Ustawa o wychowaniu w trzeźwości z 1982 r. zabrania picia alkoholu na ulicach, placach i w parkach, a lokalne zakazy dopisują do niej m.in. plaże. Zakłada się, że Polak to nie Hiszpan lub Francuz, i nie umie kulturalnie się napić.
Poniedziałkowy wieczór, gdyńska plaża. Atmosfera wakacyjna. Choć jeszcze kilka osób gra w siatkówkę na piasku, większość plażowiczów siedzi na kocykach i dobrze się bawi przy piwie lub winie. Jest sympatycznie i na luzie.
- Tylko jedna puszka - uśmiecha się Agnieszka, która przyszła na plażę z przyjaciółmi. - Mieszkam w pobliżu, jutro idę do pracy, więc nie będę szaleć. Zresztą proszę popatrzeć, pełna kultura, nikt się nie awanturuje i nie zalega. No może oprócz tamtego chłopaka, który śpi przykryty kocem. I, proszę mi wierzyć, jutro rano nie będzie tu bałaganu. Nieco później zjawią się tu panowie, którzy zbiorą każdą butelkę i puszkę. Tacy lokalni specjaliści od recyklingu...
Kawałek dalej, tuż przy wejściu na Bulwar Nadmorski stoi tablica wbita w piasek. Nad tablicą duży zakaz wprowadzania psów, niżej, drobniejszym drukiem informacja, że na plaży obowiązuje regulamin zabraniający m.in. picia alkoholu.
Na wprost tablicy dwaj panowie piją piwo. Nie, nie wiedzą, co jest tutaj napisane. Nie mówią i nie czytają po polsku. - Jaki zakaz, chyba żartujesz - rzuca po angielsku brunet z brodą, spoglądając na rozbawione towarzystwo kilka metrów dalej. - Ciekawie macie w Polsce z tymi zakazami...
Czy bulwar to ulica?
Zakazy są jednoznaczne. Uchwalona jeszcze w 1982 r. ustawa o wychowaniu w trzeźwości zakazuje picia alkoholu „na ulicach, placach i w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów”. Oraz m.in. w czasie masowych zgromadzeń i... w domach studenckich. Za nieprzestrzeganie zakazu grozi stuzłotowy mandat.
Do tego każda polska gmina może dopisać własną listę miejsc objętych restrykcjami. Radni Gdyni, Gdańska i Sopotu ujęli na niej plaże i miejsca zabaw przeznaczone dla dzieci. Gdynia dołączyła do tego m.in. parkingi, targowiska, bary mleczne i cmentarze, a Gdańsk przystanki komunikacyjne i pętle tramwajowe.
Nadal jednak nie wszystkie miejsca publiczne są strefami prohibicji. Niedawno Sąd Najwyższy wydał wyrok w sprawie twórcy inicjatywy „Legalnie nad Wisłą” Marka Tatały, który odmówił przyjęcia mandatu za picie piwa na bulwarze wiślanym w Warszawie. - Katalog miejsc wskazanych w ustawie należy zakreślać ściśle - uznał SN, podkreślając, że bulwar to nie ulica.
Do dyskusji na temat picia „pod chmurką” dołączyli ostatnio politycy. Najnowszy projekt nowelizacji ustawy o wychowaniu w trzeźwości autorstwa posłów Ruchu Kukiz’15 zakłada zniesienie zakazu picia lżejszych alkoholi (piwa i wina do 18 proc.) w parkach, skwerach i na ulicach. Autorzy pomysłu argumentują, że odciąży to funkcjonariuszy policji i straży miejskiej od zadań patrolowania swoich rewirów w poszukiwaniu osób spożywających alkohol w miejscach obecnie ku temu niedozwolonych, czyli de facto osób nieszkodliwych dla ogółu społeczeństwa.
Równocześnie w Ministerstwie Sprawiedliwości toczą się prace nad nowelizacją ustawy o wychowaniu w trzeźwości. W mediach pojawiła się informacja, że resort - zamiast złagodzić restrykcyjne przepisy - zamierza zaostrzyć kary, wprowadzając dodatkowo karę ograniczenia wolności, czyli prac społecznych lub potrącenia z wynagrodzenia.
