Zagłada polskiego dworu. Ofiarą komunistycznej nacjonalizacji padło prawie 10 tysięcy majątków ziemskich
6 września 1944 roku tzw. „PKWN”, wydał „dekret o przeprowadzeniu reformy rolnej”. Celem tej akcji było całkowite zniszczenie podstaw ekonomicznych warstwy ziemiańskiej. Ofiarą komunistycznej nacjonalizacji padło prawie 10 tysięcy majątków ziemskich o łącznej powierzchni około 7,5 miliona hektarów. Wraz z folwarkami „ludowe państwo” zagarnęło dwory i pałace niemające nic wspólnego z produkcją rolną. Do dziś przetrwało niespełna trzy tysiące zespołów parkowo-dworskich. Z tego ogromna część w gruzach. Reszta w stanie katastrofalnym. Te, które ocalały, mogłaby uratować jedynie ustawa reprywatyzacyjna.
Komuniści, po wkroczeniu do Polski wraz z Armią Czerwoną, jako głównego wroga upatrzyli sobie przedwojenną inteligencję. Nowi władcy Rzeczypospolitej, często nie posiadający nawet polskich korzeni, mieli świadomość, że tylko całkowite wytępienie intelektualnej elity, otworzy im drogę do pełnego zniewolenia Polaków.
Jednym ze sposobów było ekonomiczne zniszczenie warstwy ziemiańskiej. W tym celu 22 lipca 1944 roku ogłosili tzw. „Manifest PKWN”, który zapowiadał „reformę rolną i nacjonalizację przemysłu”. Oficjalnie odezwę tą wydał samozwańczy, tymczasowy organ komunistycznej władzy, zwany „Polskim Komitetem Wyzwolenia Narodowego”. W rzeczywistości napisana została w Moskwie pod dyktando samego Stalina. Wkrótce „manifest” na zawsze odmienił oblicze polskiej wsi, a samą Polskę - na cztery i pół dekady - uzależnił od sowieckiej dominacji.
Idea „reformy rolnej” sprowadzała się do całkowitej konfiskaty (bez odszkodowania) majątków ziemskich o areale powyżej 50 hektarów (w Wielkopolsce, na Śląsku i na Pomorzu powyżej 100 ha). W praktyce oznaczało to ograbienie przez komunistyczne państwo około 200 tysięcy polskich obywateli.
Dekret PKWN zapoczątkował również ruinę kilkunastu tysięcy dworów i pałaców, z których wiele było arcydziełami architektury, wraz ze znajdującymi się w nich meblami, obrazami, księgozbiorami i archiwami rodzinnymi, stanowiącymi często bezcenne pamiątki polskiej kultury narodowej.
W II RP było około 15 tys. dworów i 5 tys. pałaców. Z wyliczeń Narodowego Instytutu Dziedzictwa, wynika, że z 9707 ziemiańskich rezydencji przejętych w latach 1944/45 przez komunistyczną władzę, na terenie obecnej Polski stoi jeszcze 2737 tego rodzaju zabytków. Ich stan w większości jest agonalny. Ośmiuset budynków nie da się już w ogóle uratować. Po tych, które pozostały poza granicami III RP, nie ma już ani śladu.
Ostatni bastion
Przed II wojną światową warstwa ziemiańska stanowiła ok. 1 proc. populacji, czyli 250 tys. osób. W latach 1939 – 1945 zginęło ponad 20 tys. ziemian. Drugie tyle wywieziono w głąb ZSRR. W pierwszych latach po „wyzwoleniu” ofiarami tzw. „władzy ludowej” padły kolejne tysiące polskich patriotów. Z rąk funkcjonariuszy UB i NKWD ginęli profesorowie, urzędnicy państwowi, lekarze, kadra oficerska, żołnierze podziemia niepodległościowego i duchowieństwo. W ten sposób polskie ziemiaństwo uległo całkowitej zagładzie – komuniści zniszczyli warstwę społeczną, która przez wieki kształtowała oblicze Rzeczypospolitej, która do wybuchu II wojny światowej była elitą narodu, a bezpośrednio po jej zakończeniu, stanowiła najsilniejszy bastion oporu przeciwko bolszewickiej agenturze.
