Zaczęła się nowa era. Kosmos otworzył się przed marzycielami
Niektórzy mówią, że 30 maja 2020 roku rozpoczęła się nowa era podboju kosmosu przez człowieka. O tym, co się w tamtą sobotę stało i o tym, co w najbliższym czasie może się dziać w okolicach Ziemi rozmawiamy z Jerzym Rafalskim, astronomem z Planetarium im. Władysława Dziewulskiego w Toruniu.
W ostatnią sobotę maja z Centrum Kosmicznego Kennedy'ego na Florydzie wystartował statek kosmiczny Dragon zbudowany przez założoną przez Elona Muska firmę SpaceX. Dwóch astronautów na jego pokładzie bezpiecznie dotarło do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Nie oni pierwsi i nie ostatni, na czym więc polega wyjątkowość tego wydarzenia?
Amerykanie bardzo się chwalą, że uniezależnili się od Rosjan.
A Ronald Reagan przewraca się w grobie. Dlaczego mieli się uniezależnić od Rosjan?
W latach 80. i 90. latali swoimi promami, takimi kosmicznymi ciężarówkami, które woziły elementy do budowy stacji kosmicznej. Stacja ta została zresztą zbudowana nie tylko siłami Amerykanów. Krąży teraz 400 kilometrów nad Ziemią i trzeba tam dostarczać astronautów oraz żywność dla nich. Promy jednak zostały wycofane, kto miał zatem tam latać? Wybór padł na Rosjan, ponieważ w zasadzie tylko oni dysponowali odpowiednią techniką rakietową. Problem w tym, że Rosjanie za dowiezienie jednego astronauty liczyli sobie ponad 80 milionów dolarów. Amerykanie doszli zatem do wniosku, że trzeba zbudować własną rakietę, a NASA postanowiła rzucić wyzwanie prywatnym inwestorom. Rękawicę podjął wizjoner Elon Musk. Zbudował rakietę i po wielu próbach wyniósł właśnie dwójkę astronautów na orbitę. Zrobił to taniej, bo za ponad 50 milionów dolarów za osobę. Media teraz rozpisują się o uniezależnieniu od Rosjan, ale ja widzę w tym co innego – zupełnie inne podejście do kosmosu. Kiedyś, w latach 60. kosmiczny wyścig napędzała wielka rywalizacja między Wschodem i Zachodem. NASA stała się wielkim molochem, który żywił się publicznymi pieniędzmi, przecież jeden lot wahadłowca kosztował miliard dolarów, a tych lotów było ponad sto! Trzeba było to zrobić inaczej, np. przy pomocy pieniędzy prywatnych. Pojawił się człowiek, który wyszedł kiedyś na scenę i trzymając ręce w kieszeniach powiedział, że ma marzenie. Że wyśle astronautów na orbitę, na Księżyc, na Marsa, wyśle w kosmos tysiące satelitów, dzięki którym będziemy mieli wszędzie internet, a nawet pośle w przestrzeń kosmiczną samochód, aby krążył wokół Słońca. Wszyscy złapali się za głowy i powiedzieli – szaleniec, ale okazało się, że ten szaleniec jest w stanie swoje marzenia zrealizować. Pokazał, że jest w stanie zbudować rakietę wielokrotnego użytku, znacznie tańszą od wahadłowca. Kilka lat temu wysłał również w kosmos samochód. Zrobił to! I David Bowie pewnie nadal jeszcze gra w radyjku samochodowym tej tesli. Marzenia! To jest właśnie niezwykłe! Marzenia zaczęły napędzać loty w kosmos. A przecież takich ludzi z marzeniami jest wielu. Czego zatem możemy się spodziewać? Że takich ludzi jak Elon Musk będzie więcej, a co za tym idzie, więcej będzie również lotów w kosmos. Na orbitę, a może i dalej. Więc owszem, Amerykanie uniezależnili się od Rosjan, ale kosmos uniezależnił się również od agencji kosmicznych, od molochów, które muszą ciężko pracować latami za ogromne publiczne pieniądze.’
Wspaniale, tylko że teraz, zamiast wyścigu mocarstw, które będą gotowe poświęcić wiele, aby tylko zostawić ślad buta na Księżycu, może się pojawić wyścig koncernów. Czy uda się ochronić kosmos przed ciemną stroną biznesu?
Kiedy rodziło się lotnictwo wielu uważało, że to szaleństwo. Dziś w zasadzie latać może każdy kto chce. Czy mamy z tym problem? Raczej nie. Z kosmosem może być podobnie, chociaż jeśli krążących wokół Ziemi satelitów będzie naprawdę dużo, trudniej będzie badać przestrzeń przy pomocy teleskopów. Amatorom to jednak nie będzie przeszkadzało, a co z wielkimi teleskopami? Trafią na orbitę.
