Zagadka zniknięcia dzieci. Rodzice przedstawili odmienne wersje zdarzeń
Skonfliktowani rodzice walczą o dzieci. Jak faktycznie wyglądało zdarzenie sprzed kilku dni? Oto wersje obu stron...
Poniedziałek, 1 lipca, godz. 8.50, osiedle Wyżyny w Bydgoszczy. Na ulicy Ogrody przed piekarnią znajduje się dziadek z dwójką wnucząt w wieku 6 i 7 lat, które ktoś zabiera do auta. Ojciec dzieci mówi, że zrobił to on sam, dziadek - że czterech obcych mu osiłków. Czy doszło do przestępstwa? To próbuje ustalić upoważniona przez rodzinę matki dzieci agencja detektywistyczna. Wcześniej inni detektywi pracowali na zlecenie ojca.
Na trzeci dzień po tym zdarzeniu, rodzina matki dzieci zdecydowała się upublicznić skargę pod adresem KWP w Bydgoszczy (zamieszczamy poniżej).
Powód? W ocenie rodziny, policja z góry założyła, że doszło do uprowadzenia rodzicielskiego, które w oficjalnym komunikacie zostało określone jako „odebranie” dzieci przez ojca.
- Miałoby chodzić w tym przypadku o sytuację, w której jedno z rodziców posiadające pełnię władzy rodzicielskiej zabiera dzieci bez zgody drugiego. Istotnym jest przy tym fakt, iż tego czynu dopuszcza się bezpośrednio jedno z rodziców bez pośrednictwa osób trzecich, co w tym przypadku nie jest karalne. Tymczasem, zaistniałe okoliczności wskazują na zgoła inną sytuację - wyjaśnia adw. Katarzyna Kulik-Frasz. - Jak wskazał ojciec pani Magdy, pod którego opieką na jej prośbę dzieci w dniu 1 lipca się znajdowały, uprowadzenia dokonały nieznane mu osoby, które podstępem i wbrew jego woli siłą wciągnęły dzieci do samochodu. W ocenie mojej mandantki, tego rodzaju działanie może wyczerpywać znamiona występku z art. 211 k.k. Tego rodzaju czyn zagrożony jest karą pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat pięciu i w tej sprawie moja mandantka w dniu 2 lipca wniosła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Tymczasem policja bezpośrednio po zdarzeniu nie poczyniła żadnych prób ustalenia danych personalnych osób, które zabrały dzieci, poprzestając na zapewnieniach ich ojca o tym, iż przyjechał po nie sam.
Ojciec dzieci, z którym udało nam się skontaktować, mówi wprost:
Nie zleciłem porwania dzieci. Mam nawet zdjęcie wykonane 1 lipca, na którym widać, że to ja odbieram córkę i syna na ul. Ogrody - pan Jarosław, ojciec dzieci
- Moja partnerka dopuściła się rodzicielskiego porwania dzieci 16 maja. Gdy wróciłem do domu po pracy, zastałem puste szafy, nie odbierała telefonu. O wyprowadzce nie rozmawiała ze mną, potraktowała dzieci jak rzecz i wywiozła do Bydgoszczy, nie licząc się z ich zdaniem i uczuciami, wyrwała je ze znanego im otoczenia, nie dając możliwości pożegnania się z ojcem i uniemożliwiając chodzenie dzieciom do przedszkola, tylko wiezienie w domu z babcią - twierdzi pan Jarosław, który prowadzi firmę pod Warszawą. Twierdzi, że sam powiadomił policję o tym, że odebrał dzieci, ponieważ ma dowody, że matka je "krzywdzi". Policja krótko po całym zdarzeniu 1 lipca potwierdziła, że oficer dyżurny z komisariatu na Wyżynach odebrał telefon od ojca dzieci.
Dwójka dzieci z bydgoskich Wyżyn została zabrana czy porwana?
Z upoważnienia rodziny kobiety sprawą zajęła się agencja Detektyw Weremczuk & Wspólnicy, która szybko ustaliła personalia osób, uczestniczących w przygotowaniach do odebrania dzieci.
Byli to pracownicy innej agencji detektywistycznej. Prowadzili oni obserwacje rodziny, aby ustalić jak sprawowana jest opieka na dziećmi, a następnie mieli wybrać najlepszy moment na odebranie dzieci matce.
Bartosz Weremczuk, detektyw
- Ustaliliśmy także miejsce pobytu ojca z dziećmi. Otrzymaliśmy dziesiątki aktualnych zdjęć, które wskazują, że małoletnim nic nie zagraża - mówi nam detektyw Bartosz Weremczuk, który dodaje, że zbiera informacje na temat dokładnego przebiegu tego, co wydarzyło się 1 lipca na ul. Ogrody na bydgoskich Wyżynach.