Dekret o „reformie rolnej” nie tylko zburzył gospodarcze fundamenty ziemiaństwa. Przede wszystkim przekreślił wielowiekową kulturę i tradycję polskiej szlachty, z której w 90 procentach składała się warstwa ziemiańska. Straty te porównać można jedynie ze zbrodnią Holokaustu.
Folwarki ziemiańskie komuniści nazywali „twierdzami AK”. Ich właścicieli – „krwiopijcami”, „wrogami ludu” i „zdrajcami narodu polskiego”.
Tak, jak żołnierzy podziemia niepodległościowego, ziemian „władza ludowa” tępiła w sposób wyjątkowo bezwzględny. Tych, którym nie udało się uciec zagranicę, w najlepszym razie pozbawiano całego dobytku i wypędzano z domów. Wielu, zwłaszcza zajmujących eksponowane stanowiska w II RP i w konspiracji, trafiło - tak, jak rotmistrz Witold Pilecki - do ubeckich katowni. Spora grupa wywieziona została do radzieckich kopalń, kolonii karnych i obozów pracy. Większość z tych ludzi do Polski już nigdy nie wróciła.
Równolegle z nacjonalizacją majątków prowadzona była zmasowana akcja propagandowa. Jej celem było zohydzenie ziemian w oczach reszty Polaków. Represjonowani byli również chłopi, którzy nie chcieli brać udziału w grabieży dworów czy parcelacji gruntów. W jednej z odezw Komitetu Centralnego Polskiej Partii Robotniczej napisano: „…zniknie z życia polskiego klasa ludzi, która od wieków już była nieszczęściem Polski. Znikną książęta, hrabiowie, magnaci, którzy doprowadzili do zguby szlachecką Rzeczpospolitę (sic.), którzy powodowali klęskę każdego z naszych powstań narodowych, którzy w odrodzonym państwie wprowadzili rządy karnych ekspedycji, Berezy i Brześcia. Zniknie jeden z głównych ośrodków faszyzmu i reakcji polskiej”.
Zabić „polskich panów”
Eksterminacja polskiego ziemiaństwa nie rozpoczęła się bynajmniej w roku 1944. Już wcześniej, w okresie tzw. „Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej”, tysiące przedstawicieli tej warstwy zostało wymordowanych na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej.
Sowieci zabijali „polskich panów” całymi rodzinami. Wielu spalili żywcem we własnych dworach i pałacach. Część zesłali na Syberię i do Kazachstanu. Ten sam los spotkał posesjonatów ze wschodnich rubieży RP, zaanektowanych przez ZSRR po 17 września 1939 roku.
Według Krzysztofa Jasiewicza, autora książki „Lista strat ziemiaństwa polskiego 1939-1956”, w samym tyko Katyniu i Ostaszkowie zastrzelonych zostało około 3900 oficerów pochodzenia ziemiańskiego. Ilu członów ziemiańskich rodzin zginęło po „wyzwoleniu” w kazamatach UB, nigdy dokładnie nie ustalono.
Pod okupacją niemiecką los ziemian i ich dóbr był nieco lepszy. Co prawda w Wielkopolsce, na Pomorzu i północnym Mazowszu, które zostały wcielone do III Rzeszy, wielu właścicieli Niemcy rozstrzelali albo wysłali do obozów, lecz eksterminacja fizyczna nie dotyczyła, jak w strefie sowieckiej, całych rodzin, z małymi dziećmi i starcami włącznie.
W Generalnym Gubernatorstwie zdecydowana większość ziemian pozostała we własnych dobrach. Tyle, że z właścicieli stali się zarządcami majątków, którym władze okupacyjne wyznaczyły drakońsko wyśrubowane kontyngenty zboża, mleka, mięsa i innych produktów. Mimo to nadwyżki żywności udawało się ukryć przed Niemcami i przemycić do głodujących miast.
Ziemiaństwo zaopatrywało w prowiant także oddziały partyzanckie – żołnierzy Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. W pałacach i dworach schronienie znalazły ponadto tysiące uciekinierów z zachodnich terenów kraju i z Kresów Wschodnich, w tym rodziny żydowskie zagrożone fizyczną eksterminacją.