Już tam są.
Tak, na przykład Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Wspaniale narzędzie, dzięki któremu dokonaliśmy już wielu przełomowych odkryć. Są też inne teleskopy, które krążą wokół Ziemi i obserwują nie tylko czarne niebo, ale również Słońce. Myślę, że astronomię czeka właśnie taka przyszłość.
A jaka przyszłość czeka Narodową Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej?
Na pewno poszukiwanie podwykonawców, takich właśnie jak Elon Musk. Niskie orbity, czyli do 400 kilometrów, będzie można oddać takim firmom jak właśnie SapaceX. NASA będzie się mogła zająć dalszymi lotami, bo z wyprawą na Księżyc czy Marsa sam Elon Musk pewnie sobie nie poradzi, chociaż samochód, który wysłał w kosmos, jest już daleko za Marsem. Będziemy latać dalej i przede wszystkim inaczej patrzeć na kosmos. Biznesowo, bo kosmos nam się przyda. Tam są duże pieniądze. Jeżeli na przykład polecimy na Księżyc to może się okazać, że znajdziemy tam całe mnóstwo helu 3. Jest to bardzo wysokoenergetyczne paliwo, które płynie ze Słońca. Gdybyśmy nauczyli się go wydobywać, jako Ziemia bylibyśmy mocarstwem. Z takim paliwem napędzającym rakiety moglibyśmy polecieć naprawdę daleko!
Znów wrócę do tego, że wyścig do surowców to prosta droga do wojny.
Właśnie. Widzimy, do czego na Ziemi potrafi doprowadzić wyścig do złóż ropy czy gazu. To jest niebezpieczne, dlatego już teraz powinniśmy budować od zera zupełnie inne podejście. Czy jest to możliwe? Nie wiem. Wiele razy próbowaliśmy, ale wiele razy okazywało się, że jeśli gdzieś jest odrobina energii, ludzie dostają głupiego rozumu i doprowadzają do konfliktu. Na pewno będzie trzeba stworzyć bardzo precyzyjne prawo kosmiczne. Na razie mówimy, że kosmos nie należy do nikogo. Owszem jednak jeśli jakieś państwo poleci na Księżyc i zacznie wydobywać minerały, albo przyciągnie jakąś asteroidę? Co wtedy, wszyscy będą mogli z niej korzystać? Dlaczego, skoro to jedno państwo zadało sobie ten trud? Dziś chodzimy z głowami w chmurach jednak przyjdzie czas, gdy życie zweryfikuje te marzenia. Oby wtedy nie doszło do większych konfliktów.
Czy w związku z tym co się dzieje, kolonizacja innych ciał niebieskich staje się realna?
Na pewno tak. W tej chwili są to jeszcze marzenia. Nie mamy jeszcze technologii, ale wiemy, że wysłanie jednej osoby na Marsa kosztowałoby 10 miliardów dolarów. Byłby to lot w jedną stronę, jednak chętni już są. Gdyby jednak technologia się pojawiła i spowszedniała, wtedy koszty takiej podróży mogłyby spaść do 200 tysięcy dolarów za osobę. W tej chwili nie jesteśmy w stanie przywieźć z Marsa nawet jednego kamienia, ale skoro zainteresowanie jest, to są również pieniądze. Będzie się to rozwijało, o ile nie dojdzie do jakiejś katastrofy. 30 maja świat zobaczył, jak łatwo i lekko można wysłać w kosmos astronautów. Gdyby jednak coś poszło nie tak, to ten entuzjazm by przygasł.
Zdobywanie kosmosu przyspieszy. Czy jest Pan w stanie ocenić, kiedy ludzie dotrą na Marsa?
Bardzo trudno powiedzieć. NASA już kiedyś ogłosiła, że dotrzemy na Marsa w 2020 roku. Później była mowa o roku 2025, teraz mówi się natomiast, że człowiek który postawi nogę na Marsie już się urodził. Nadal w to nie wierzę. Najpierw musimy pokazać, że potrafimy stamtąd wrócić, bo jak dotąd nam się to nie udało. Na Księżyc najpierw wysłaliśmy pojazdy kosmiczne, a gdy okazało się, że potrafimy je sprowadzić z powrotem, dopiero wtedy posłaliśmy tam ludzi. Na Marsa jest jeszcze za wcześnie myślę jednak, że w ciągu 20 lat możemy się spodziewać lądowania na Księżycu i być może budowy tam jakichś baz.
Ostatni załogowy lot na Księżyc był w 1972 roku?
Tak. Niedługo więc będziemy obchodzili 50-lecie pożegnania z Księżycem.