„Zakazane piosenki” to film, w którym Łódź zagrała Warszawę
70 lat temu w Łodzi nakręcono „Zakazane piosenki”, które są uznawane za pierwszy polski powojenny film fabularny. Obraz szybko podbił serca widzów w całym kraju.
Profesor Jolanta Lemann-Zajicek, historyk filmu z łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, opowiadała nam, że z kręceniem „Zakazanych piosenek” było więcej afer niż można było sobie wyobrazić. A zaczęły się już zanim nakręcono pierwszą scenę. 4 grudnia 1945 roku oficjalnie otwierano halę zdjęciową Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi. Na uroczystość przyszli oficjele, przedstawiciele partii, kierujący tworzącą się polską kinematografią.
- Kiedy weszli do hali zobaczyli, że kręcone są sceny do pierwszego polskiego filmu - opowiadała prof. Jolanta Lemann-Zajicek. - Na ten film czekał naród. Filmowcy zapewniali, że kręcą ten film. Za kamerą stał Adolf Forbet. Tak naprawdę nie nakręcono nic. W kamerze nie było taśmy.
Powstał za to film dokumentujący wizytę oficjeli na otwarciu hali wytwórni. Pokazywała go potem Polska Kronika Filmowa.
Tak naprawdę „Zakazane piosenki” miały być średniometrażowym filmem dokumentalnym. Scenariusz napisał Ludwik Starski. Przed wojną pisał scenariusze do tak znanych filmów jak „Zapomniana melodia”, „Sportowiec mimo woli”, „Paweł i Gaweł” czy „Jadzia”, a pisał też teksty do przedwojennych szlagierów. Był łodzianinem. Urodził się tu w 1903 roku, w rodzinie pochodzenia żydowskiego. Jego brat Adam Ochocki był popularnym przed laty dziennikarzem łódzkich gazet. Ludwik Starski to także ojciec Alana, wybitnego scenografa, zdobywcy Oscara.
- Miał to być film przedstawiający zbiór okupacyjnych piosenek - mówi prof. Lemann-Zajicek. - Pomysł nie odkrywczy, bo już w 1946 roku na rynku pojawiły się liczne wydawnictwa przedstawiające okupację w piosence, anegdocie. Ten film miał właśnie przedstawiać wojenne piosenki, od „Dnia pierwszego września” do „Serca w plecaku”. Nikt na początku nie myślał o fabule.
Ale z czasem pojawił się pomysł na to, by „Zakazane piosenki” stały się jednak filmem fabularnym. I dodano skleconą naprędce fabułę.
Prof. Tadeusz Lubelski, historyk filmu o tym jak powstawały „Zakazane piosenki” napisał w książce „Historia filmu polskiego”:
„Z końcem września, kiedy rejestrowano pierwszych zgłaszających się wykonawców, Starski ukończył scenariusz półgodzinnego filmu pozbawionego fabuły i indywidualnych bohaterów” - pisze w swej książce Tadeusz Lubelski. - „(...) Na przełomie 1945 i 1946 r. Buczkowski nakręcił taki właśnie film. (...) Podczas kolaudacji tego półgodzinnego filmu zdecydowano jednak, że warto rozszerzyć go do rozmiarów pełnego metrażu. (...) Zamówiono więc u Starskiego rozszerzenie scenariusza do rozmiarów dużej fabularnej opowieści (...) Piosenki, już nakręcone, podawały więc tonację całości; z tonacji tej wynikały konwencjonalne postaci: dzielnego partyzanta, wiernej narzeczonej, tchórzliwego sąsiada, wrednej volsdeutchki, tępych żandarmów itp.”
Zdaniem Jolanty Lemann-Zajicek ta dodana pośpiesznie fabuła rozbiła film. Stał się zbiorem kupletów kabaretowych. Wyśmiewanych przez inteligencję.
