Joanna Łochowska w przeszłości trenowała różne dyscypliny. Największą frajdę, sprawia jej dźwiganie, któremu poświęciła wszystko
Zajęła pani czwarte miejsce w zielonogórskim plebiscycie sportowym. Jaki był 2016 rok?
Zawsze miło znaleźć się w gronie najlepszych, obojętnie, na której pozycji. Bardzo mnie to zawsze cieszy. Nigdy nie udało mi się jeszcze być na podium, ale myślę, że nie jest to najważniejsze. Ważne jest docenienie moich sukcesów ze strony miasta oraz kapituły. Miłe jest to, że nie tylko rodzina zauważa dobre wyniki.
Brązowy medal mistrzostw Europy był bardzo dużym osiągnięciem.
ZMożna powiedzieć, że nawet jednym z moich większych. Uzupełnił brakujący szczebelek w drabince moich wcześniejszych sukcesów. Zawsze brakowało międzynarodowego krążka. Dotychczas czegoś brakowało, albo miałam go na wyciągnięcie ręki. Czasami miałam za mało mocy, innym razem nie sprzyjało szczęście. Na szczęście, w końcu się udało i jestem bardzo szczęśliwa.
Mimo sukcesu, nie udało się pojechać na igrzyska. Niedosyt chyba jeszcze pozostaje?
Potrzebowałam sporo czasu, aby się z tym uporać. Byłam w bardzo dobrej formie, natomiast jedną z przyczyn była kontuzja, która nie pozwoliła w odpowiednim momencie zaprezentować wyniku, który dałby mi nominacje. Jest to już jednak historią i skupiam się na nowych celach.
Jest w pani chęć pokazania niektórym osobom, że mocno się pomylili?
Nie tylko w sporcie, ale w całym swoim życiu, nie staram się niczego udowadniać. Wiem, ile jestem w stanie zrobić. Moja ciężka praca zaowocuje prędzej czy później. Czasami trzeba na to dłużej poczekać.
Jednak zgodzi się pani z tym, że decyzja władz była mocno niesprawiedliwa?
Uważam to do dziś za sporą kontrowersję. Wiele osób jej nie rozumie, łącznie ze mną. Nie chciałabym tego rozdrabniać na części pierwsze. Pogodziłam się z tym, czasu nie cofnę, więc mogę tylko patrzeć w przyszłość.
Jak wyglądają plany na najbliższy sezon?
Docelową imprezą będą mistrzostwa Europy w Chorwacji, które odbędą się na początku kwietnia. Następnie Puchar Polski kobiet i mistrzostwa naszego kraju seniorek oraz na zakończenie sezonu, powalczę z najlepszymi sztangistkami świata.
Brak olimpijskiej nominacji wymazałam już z pamięci. Czas na nowe wyzwania
Na małą liczbę startów na pewno nie będzie mogła pani narzekać?
Zgadza się. Ten rok będzie dość obfity, oby tylko zdrowie dopisało.
Kiedy rozpoczęły się przygotowania?
Trenować zaczęłam dosyć wcześnie. Sporo czasu poświęciłam na crossfit, natomiast od stycznia skupiam się wyłącznie na sztandze. Pierwsze zgrupowanie zaczynamy 12 lutego. Spotkamy się z dziewczynami na obozie kadry, który poprowadzi nowy trener. Wtedy rozpoczniemy przygotowania do mistrzostw Europy.
Jak zapatruje się pani na współpracę z nowym szkoleniowcem?
Miałam okazję pracować z nim w reprezentacji do lat 20. Zdobyłam srebrny medal ME juniorek i wicemistrzostwo świata, także ten okres uważam za bardzo udany. Jestem pozytywnie nastawiona.
Chciałoby się poprawić poprzedni wynik i zdobyć cenniejszy krążek?
Na pewno tak. Będę się bardzo starała. Kiedy człowiek raz stanie na podium, to nigdy nie chce z niego schodzić. Zrobię wszystko co w mojej mocy, ale nie chcę też wybiegać za daleko w przyszłość. Najpierw chcę myśleć o mniejszych celach, treningach, które budują ten sukces.
Jaka jest pani recepta na podnoszenie ciężarów? Drobna kobieta, która dźwiga przecież ogromne kilogramy.
Myślę, że jest nią siła serca i pasja. Jest to bardzo trudny sport. Trenowałam wcześniej akrobatykę i skok o tyczce. Zderzyłam się z wieloma dyscyplinami. Każda jest na swój sposób ciężka, tak samo jak podnoszenie ciężarów. Sama nazwa na to wskazuje. Trzeba to po prostu lubić i się w tym zakochać.
Kiedy pani zakochała się w ciężarach?
Ciężko powiedzieć. Na początku traktowałam to jako zabawę i spędzanie wolnego czasu, gdy przestałam trenować skok o tyczce. Do końca sama nie wiedziałam, jak potoczy się moja kariera. Punktem kulminacyjnym były pierwsze sukcesy podczas mistrzostw Polski. Z dnia na dzień chciałam odgadnąć fenomen tego, jak można dźwigać lepiej, łatwiej i więcej.