Zagrożenie ze wschodu, wojsko na zachodzie [rozmowa]
Rozmowa z dr Sławomirem Sadowskim, politologiem z UKW w Bydgoszczy o armii i bezpieczeństwie kraju.
- Podczas audytu dwóch kadencji rządów PO - PSL obserwowaliśmy starcie ministra obrony Antoniego Macierewicza z poprzednikiem - Tomaszem Siemoniakiem.
- Obaj panowie nieco przesadzają. W polskiej armii mamy segmenty bardzo nowoczesne, w niczym nie ustępujące najwyższym standardom światowym oraz elementy o charakterze muzealnym. Czy w ciągu ostatniego ćwierćwiecza zrobiono wszystko, żeby przekształcić armię będącą elementem Układu Warszawskiego w armię państwa suwerennego? Decyzji było dużo, a zmiany polityczne powodowały zmianę przeznaczenia wojska. W wystąpieniu min. Macierewicza pojawił się ciekawy zarzut, że najlepsze jednostki stacjonują na zachodzie kraju, a potencjalne zagrożenie może przyjść od wschodu.
- Na mapie nie wygląda to dobrze.
- W pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku jeszcze próbowano coś zmienić, ale w ciągu ostatnich kilku lat nastąpiło dalsze cięcie garnizonów i sporo zlikwidowano ich zwłaszcza na wschodzie Polski. Winą wszystkich kolejnych rządów było to, że cięto przede wszystkim garnizony małe - pozostawiając wojsko w dużych miastach. Utrata tysiąca miejsc pracy w Szczecinie, to jest nic, ale 200 etatów w pułku lotniczym w Debrznie, to był dramat społeczny. W armii nie jest najlepiej.
- W Redzikowie rusza budowa polskiej części tarczy antyrakietowej. Kogo ma obronić?
- Ma chronić przed atakiem rakietowym. Mamy rakiety balistyczne, strategiczne o zasięgu powyżej 5 tysięcy kilometrów; średniego zasięgu - balistyczne od 500 do 5 tys. km i rakiety krótkiego zasięgu. W Polsce nie mamy zagrożenia atakiem rakiet średniego zasięgu, ponieważ traktat z 1987 zlikwidował je w Związku Radzieckim i w Stanach Zjednoczonych. Rakiety, które znajdują się na wyposażeniu innych państw, jak Chiny, Indie, Pakistan, Izrael - nie dotrą nad nasze terytorium, a zresztą - mówią szczerze - nie jesteśmy dla nich żadnym celem. System tarczy antyrakietowej ma chronić przed rakietami strategicznymi dalekiego zasięgu. Opowieści o zagrożeniach z Bliskiego Wschodu włóżmy między bajki. Ten system ma chronić Stany Zjednoczone przed potencjalnym atakiem rosyjskim.
Są też wyrzutnie rakiet i systemów rozpoznawczych, które mają niszczyć rakiety poniżej 500 km i jesteśmy zainteresowani takim sprzętem z uwagi na możliwość rozmieszczenia takich rakiet w Okręgu Kaliningradzkim. Kiedyś była jeszcze koncepcja rozmieszczenia na orbicie okołoziemskiej dział laserowych, które niszczyłyby rakiety jeszcze nad terytorium państw, które je wystrzeliwują.
- Podobno nie mamy czym odpowiedzieć na ewentualny atak rakietowy z Obwodu Kaliningradzkiego? Wystarczy tarcza antyrakietowa czy potrzebujemy własnych systemów?
- Tak do końca nie wiemy, czy w Redzikowie mają znaleźć się antyrakiety, które ochronią nas przed rakietami strategicznymi czy średnie zasięgu. A jeśli chodzi o rakiety krótkiego zasięgu, to jej lot trwa od kilkudziesięciu sekund do kilku minut. W tym czasie trzeba ją namierzyć, uruchomić procedurę wystrzelenia przeciwrakiety, a to bardzo krótki czas reakcji. Takie rakiety powinien zwalczać nie system obrony przestrzeni powietrznej kraju, a raczej ochrony przeciwlotniczej oddziałów wojskowych. Tu nie bardzo mamy czym odstraszać. Dysponujemy mocno przestarzałymi systemami z czasów ZSRR. Kiedyś były najlepsze na świecie, a dziś częściej można je spotkać w muzeum, a nie na stanowiskach bojowych. W programie modernizacji wojska nasza armia ma zostać wyposażona w systemy do zwalczania takich zagrożeń.