Reżyserem „Zakazanych piosenek” był Leonard Buczkowski, przedwojenny reżyser, który zasłynął przed wojną takim melodramatami jak „Biały murzyn” czy „Testament profesora Wilczura”. Drugą, fabularną wersję „Zakazanych piosenek” Buczkowski nakręcił wiosną i latem 1946 roku. Akcja filmu rozgrywała się od września 1939 roku, do wyzwolenia Warszawy, w 1945 roku. Głównym bohaterem był muzyk Roman Tokarski. O swoich okupacyjnych przeżyciach i wojnie w Polsce opowiadał młodemu żołnierzowi, który wrócił do kraju z Anglii. A Roman robił to przy pomocy piosenek, które śpiewano w okupowanej Polsce. Roman zorganizował uliczną orkiestrę. Wraz z siostrą Haliną i kolegami byli też członkami organizacji podziemnej - przewozili broń i nielegalne wydawnictwa, brali udział w akcjach dywersyjnych i bojowych, walczyli w powstaniu warszawskim i partyzantce. Pojawiają się też inne wątki. Na przykład tchórzliwego muzyka Cieślaka, ukrywającego się Żyda, niemieckiej konfidentki. Jednak jak czytamy na portalu filmpolski.pl prawdziwym bohaterem filmu są autentyczne piosenki okupacyjne - patriotyczne, żartobliwe, satyryczne, które, jak pisała prasa, podnosiły ludność na duchu, pomagały przetrwać trudne chwile zwątpienia i depresji.
Uroczysta premiera „Zakazanych piosenek” miała miejsce 8 stycznia 1947 roku w nowo otwartym warszawskim kinie „Paladium”, ale też łódzkiej „Polonii”. Wyprodukowano wielką liczbę kopii tego filmu, dzięki temu bardzo szybko został wyświetlany we wszystkich miastach polskich, trafił też do objazdowych kin.
- Wśród widzów „Zakazane piosenki” wzbudziły nieprawdopodobny entuzjazm - mówiła prof. Jolanta Lemann-Zajicek. - Zapełniały się sale kinowe. Ludzie, by dostać się do nich wyłamywali nie raz drzwi, wybijali okna. Był to przecież pierwszy polski film nakręcony po wojnie.
Zachwytu widzów nie podzielali jednak krytycy. Pojawiły się zarzuty, że film nie pokazuje prawdziwej okupacji, spłaszcza ją. Ogranicza się do pokazywania głupich Niemców, którzy łatwo dają się wykpić, oszukać. Zarzucano „Zakazanym piosenkom”, że nie pokazują bezeceństw wojny, okupacji, cierpienia ludzi. Zarzucano też, że film nakręcili ludzie, którzy w czasie okupacji nie byli w Polsce. Tak jak operator Adolf Forbert. Ten zarzut kierowano jednak głównie do ludzi, którzy zarządzali wtedy polską kinematografią. Bo na przykład Leonard Buczkowski w czasie wojny był w Polsce...
„Ta druga wersja „Zakazanych piosenek” (...), wprowadzona na ekrany w styczniu 1947, napotkała na zróżnicowany odbiór. (...)” - pisze w swej książce Tadeusz Lubelski. - „Adam Ważyk (...) i Jerzy Waldorff grzmieli: Domagam się pociągnięcia do surowej odpowiedzialności winnych przestępstwa oznaczonego w aktach karnych sygnaturą „Zakazane piosenki”. W rezultacie, (...) dystrybucję filmu wkrótce wstrzymano, a od realizatorów zażądano przeróbek. W ramach zaleconych zmian Buczkowski zmienił około 1/3 filmu. Dodano przede wszystkim sceny akcentujące bestialstwo Niemców, np. łapankę uliczną i zastrzelenie przez hitlerowca kilkunastoletniego pieśniarza, po donosie polskiej volksdeutschki. Zmieniono też ramę: film zaczynał się teraz w mieszkaniu Romana. (...)”
