierdza, że mówienie olepszej chemii zNiemiec to mit. - To są pełnowartościowe produkty. Mogą różnić się np. intensywnością zapachu, co jest wynikiem preferencji konsumentów w danym kraju. Nie można jednak powiedzieć, że produkty przeznaczone na rynek polski są gorsze. To nieprawdziwe stwierdzenie - podkreśla Anna Oborska.
Skąd więc w nas to przekonanie, że słowo „niemiecki” lub „zachodni” oznacza produkt lepszej jakości?
- Myślę, że to jeszcze pozostałości wielu lat komunizmu - wtedy wszystko, co „zachodnie”, było postrzegane jako lepsze. Wystarczy spojrzeć na sklepy z używaną odzieżą - często widać tam szyld „odzież zachodnia”, właśnie po to, żeby ściągnąć klientów - mówi dr Oborska. Dyrektor mówi, że tzw. chemia z Niemiec pojawia się u nas, bo to pierwszy „zachodni” kraj graniczący z Polską.
- Niemcy są blisko. Wystarczy, że handlowiec przejedzie granicę, wejdzie do sklepu, w którym kupi kilka kartonów niemieckich proszków z niemieckimi etykietami. Wraca do Polski, wystawia je na bazarze, w sklepiku, i sprzedaje jako „chemię z Niemiec”. Z drugiej strony jest to naruszenie naszych przepisów, bo produkt powinien posiadać etykietę w języku polskim - mówi Oborska. Jak twierdzi, producenci detergentów i środków czystości wielokrotnie dementowali stwierdzenia o rzekomo lepszej jakości proszków niemieckich, ale temat wraca co roku. I - o dziwo - co roku o podobnej porze, wiosną. - Zazwyczaj przed Wielkanocą, przed którą, wiadomo, robi się często generalne porządki - uśmiecha się dyrektor stowarzyszenia.
No dobrze, zostawmy już tę chemię. Do samochodów przejdźmy. Tu jest podobnie. Dla nas, mieszkańców Śląska, niemieckie auta to synonim wytrzymałości, dokładności i długowieczności. Kiedyś stare, używane volkswageny były dla nas szczytem marzeń. Dziś też kochamy używane auta z Niemiec, np. według rankingu Grupy AAA Auto za 2016 rok, sporządzonego na podstawie interne-towych ogłoszeń o samochodach używanych, danych z komisów oraz dilerów samochodowych wynika, że w tym zestawieniu wciąż królują auta niemieckie. Pierwsze miejsce wśród naszych ulubionych aut używanych zajmuje opel astra, drugie volkswagen passat, trzecie golf. Powiem jeszcze o czwartym. Nie zgadną Państwo: audi.
Utrwalamy latami nadbudowywane mity
Psycholodzy są zgodni w jednym: nadbudowywane przez lata mity utrwalają się w społeczeństwie.
- Pamiętajmy, że żyjemy w regionie, gdzie wiele rodzin ma krewnych za naszą zachodnią granicą. Mieliśmy lepszy dostęp do towarów stamtąd. Zresztą odnosimy się często do czasów, gdy w naszym kraju brakowało wszystkiego. Wtedy praktycznie każdy towar z Zachodu był lepszy od naszego. Zawsze wydawało nam się, że w Niemczech jest lepiej. Tak zostało do dziś - mówi doktor Teresa Sikora, psycholog z Uniwersytetu Śląskiego, badająca m.in. zagadnienia konsumpcjonizmu w społeczeństwie. Według niej, działa tu także pewien czynnik psychologiczny. - Gdy ktoś dobrze się czuje w swoim kraju, ceni go, jest mu dobrze, reakcja na towary z innych krajów jest odwrotna. Wtedy uważamy, że to nasze towary są lepsze. To może wynikać z tego, jak wartościujemy swój kraj i jego możliwości. Jeśli mamy poczucie, że nie jest u nas najlepiej, wtedy uznajemy, że także towary z innych krajów są lepsze od naszych polskich - mówi dr Sikora.
Wtedy też zamiast szukać dowodów na obalenie pewnych mitów - na przykład, że czekolady z Niemiec są lepsze od polskich - my szukamy dowodów na potwierdzenie tej tezy. Np. spróbujemy niemieckiej czekolady i będzie nam smakowała, to uznamy, że to dowód na tę opinię.
Wśród młodego pokolenia Polaków, którzy nie mają doświadczeń związanych z czasami socjalizmu, działa inny mechanizm wartościowania - poprzez wysokość ceny. - Jeśli coś jest drogie, to znaczy że musi być dobre. Niemieckie produkty z różnych względów są droższe od polskich odpowiedników. Dlatego często uznaje się je za lepsze. Zastanówmy się, co by było, gdyby te produkty nagle były tańsze od naszych - proponuje dr Teresa Sikora.
Jak więc podsumować moje poszukiwania prawdy o mitycznej wyższości zachodnich towarów nad krajowymi? Proponuję - pozbądźmy się kompleksów i uwierzmy w możliwości naszych producentów.