Polacy są podzieleni co do zakazu handlu w niedzielę. Rząd zarekomendował dalsze procedowanie projektu, ale w jego trakcie powinny zostać rozważone propozycje „innego podejścia do zagadnienia”.
Widok pełnych parkingów przed centrami handlowymi w niedzielne popołudnia przejdzie do historii? To wciąż plany, bo prace nad obywatelskim projektem w sprawie ograniczenia handlu w niedziele trwają. Swoje stanowisko w tej sprawie wyraził z końcem marca rząd. Zarekomendował dalsze procedowanie projektu, pod warunkiem, że w toku prac legislacyjnych zostaną rozwiane wszelkie wątpliwości, które w stanowisku przedstawił oraz że zostaną rozważone propozycje „innego podejścia do tego zagadnienia”.
Jak wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę wpłynie na gospodarkę? Kto na tym może zyskać, a kto straci najwięcej? Jak zmienia się ten projekt? Oto co powinniśmy wiedzieć o przygotowywanych zapisach.
Polacy podzieleni
Zacznijmy od klientów, bo zgodnie z podstawową ekonomiczną zasadą - skoro jest zapotrzebowanie, to jest i produkcja, która to zapotrzebowanie ma zaspokoić.
Tymczasem opinie Polaków odnośnie wprowadzenia ograniczenia handlu w niedzielę są mocno podzielone. Z jednej strony mamy sondaż CBOS z września 2016 roku, z którego wynika, że znakomita liczba respondentów (61 proc.) jest zwolennikami wprowadzenia zakazu, 32 proc. było przeciwko, a 7 proc. nie miało zdania.
Natomiast z najnowszego sondażu, przeprowadzonego dla „Dziennika Gazety Prawnej” między 24 a 28 marca, wynika, że opinie rozkładają się dokładnie odwrotnie: łącznie 54,9 proc. badanych jest przeciwnych wprowadzeniu takich ograniczeń, a 31,5 proc. - za.
Wśród zwolenników wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę - ale w sklepach wielkopowierzchniowych - jest m.in. pani Anna z Jaworzna. Na proponowane zmiany patrzy nie tylko jako klient, ale też jako były pracownik jednej z sieci odzieżowych, mającej swój sklep w centrum handlowym.
- W tym przypadku to świetny pomysł, ponieważ ludzie nauczyli się spędzać w centrach handlowych całe weekendy. Mieliśmy takie klientki, które widziałyśmy zaraz po otwarciu centrum i wpadały do nas jeszcze przed zamknięciem - mówi pani Anna. Zaznacza, że w przypadku mniejszych sklepów właściciel powinien móc indywidualnie podjąć decyzję, czy pracować w niedzielę, czy nie, zaś objęcie zakazem handlu również zakupów przez internet uznaje za absurd. - Przecież księgowanie i wysyłka towaru (czyli angażowanie pracownika) odbywa się dopiero w poniedziałek - zauważa.
Sebastian Pypłacz, bloger z Katowic, także przygląda się projektowanym zapisom z perspektywy byłego pracownika sklepu wielkopowierzchniowego. I ma mieszane odczucia z tym związane. - Prawdziwym problemem nie jest to, czy ktoś pracuje w niedzielę, ale: za ile, w jakich i na jakich warunkach. Tym projektem ustawy związek zawodowy Solidarność pokazał, że nie ma już pomysłów na walkę o dobre warunki pracy. Używa więc broni ostatecznej i tę pracę chce po prostu zlikwidować - mówi.
W kogo, zdaniem pana Sebastiana, może uderzyć zmienione prawo? Np. w studentów dziennych, którzy z wiadomych powodów mogą mieć problem z dostosowaniem swojego grafiku zajęć, by móc pracować w tygodniu - dla nich możliwością dorobienia sobie są właśnie weekendy.
W weekendy wydajemy więcej
Zdaniem dr. Bartłomieja Gabrysia z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, nie zmienią się nasze zachowania jako konsumentów - zakupów, których nie zrobiliśmy w niedzielę, nie zrobimy w inne dni.
- Weekendy zazwyczaj przeznaczamy na zakupy dóbr wyższego rzędu (np. odzieży, sprzętu RTV, AGD - przyp. red.), a nie podstawowych, jak chleb, mleko czy masło - mówi dr Gabryś. - Mając więcej czasu podejmowaliśmy decyzję, że w niedzielę pójdziemy na zakupy, przeglądniemy, dokonamy wyboru, który jest obciążony z jednej strony większą kwotą, którą wydamy, a z drugiej - większą konsekwencją błędu - dodaje. I zaznacza, że gdyby wprowadzono zakaz handlu w niedzielę, a do tego wszedłby w życie podatek od sklepów wielkopowierzchniowych - bo takie pomysły są „zamrożone” - odczulibyśmy to w swojej kieszeni, bo... wzrosłyby ceny.
Najwięcej stracą galerie
Proponowanym zmianom z uwagą przyglądają się przedsiębiorcy. I szacują, jak nowe prawo może wpłynąć na ich biznes.
Polska Izba Handlu przeprowadziła sondaż wśród ok. 5,7 tys. właścicieli sklepów zrzeszonych w sieciach franczyzowych lub partnerskich oraz tych niezrzeszonych. 42 proc. przebadanych stwierdziło, że wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę spowoduje spadek ich obrotu, 40 proc. spodziewa się neutralnego efektu, a 18 proc. uważa, że ich obroty wzrosną. 46 proc. przedsiębiorców oszacowało, że obroty z handlu w niedzielę wynoszą mniej niż 10 proc., natomiast dla 14 proc. niedzielny handel stanowi ok. 20 proc. obrotów.
Zdaniem 37 proc. przedsiębiorców, klienci zwiększą zakupy w inne dni; 7 proc., że zwiększą zakupy w inne dni w konkurencyjnym sklepie małoformatowym; 25 proc. - zwiększą zakupy w inne dni w dyskontach, a 31 proc. - będą nadal kupować w niedzielę w otwartych punktach (np. na stacjach benzynowych).
Z kolei z raportu przygotowanego przez PwC dla Polskiej Rady Centrów Handlowych wynika, że wprowadzenie tego zakazu może skutkować spadkiem obrotów w handlu detalicznym o 9,6 mld zł oraz spadkiem zatrudnienia o ok. 36 tys. miejsc. Mniejsze obroty będą też skutkować mniejszymi wpływami do budżetu państwa (np. z tytułu niższego wpływu z podatku VAT) - nawet o ok. 1,8 mld zł.
Najbardziej na tym mogą ucierpieć sklepy odzieżowe i obuwnicze, bowiem - jak wynika z opracowanego raportu - obroty generowane przez tego typu sklepy, zlokalizowane w centrach handlowych, stanowią połowę tego segmentu rynku w Polsce. Ich obroty mogą spaść o ok. 1,35 mld zł, a z pracą mogłoby się pożegnać ok. 6,4 tys. osób.