Założyłam związki zawodowe w urzędzie!
Z Iwoną Adamowicz, szefową utworzonego niedawno związku zawodowego "Samorządowiec" w żarskim magistracie rozmawiamy o prawach pracowników.
Co skłoniło Panią do utworzenia związku? Przecież czasy, gdy poprzednia władza trzymała urzędników ciężką ręką minęły?
Zawsze chcieliśmy w urzędzie stworzyć taką organizację, ale jakoś nie było odważnych. I mimo, że teraz rzeczywiście pracuje się nam dużo lepiej, postanowiliśmy urzeczywistnić plany. Ma to być dla nas taki parasol ochronny. Do związku „Samorządowiec” przy Urzędzie Miejskim w Żarach zapisało się już 14 osób, pracowników różnych wydziałów, nie tylko finansowego, w którym pracuję. Mamy coraz większą odpowiedzialność, również materialną i jak dotąd żadnej ochrony.
Władza się zmienia, nowi chcą ją po swojemu organizować pracę. Nie ma nic złego w tym, że chcemy poczucia bezpieczeństwa. Pojedyncze sprawy, pojedynczych osób łatwiej zepchnąć na margines. Zorganizowanej grupie łatwiej przeforsować pewne rzeczy, choćby kwestie podwyżek wynagrodzeń, „socjalu” warunków pracy. Uporządkować, ustalić jasne reguły. Dział finansowy na przykład od lat mieści się „w wagonie”. To przeszklone stanowiska pracy. Nie bardzo mamy gdzie zjeść, bo nawet jeśli mam przerwę, podchodzą petenci ze sprawami i zanim uda mi się podejść do pokoju socjalnego przerwa mija. Nie pomagają tłumaczenia, że mam przerwę.
Czy to znaczy, że nie czujecie się w magistracie bezpiecznie?
Nic takiego, ale dobrze mieć świadomość ochrony, to pozwala nam iść do przodu. Mamy coraz więcej kontroli, audytów, dużo pracy każdego dnia, wciąż się doszkalamy, poświęcamy na to swój prywatny czas i coraz większą odpowiedzialność, a błąd łatwo popełnić.
A propos podwyżek, narosły już mity w sprawie wynagrodzeń urzędników. Ile pani zarabia?
Po 20 latach pracy moja pensja nie przekracza 2 tys. zł. Więc nie są to jakieś niebotyczne pieniądze, choć wciąż słyszę od petentów ile to my urzędnicy zarabiamy.
Czy związki walczyć będą jedynie w sprawach swoich członków?
Na wsparcie będzie mógł liczyć każdy z ponad 100 pracowników urzędu. Weźmiemy w obronę każdego, kto się do nas zwróci.
Czy już macie jakąś sprawę?
Nawet jeśli, to nie zamierzamy się tym chwalić na zewnątrz. To organizacja wewnętrzna dla pracowników.
A jak to odebrała burmistrz?
Baliśmy się, że to może być źle odebrane, ale jak prześledziłam konstytucję, że gwarantuje nam powstanie takiego związku, opory zniknęły. Przecież nie robimy niczego niezgodnego z prawem, ludzie zrzeszają się w różnych branżach i firmach. Pani burmistrz to rozumie, uznała to za oczywistą oczywistość.
Jesteście chyba jedyną organizacją związkową zawiązaną w urzędzie.
O ile wiem podobny związek do naszego jest w Opolu. W Lubuskiem o takim nie słyszałam.
Dziękuję za rozmowę Lucyna Makowska