- Propozycja zmiany przepisu miała na celu jedynie uelastycznienie stosowanych obecnie kar. Intencją Ministerstwa Sprawiedliwości nie było więc zaostrzenie sankcji grożącej za nieprzestrzeganie zakazu - twierdzi Wioletta Olszewska, naczelnik Wydział Komunikacji Społecznej i Promocji Ministerstwa Sprawiedliwości. I dodaje: - W związku z negatywnymi opiniami na temat tej propozycji Ministerstwo Sprawiedliwości wycofało się z niej i nie podejmuje dalszych prac w tym zakresie.
“Park Menela” i okolice
Gdyńska Straż Miejska notuje rocznie prawie 7 tys. interwencji wobec osób spożywających alkohol w miejscach publicznych. Latem liczba interwencji znacznie rośnie. - Najczęściej pije się w gdyńskich parkach, naprzeciw Urzędu Miasta, w parku Rady Europy, na skwerze przy ul. Władysława IV- mówi Danuta Wołk-Karaczewska ze Straży Miejskiej w Gdyni.
To ostatnie miejsce, usytuowane między ul. Armii Krajowej a Obrońców Wybrzeża zwane jest przez gdynian “parkiem Menela”. Między krzakami od lat bytują bezdomni, pijący alkohol i załatwiający się na trawniki. Wszystko ma się jednak zmienić, gdyż firma deweloperska - właściciel terenu - otrzymała już pozwolenie na budowę.
- Nareszcie - mówi Karolina, wynajmująca mieszkanie obok “parku Menela”. - Miałam ostatnio wrażenie, że wszyscy są bezradni wobec tego zjawiska. Likwidacja ławek, na których sypiali pijani mężczyźni była jedynie aktem rozpaczy. Panowie przenieśli się na materace.
W Sopocie , gdzie dopiero w 2015 r. radni uchwalili zakaz picia na plaży, Straż Miejska wystawiła przez ostatnie półtora roku prawie tysiąc mandatów i pouczyła 317 osób. Przy czym pouczenia dotyczą jedynie delikwentów, którzy wprawdzie mieli przy sobie alkohol, ale jeszcze nie zdążyli po niego sięgnąć. Od dłuższego czasu władze miasta prowadzą restrykcyjną politykę antyalkoholową (m.in. zmniejszając liczbę punktów sprzedaży alkoholu i podnosząc do 21 lat granicę wieku osób, które chcą wejść do nocnych klubów) i, jak informują strażnicy miejscy, daje to już pierwsze efekty. Liczba mandatów systematycznie spada.
O ile w styczniu czy lutym gdańska Straż Miejska interweniowała ok. 300 razy w miejscach objętych zakazem picia alkoholu, to już w czerwcu liczba interwencji wzrosła do prawie 1500. Przy czym, jak mówi Wojciech Siółkowski, rzecznik prasowy SM, gdańska straż nie patroluje plaż pod kątem spożywania alkoholu, działając jedynie na wezwanie.
- Osoba, która na kocyku wypije jedno piwo i zabierze ze sobą pustą butelkę lub puszkę, nie stanowi problemu dla otoczenia - podkreśla rzecznik. - Inaczej jest w przypadku plenerowych libacji, do których czasami dochodzi na plażach. Dzięki zapisowi w uchwale Rady Miasta mundurowi mają podstawę prawną do podejmowania działań w takich przypadkach. Warto podkreślić, że osoby nietrzeźwe mniej ostrożnie obchodzą się np. z butelkami. Są też mniej skłonne do sprzątania po sobie. Pozostawiają w piasku kapsle, czasami nawet rozbite szkło. Stanowi to realne zagrożenie dla innych plażowiczów. Funkcjonariuszy o interwencję proszą nie tylko osoby wypoczywające, ale też ratownicy, którzy na kąpieliskach nie radzą sobie z osobami nadużywającymi alkoholu. Strażnicy miejscy mogą podejmować interwencje jedynie w umundurowaniu. Zazwyczaj na widok funkcjonariuszy większość osób chowa butelki i puszki - bez względu na to, czy dane miejsce jest objęte zakazem spożywania alkoholu czy nie. Zaskoczeni i zdziwieni bywają zagraniczni turyści pochodzący z krajów, w których wypicie piwa na ławce w parku jest czymś oczywistym. Osoby takie najczęściej tłumaczą się, że nie wiedzą, jakie przepisy obowiązują w Polsce w tej kwestii.