Detektywi nie wykluczają żadnej wersji
- Kto konkretnie uczestniczył w odbiorze dzieci - czy ojciec był bezpośrednio na miejscu, czy też znajdował się w pewnej odległości bądź w ogóle go nie było? To są szczegóły, które wymagają dokładnego sprawdzenia, ponieważ mogą zmienić klasyfikację czynu z porwania rodzicielskiego (zabrania dzieci wbrew woli matki z miejsca ich ostatniego zamieszkania) na uprowadzenie. Na ten moment nie wykluczamy żadnej wersji. Celem naszej pracy jest ustalenie, czy nie doszło do przestępstwa i tylko w tym zakresie będziemy prowadzić nasze czynności. Wszelkie zebrane przez nas istotne informacje przekażę policji – dodaje Bartosz Weremczuk.
Matka dzieci zawiadomiła prokuraturę
Jak informuje nas adwokat Katarzyna Kulik-Frasz, 29 V 2019 r. matka dzieci złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa z art. 190 a k.k., czyli tzw. stalkingu. - Była bowiem obserwowana i śledzona, co wzbudzało w niej obawę o bezpieczeństwo jej i jej dzieci. Pomimo to, policja odmówiła wszczęcia dochodzenia w tej sprawie, co następnie zostało zatwierdzone przez prokuraturę – mówi adwokat.
Ojciec dzieci przyznaje, że zlecił agencji detektywistycznej 3-tygodniową obserwację sprawowania opieki nad małoletnimi podczas pobytu w Bydgoszczy. - Dzięki temu mam materiał (nagrania, filmy, zdjęcia), który obrazuje, w jaki sposób partnerka zajmuje się naszymi dziećmi i zostanie on przedstawiony w sądzie – mówi ojciec nieletnich, którego mecenas złożył stosowne dokumenty i wniosek do sądu o sprawę w trybie pilnym.
Na chwilę obecną posiadamy jego (ojca dzieci - przyp. red.) oświadczenie w postaci SMS, że najął ludzi w celu porwania dzieci, czemu przeczył dnia poprzedniego na policji.
oficjalny komunikat, opublikowanym przez brata kobiety, Łukasza Kulpę
-Gdybym tak zrobił, byłbym przestępcą i teraz nie byłbym z moimi dziećmi, które są pod dobrą opieką. Jestem też w stałym kontakcie z policją – odpiera zarzut pan Jarosław.
Wizyta na pewno była w niedzielę
Zarówno brat pani Magdy, jak i prezentująca ją adwokat, podkreślają, że matka nie ograniczała w żaden sposób kontaktów dzieci z ojcem. - Były partner pani Magdy przyjeżdżał w odwiedziny do dzieci, był też z nimi w stałym kontakcie telefonicznym. Już w dniu 22 V 2019 roku do Sądu Rejonowego w Bydgoszczy wpłynął wniosek pani Magdy o ustalenie miejsca pobytu dzieci przy matce wraz z wnioskiem o zabezpieczenie, a także wniosek o sądowe ustalenie kontaktów ojca z dziećmi, o czym były partner pani Magdy był poinformowany. Należy zwrócić szczególną uwagę na fakt, iż dzieci widziały się z ojcem zaledwie dzień przed zaistnieniem zdarzenia, tj. w niedzielę, 30 czerwca – podkreśla adw. Katarzyna Kulik-Frasz.
- Tak, w niedzielę (30 czerwca) spotkałem się z dziećmi, po raz pierwszy od 4 tygodni, bo kontakty były mi utrudniane. To spotkanie trwało niecałe dwie godziny w małym pokoju i było zakłócane dyskusjami prowadzonymi w pomieszczeniu obok przez rodzinę partnerki – twierdzi ojciec dzieci.
Twierdzi, że zrobił to dla dobra dzieci
Na pytanie, dlaczego zdecydował się zabrać dzieci z ulicy, a nie np. podczas niedzielnej wizyty, odpowiada, że proponował niejednokrotnie wyjazd, np. do Kołobrzegu, by razem spędzić czas z dziećmi. - Ale nie było na to zgody – twierdzi mężczyzna.
- Przez 8 tygodni spędziłem z dziećmi około 6 godzin. Nie miałem też z nimi przez ten czas kontaktu telefonicznego, choć dałem dzieciom telefon komórkowy, aby mogły do mnie dzwonić. Telefon był wyłączony. Z obserwacji detektywistycznej wynika, m.in., że dzieci w ogóle nie wychodziły na zewnątrz. To wszystko sprawiło, że zdecydowałem się zabrać dzieci z ulicy 1 lipca. Wiem, że to była drastyczna decyzja, ale zrobiłem to wyłącznie dla dobra dzieci – dodaje ojciec.
Adwokat matki dzieci podkreśla, że po „przejęciu” małoletnich to ojciec zaczął ograniczać pani Magdzie kontakty z nimi, co w bardzo negatywny sposób wpłynęło na stan emocjonalny dzieci. Z kolei nasz informator przekazał nam, że ojciec dzieci na bieżąco informuje matkę o opiece nad dziećmi. Sam ojciec w rozmowie z nami powiedział, że jest już z dziećmi w swoim domu. 1 lipca (w dniu „odebrania”) mężczyzna przebywał z dziećmi w hotelu pod Toruniem.
Jedyna kwestia, w której zgadzają się obie strony konfliktu, to fakt, że o wszystkim zdecyduje sąd.