Zakaz wstępu do lasu. Chodzili po puszczy, mogą dostać mandaty
Zakaz wstępu do lasu budzi kontrowersje. Najbardziej na tym ucierpią turyści i pracownicy branży hotelarskiej. W sobotę przeciwnicy zakazu w akcie niezadowolenia spacerowali zakazanymi ścieżkami.
Na sobotnie, 27 maja południe ekolodzy i miłośnicy przyrody wyznaczyli sobie termin obywatelskiego spaceru dla Puszczy Białowieskiej. Data nie była przypadkowa. Właśnie mijał miesiąc, który Komisja Europejska dała władzom naszego kraju na podjęcie działań wstrzymujących wycinkę drzew, pod groźbą skierowania sprawy do Trybunału Sprawiedliwości UE. W dodatku wprowadzony na początku kwietnia zakaz wstępu na tereny Nadleśnictwa Białowieża, został kilka dni temu rozszerzony na Nadleśnictwo Hajnówka.
Gdy pojawiła się informacja o organizacji spaceru, zareagowała Narodowa Hajnówka. „Bronimy Puszczy Białowieskiej! Ekolodzy blokują pracę ludziom, którzy walczą z kornikiem! Mieszkańcy są za wycinką i zrobieniem porządku w Puszczy, w której od lat żyją i o nią dbają. Stop Greenpeace!” - taki wpis pojawił się na internetowej stronie organizacji, która zachęcała mieszkańców Hajnówki do protestu przeciw protestującym przedstawicielom organizacji proekologicznych i turystom.
Około 150 spacerowiczów w obronie puszczy powitały transparenty z napisami: „Szyszko = równowaga w lesie i przyrodzie”, „Walcz z kornikiem, nie leśnikiem” oraz biało-czerwone flagi. Protestujący przeciwko polityce ministra środowiska Jana Szyszki nie przejęli się nimi. Wśród nich było wielu przedstawicieli branży turystycznej, którzy na zakazie wstępu do puszczy, tracą bardzo wiele.
- Dla nas to jest katastrofa - mówił Sławomir Droń, przedstawiciel branży turystycznej z Białowieży. - Tego nie było nigdy. Tutaj ludzie już dawno nie żyją z wycinki lasów. W Białowieży z kolei mieszka wiele ludzi, którzy zainwestowali w restauracje, w turystykę, są przewodnikami turystycznymi. Spróbujmy sobie wyobrazić Białowieżę bez turystyki. A w Białowieży z turystyki żyje 90 proc. ludzi.
Spacerowicze, wśród których nie zabrakło osób z całego kraju, szli w eskorcie straży leśnej, która, kiedy złamali zakaz wstępu, zaczęła ich wyłapywać i spisywać. Grożą im mandaty w wysokości do 500 złotych lub skierowanie sprawy do sądu.
- Nie mamy wątpliwości, iż zakaz wstępu został wprowadzony nie ze względu na bezpieczeństwo, a po to, by nie można było przyglądać się na ręce leśników, którzy wycinają drzewa - twierdzili protestujący.
I zapowiedzieli, że sobotnim spacerem zaczęli szerszą akcję na rzecz zaprzestania dewastacji Puszczy Białowieskiej.