Im dalej od Trójmiasta, tym jest jeszcze mniej restrykcyjnie. - Staramy się działać profilaktycznie (akcje zachęcające do odpowiedzialnego zachowania np. „Baw się dobrze, wracaj bezpiecznie”) i nie karać za tego typu wykroczenia - wyjaśnia Grzegorz Żaczek, rzecznik w Urzędzie Miejskim we Władysławowie. - W ubiegłym roku SM z tego tytułu nie wystawiała mandatów, a jedynie pouczała osoby nie przestrzegające przepisów prawa w tym zakresie.
Na Helu nie wprowadza się żadnych dodatkowych obostrzeń wobec pijących. - To martwy przepis - tak mówi o zakazie z ustaw o wychowaniu w trzeźwości Marek Chroń, helski radny. - A ewentualne rozszerzenie listy miejsc objętych zakazem o np. plaże, kompletnie już nie miałoby sensu. Mamy zaledwie trzech strażników miejskich i kilometry plaż...
Na kocyku, przy ognisku
- Wprowadzanie takich zakazów to fikcja - podobnie uważa Michał Bełbot, gdyński radny PiS. W ubiegłym roku radny zaproponował, by w Gdyni wyznaczyć kilka miejsc, gdzie będzie można legalnie rozpalić grilla lub ognisko. - Dziś już są takie miejsca, na Polance Redłowskiej, Dąbrowie, w Orłowie, na Oksywiu - mówi radny. - A co do picia alkoholu, to uważam, że taka Polanka Redłowska, która nie jest ani parkiem, ani ulicą, nie powinna być objęta żadnymi restrykcjami.
Zdaniem radnego Bełbota spożywanie, oczywiście z umiarem, napoi alkoholowych na łonie przyrody nie jest bardziej szkodliwe, niż picie piwa przy stolikach wystawianych przez puby na ulicy Świętojańskiej. Jedno i drugie dzieje się w miejscu publicznym, na oczach przechodniów.
- Podobnie na plaży w Gdyni - dodaje radny. - Jest tam tyle miejsca, że dla osoby popijającej niskoprocentowy alkohol na kocyku miejsca też starczy.
Lidia Makowska z Rady Dzielnicy Wrzeszcz Górny, działaczka ruchów miejskich, ciężko wzdycha, słysząc pytanie o możliwość dopuszczenia do picia alkoholu w miejscach publicznych. Uczucia ma bowiem mieszane - z jednej strony popiera liberalizację prawa, z drugiej jednak widzi, że może to przynieść problemy. Jakie?
- Pojawia się zagrożenie, że na ławkach w dzielnicy rozsiądą się, całkiem legalnie, amatorzy trunków - mówi Makowska.- I już inni mieszkańcy raczej nie będą się mogli lub nie będą chcieli, do nich dosiadać. Zmiany jednak by się przydały. W Górnym Wrzeszczu jest takie piękne miejsce rekreacji - Podleśna Polana. Nie rozumiem dlaczego nie można zgodzić się na umiarkowane spożywanie alkoholu na Polanie. Również angażowanie policjantów i strażników miejskich do ścigania osób, które wypiją piwo na plaży nie ma sensu. Służby te mają chyba więcej, o wiele poważniejszych, zajęć.
Zniżka dla studenta
Konsekwencje „picia pod chmurką” najczęściej ponoszą ludzie młodzi. To oni głównie płacą mandaty.
