Zakleszczeni. Między PO i PiS nie ma dziś miejsca nawet na żyletkę

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Bołt
Agaton Koziński

Zakleszczeni. Między PO i PiS nie ma dziś miejsca nawet na żyletkę

Agaton Koziński

Grupa polityków centroprawicowych ze znanymi nazwiskami i sporym dorobkiem nie może sobie znaleźć miejsca w polityce. Wszystko dlatego, że nie po drodze im z Platformą oraz PiS-em.

Od Nowackiej do Ujazdowskiego - mówił pod koniec czerwca wywiadzie dla „Polska The Times” Tomasz Siemoniak, pytany o to, jak szeroki front przeciw PiS ta partia chce zbudować na wybory w 2019 r. Minęły dwa miesiące i granice zarysowane przez wiceprzewodniczącego PO mogą już być nieaktualne.

O planach Barbary Nowackiej niewiele wiadomo - ale jeśli potwierdzą się doniesienia, że w przyszłym roku Robert Biedroń zacznie tworzyć własną formację polityczną, to można się spodziewać, że Nowacka, zamiast tworzyć wspólne projekty z Platformą, wybierze sojusz z obecnym prezydentem Słupska. Z kolei Kazimierz Ujazdowski jeszcze nie zdążył się przyzwyczaić do tego, że współpracuje z PO, a już trafił na boczny tor. Były minister w rządzie PiS, który w założeniu miał budować wiarygodność Platformy wśród centroprawicowych wyborców, dołącza w ten sposób do klubu polityków, którzy utknęli między dwoma największymi polskimi partiami.

Takich zakleszczonych jest więcej. Swojego miejsca w polityce nie mogą znaleźć osoby z dużym dorobkiem jak Ludwik Dorn (były wicepremier i marszałek Sejmu), Paweł Kowal (były wiceminister spraw zagranicznych i europoseł) czy Michał Kamiński, który był posłem i z list PiS, i PO. Gdzieś na marginesie Platformy utknęli parlamentarzyści o konserwatywnych poglądach: Marek Biernacki, Jan Filip Libicki, Joanna Fabisiak, Jacek Tomczak - ale trudno zakładać, żeby ktokolwiek z nich szukał swojej szansy w PiS-ie.

Większość historii, które doprowadziły osoby wyżej wymienione w ich aktualne miejsce, jest inna. Ale łączy je wspólny mianownik - nieodnalezienie się doświadczonych polityków w zderzeniu potężnych bloków PO i PiS. Dlaczego tak się dzieje?

Przekraczanie Rubikonu
Przypadek Ujazdowskiego jest o tyle zaskakujący, bo o 180 stopni odwrócił wszystko, co robił on wcześniej przez dwa lata. Ten były minister kultury w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, a także wiceprezes PiS w latach 2002-2007 dostał się do Parlamentu Europejskiego w 2014 r. z list tej partii. Jednak gdy tylko ugrupowanie Kaczyńskiego wygrało wybory i zaczęło wprowadzać zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, Ujazdowski niemal od razu stanął na pozycjach sceptycznych wobec metod, za pomocą których PiS postanowił uzdrowić polski wymiar sprawiedliwości.

Im proces trwał dłużej, tym krytyka Ujazdowskiego była coraz ostrzejsza. Od niemal dwóch lat widać było, że jego kolejne rozstanie z PiS (pierwsze miało miejsce w 2008 r.) jest kwestią czasu. Ostatecznie doszło do niego w styczniu 2017 r. Z kolei na wiosnę tego roku okazało się, że Ujazdowski nie trafił w próżnię. Znalazł wspólny język z PO i został kandydatem tej partii na prezydenta Wrocławia.

Transferów na linii PO-PiS nie ma zbyt wielu, ale od 2005 r. zdarzyło się na tyle dużo, by nie być zdziwionym takim ruchem. Tym bardziej że jest sporo przypadków udanych karier po drugiej stronie barykady (Radosław Sikorski i Joanna Kluzik-Rostkowska w PO, czy Patryk Jaki i Jarosław Gowin jako koalicjanci PiS). Wydawało się, że Ujazdowski jako kolejny dopełni tę listę. Teraz jednak wszystko stanęło pod znakiem zapytania.

Platforma bowiem w lipcu cofnęła poparcie dla jego kandydatury we Wrocławiu i razem z Nowoczesną poparła Jacka Sutryka wystawionego do wrocławskich wyborów przez Rafała Dutkiewicza (nomen omen dawnego kolegi partyjnego Ujazdowskiego - obaj razem zakładali ruch Polska XXI w 2008 r.). Byłemu ministrowi kultury w zamian zaproponowano dobre miejsce na liście w wyborach do sejmiku - ale póki co nie wiadomo, czy Ujazdowski tę propozycję przyjmie. Na razie zapowiedział tylko, że nie będzie walczył o prezydenturę we Wrocławiu bez poparcia silnej partii. Wcześniej jednak - gdy był jeszcze kandydatem PO - mówił, że jeśli nie wygra wyborów, to zakończy karierę polityczną.

Wcale niewykluczone, że i tak do tego dojdzie. Do PiS bowiem powrotu już nie ma, z kolei współpraca z Platformą okazała się dla niego ogromnym rozczarowaniem, nie wiadomo więc, czy kolejne propozycje od niej przyjmie. Gdyby tak się stało, stałby się kolejnym politykiem, który wpadł w dziurę między PO i PiS i nie umie z niej wyjść.

Pozostało jeszcze 55% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Agaton Koziński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.