Za głównego winowajcę całego zamieszania uważa się Adama Ważyka. To przede wszystkim jego recenzje miały doprowadzić do wstrzymania wyświetlania filmu. W „Kuźnicy” napisał, że twórcy filmu popełnili błąd historyczny. Ukazali bowiem żołnierzy AK jako wyzwolicieli Polski. A to nieprawda, bo Polskę wyzwolili radzieccy żołnierze. Prof, Jolanta Lemann-Zajicek przypominała też, że bojkot filmu zarządził Związek Weteranów Wojennych i Więźniów Politycznych. Tymczasem jak wynika z raportów przedstawianych przez prowadzących kina objazdowe, „Zakazane piosenki” cieszyły się niesłabnącą popularnością wśród przeciętnych Polaków. Emocjonalnie podchodzili do filmu, wielu bardzo się podobał. Ale nie milknęły zarzuty, że schlebia drobnomieszczańskim gustom.
Ostatecznie, w 1947 roku podkomisja d/s filmu nakazała wstrzymanie rozpowszechniania „Zakazanych piosenek”. Twórcy filmu zaczęli zmieniać jego treść. Roman nie walczył już w AK, tylko w Armii Ludowej. W wersji oryginalnej chłopiec śpiewający piosenkę w tramwaju ucieka. Goni go niemiecki oficer, który krzyczy: Ja rozumie! Ja rozumie! Gnoje to my, Deutsche! W nowej wersji chłopiec zostaje zastrzelony. Początkowo kolaborantka, Maria Kędziorek, grana przez Zofię Jamry, zostaje zastrzelona przez żołnierzy podziemia. W nowej wersji jest ostrzyżona na zero. Tak jak pojawia się scena, w której granatowy, polski policjant zabija harmonistę.
- Zmiany miały głównie charakter polityczny, nie zmieniały istoty filmu, nie wprowadzono nowych bohaterów - zauważała prof. Jolanta Lemann-Zajicek.
Po przeróbkach, trzecia już wersja „Zakazanych piosenek” weszła na ekrany 2 listopada 1948 roku. Mimo że akcja tego filmu rozgrywa się głównie w Warszawie, zdjęcia do niego w całości nakręcono w Łodzi. Maciej Kronenberg, współtwórca „Przewodnika po filmowej Łodzi”, odkrył miejsca, gdzie kręcono tę pierwszą polską, powojenną produkcję.
- Sceny z warszawskich ulic kręcono na zapleczu łódzkiej wytwórni - mówił nam Maciej Kronenberg. - Niestety nie zachowały się dekoracje. Na jednym z pierwszych kadrów filmów widać też budynek łódzkiej wytwórni. W „Zakazanych piosenkach” zagrał też park im. Józefa Poniatowskiego. Widać jego część od strony ul. Żeromskiego, z szeroką aleją.
Starsi łodzianie pamiętają też, że sceny partyzanckie do „Zakazanych piosenek” kręcono w Lesie Mania, czyli parku na Zdrowiu. Potem nawet przyjęło się powiedzenie partyzant z Lasu Mania...
Mimo tych wielu kłopotów, ten pierwszy polski powojenny film fabularny, nakręcony w Łodzi należy do najpopularniejszych polskich produkcji. Tylko w kinach obejrzało go 15 milionów widzów, co jest piątym wynikiem w historii polskiej kinematografii. Nie licząc telewizyjnych projekcji. „Zakazane piosenki” przyniosły też wielką popularność polskim aktorom. Jerzy Duszyński i Danuta Szaflarska, którzy zagrali rodzeństwo, Romana i Danutę Tokarskich, przez lata byli naszą najpopularniejszą parą filmową. To w tym filmie oglądamy Hankę Bielicką czy Alinę Janowską.