Uprawa – Tarcza
Pod koniec 1939 roku Niemcy zdelegalizowali krajowy Związek Ziemian. Z siedmiu prezesów okręgów terenowych pięciu zamordowali. Na przełomie 1940 i 1941 roku w Krakowie powstała konspiracyjna, paramilitarna organizacja ziemiańska „Uprawa-Tarcza”.
Jej członkowie dostarczali funduszy na potrzeby podziemia, utrzymywali łączność z władzami wojskowymi ZWZ i AK, zbierali informacje z terenu, ukrywali i organizowali przerzuty zdekonspirowanych członków organizacji podziemnych. „Uprawa-Tarcza” zaopatrywała w broń odziały partyzanckie, przekazywała żywność jeńcom obozów koncentracyjnych, wykupywała z rąk gestapo więźniów politycznych, organizowała kursy i punkty sanitarne. Dwory ziemiańskie stanowiły punkty wywiadowcze i kontrwywiadowcze AK. Prowadzono w nich też tajne nauczanie. Były miejscem przechowywania polskiej kultury, tradycji i ducha oporu.
Generał Tadeusz Bór-Komorowski, już po wojnie, pisał o tej ziemiańskiej organizacji następująco: „Gdyby nie ‘Uprawa –Tarcza’, Armia Krajowa nie mogłaby była spełnić wielu swoich zasadniczych zadań (…) opieka ‘Tarczy’ uchroniła od głodu, demoralizacji i rabunku wiele oddziałów partyzanckich, powstających jak grzyby po deszczu po 1943 roku”.
23 października 2004 roku, w Krakowie odsłonięto tablicę pamiątkową poświęconą ziemianom pomordowanym przez Niemców, Sowietów i komunistów. Wygrawerowany na niej napis brzmi: „W hołdzie ziemianom, polskim bohaterom walk o niepodległość, członkom ZWZ-AK i ‘Uprawy-Tarczy’, wiernym Najjaśniejszej Rzeczypospolitej prześladowanym i pomordowanym przez Niemców, Sowietów i władze komunistyczne w Polsce – Rodacy”.
Nie zostaną nawet cegły
7 lipca 2016 roku Senat RP uczcił 100. rocznicę powstania Związku Ziemian. W uchwale przypomniano m.in., że „Niemcy wymordowali lub wypędzili właścicieli majątków znajdujących się na ziemiach wcielonych do Rzeszy. Po wojnie na mocy komunistycznych dekretów majątki ziemskie zostały zagarnięte bez odszkodowania, a ich właściciele zostali brutalnie usunięci z rodzinnych domów, tracąc warsztaty pracy, źródło utrzymania rodzin i dorobek wielu pokoleń. (…) Pomimo wydziedziczenia i szykan, ziemianie włączyli się w odbudowę zrujnowanego kraju i zniszczonego rolnictwa, kierując się polską racją stanu. Znajdujemy ich biogramy wśród współtwórców Niepodległej Polski, niezłomnych emigrantów i Żołnierzy Wyklętych".
Pięć lat później, 16 września br. weszła w życie nowelizacja Kodeksu postepowania administracyjnego, która de facto zakończyła w Polsce reprywatyzację. W myśl nowych przepisów nie można już uchylić żadnej decyzji administracyjnej, która została wydana z rażącym naruszeniem prawa, jeśli od jej doręczenia lub ogłoszenia upłynęło 10 lat. Bez wyjątków umorzone zostaną wszystkie postępowania administracyjne, wydane ponad 30 lat temu.
Do tej pory odzyskać swoją własność zdążyło jedynie osiemdziesięciu (sic!) przedwojennych właścicieli. Dla reszty jedyną nadzieją jest tzw. duża ustawa reprywatyzacyjna… Polska jest obecnie jedynym krajem postsowieckim, który nie przeprowadził restytucji mienia. I niestety nic nie wskazuje na to, żeby jakiekolwiek ugrupowanie polityczne miało zamiar ją przeprowadzić…
A tymczasem dwory i pałace – świadkowie polskiej historii - rozsypują się w gruz. Za parę lat nie zostaną po nich nawet cegły. Czy naprawdę nas na to stać?