Z badań zleconych przez miasto Gdańsk (gdzie uchwalono Wieloletni Ramowy Program Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych) wynika, że 92,2 proc. gdańszczan w wieku między 18 a 24 rokiem życia piło w ostatnim roku piwo. Niewiele mniej spożywało wino i wódkę. Wśród 515 ankietowanych zaledwie 3,3 proc. było abstynentami. Inne badanie pokazało, że 7,5 procent gimnazjalistów i 92,4 procent uczniów szkół ponadgimnazjalnych sięgnęło po alkohol raz lub częściej. Młodzi głównie pili w domach, ale na następnym miejscu była ulica.
- Trochę to przypomina rosyjską ruletkę - twierdzi Igor z Sopotu, - Są miejsca, teoretycznie objęte zakazem, na przykład plaże latem, gdzie nikt się nie kryje z piwem. Na takich „Cudach Wiankach” w Gdyni większość pije. Za to w Sopocie trzeba uważać. Najgorzej chyba jednak jest w trójmiejskich dzielnicach oddalonych od centrum. Tu wystarczy sygnał od sąsiadów i zaraz pojawia się policja.
Szymon, student Politechniki Gdańskiej mówi, że w plenerze najlepiej sprawdzają się okolice ulicy Wyspiańskiego we Wrzeszczu. - No i podczas dużych imprez studenckich mandatów raczej nie wypisują - twierdzi przyszły inżynier.- A jeśli już, to traktują nas ulgowo, karząc jedną osobę, na którą potem zrzuca się cała grupa. Lepiej też mają dziewczyny, koleżanka dostała ostatnio 50 złotych mandatu za „zaśmiecanie”, zamiast 100 zł za picie piwa.
Według Radosława Nowaka, kierownika działu profilaktyki w Gdańskim Centrum Profilaktyki Uzależnień , dyskutując o zmianach ustawy o wychowaniu w trzeźwości należy postawić sobie wcześniej pytanie: czy jesteśmy gotowi, by nauczyć się picia w pewnej kulturze? Nie na umór, do dna, ale towarzysko, kulturalnie, rozrywkowo?
- Doświadczenia niektórych krajów Europy, np. Francji czy Hiszpanii pokazują, że jest to możliwe - mówi Radosław Nowak. - Tam można rozłożyć sobie kocyk pod wieżą Eiffla i wypić kulturalnie wino. Jeśli jednak spróbuje się po tym rozrabiać, będą konsekwencje. Podobnie również było w Gdańsku, gdy podczas Euro 2012 nikogo nie ścigano za picie piwa. Wówczas też nie słyszeliśmy o większych aferach.
Nadal jednak potrzebna jest szeroka edukacja społeczna. Do tego rozważenie zmniejszenia liczby koncesji na sprzedaż alkoholu przez sklepy i zwiększenie tychże dla lokali gastronomicznych.
- Lepiej pić w większej grupie, na oczach innych, niż samotnie w bramie - tłumaczy Nowak. - Łatwiej wtedy o przestrzeganie standardów, ograniczenie ilości spożytego alkoholu, wyeliminowanie nieletnich konsumentów.
Za to o ewentualnej zgodzie na picie na plaży terapeuta mówi z niepokojem. - Zbyt dużo ludzi topi się po spożyciu alkoholu - twierdzi Radosław Nowak.
Demoralizacja
Na gdyńskiej plaży nadal rozmawiam z Agnieszką, tą od puszki piwa wypitej z przyjaciółmi.
- Przepisy powinny być zmienione z jednego prostego powodu - mówi Agnieszka wrzucając zgniecioną puszkę do kosza. - Nic tak bardzo nie demoralizuje ludzi, jak prawo, którego się nie przestrzega. Albo przestrzega w kratkę. Bardzo nas pani rozśmieszyła mówiąc, że od 35 lat obowiązuje zakaz picia alkoholu w domach studenckich. Najpierw przypomnieliśmy sobie niektóre imprezy w akademikach, potem jednak przestaliśmy się śmiać. To tak naprawdę jest smutne.
d.abramowicz@prasa.gda.pl