Zmarłej niedawno Danucie Szaflarskiej „Zakazane piosenki” przyniosły niesamowitą popularność. Szybko stała się jedną z najpopularniejszych polskich aktorek. Lubiła wspominać chwile, gdy kręcono „Zakazane piosenki”. Większość zdjęć do tego filmu zrealizowano w Łodzi.
- Pierwszą moją sceną było wejście po schodkach, scena, w której przynoszę paczkę dla ukrywającego się Żyda - opowiadała pani Danuta w wywiadzie jakiego udzieliła projektowi „Łąkowa 29”. - Nigdy nie zapomnę tego wzruszenia, tej tremy, ale i uczucia szczęścia, jakie wówczas przeżyłam. Ujęcie było kręcone z góry: wykorzystano dźwig, sprowadzony z Babelsberga, z dawnego niemieckiego studia UFA, stamtąd była też jedyna na planie kamera. Ale nie cały sprzęt pochodził stamtąd. Pamiętam, że kiedyś przyszła do wytwórni wiadomość, że we Wrocławiu jest jakiś fotel dentystyczny, na którym można ustawić kamerę i dowolnie ją podnosić i opuszczać. Skorzystałam z okazji i zabrałam się z ekipą, by pierwszy raz w życiu zobaczyć Wrocław.
Danuta Szaflarska wspominała, że na planie panowały cudowne obyczaje. Któregoś dnia poszła na zdjęcia i nagle usłyszała jak elektrycy wołają: Zapal Danutę!, a chwilę potem: Zapal Duszka! (tak mówiono o Jurku Duszyńskim). Potem okazało się, że tak ochrzczono pierwsze reflektory.
- W filmie obowiązywał wówczas ośmiogodzinny dzień pracy, aktorom płacono dniówkami, za zdjęcia nocne płacono podwójnie - opowiadała pani Danuta „Łąkowej 29”. - Przy „Zakazanych piosenkach” nami, debiutantami, specjalnie się nie przejmowano: nam zapłacono ryczałtem. Kierownikiem produkcji był Franciszek Petersile, który mówił: „Ma tu pani 30 tysięcy za cały film, a jak pani chwyci, to pani będzie dyktować warunki”. Miał rację, tak było już przy „Skarbie”. I jeszcze radził mi, żebym uważała, bo jak film wejdzie na ekrany, to ludzie będą mnie obserwować, więc żebym uważała, z kim się pokazuję, kogo spotykam i gdzie chodzę.
Jednak nestor polskiej kinematografii, prof. Edward Zajicek zapewniał, że pierwszym polskim filmem fabularnym, do którego produkcji przystąpiono po wojnie, nie były „Zakazane piosenki”, a „Orły i sokoły, które reżyserował Janusz Star.
- Zdjęcia do „Orłów i sokołów” zostały nakręcone latem 1945 , kiedy „Zakazane piosenki” były dopiero w projekcie - wyjaśniał nam Edward Zajicek. - „Orły…”, to socjalistyczna wersja „Janka Muzykanta” według scenariusza Jana Rojewskiego. W czasie wojny, płowowłosy pastuszek pasł krówki. Gdy tak siedział na łące i widział przelatujące nad jego głową samoloty, zapragnął zostać pilotem. I któregoś dnia zobaczył na niebie samolot myśliwski z czerwoną gwiazdą na skrzydłach. Ciągnął się za nim pas dymu i ognia. Za sterami samolotu siedział radziecki pilot. Udało się mu szczęśliwie wylądować na pobliskim polu. Chłopak wyciągnął rannego. Później ukrył go w zagrodzie rodziców. Po wojnie nasz bohater wstąpił do szkoły orląt w Dęblinie. Tam młodych pilotów szkolili zarówno polscy lotnicy, którzy powrócili z Anglii i podjęli służbę, jak i radzieccy instruktorzy. Wśród nich lotnik, którego uratował chłopak... Grał go zresztą autentyczny pilot-instruktor - lejtnant Sasza Hetmański, Ukrainiec.