Zamach w Berlinie: Ciężarówka wjechała w tłum. Żony boją sie o mężów-kierowców
Tragedia w Berlinie przestraszyła nie tylko tirowców, ale i ich rodziny. Obawiają się teraz zarówno wypadków jak i terrorystów.
W ubiegłym tygodniu rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie, zabijając 12 osób i raniąc blisko 50. Zamachowiec z Tunezji porwał tira prowadzonego przez polskiego kierowcę. Polak, który usiłował przeszkodzić w zamachu, został zastrzelony.
- Jak ta informacja pojawiła się w mediach, następnego dnia rano kierowcy wydzwaniali i pytali o szczegóły. Jakiś tam strach się pojawił, ale nie zaobserwowaliśmy, żeby kierowcy nie chcieli jeździć - zapewnił Szymon Wądołowski z firmy transportowej Adampol SA z Zaścianek koło Białegostoku
Niepokoju nie kryje Paweł Czyrski z Białegostoku, kierowca TIR-a od ośmiu lat. Chociaż od roku jeździ już tylko po Polsce, to często zatrzymuje się przy granicy polsko-niemieckiej.
- Od czasu, gdy wydarzyła się ta tragedia, kierowcy ciągle pytają o jakieś zabezpieczenia. Przyznam, że i ja zacząłem się obawiać. Nawet w dzień nie można czuć się bezpiecznie. A właśnie jadę z towarem na granicę niemiecką - mówił nam przez telefon Paweł Czyrski.
O jego życie i zdrowie martwi się żona - Diana, która na powrót męża z trasy czeka razem z 15-miesięczną córeczką Mają.
- Boję się o mojego męża, to naturalne... - przyznała Diana Czyrska. - To taka praca, że ryzyko jest w nią wpisane, ale teraz człowiek nigdzie nie może czuć się bezpiecznie, nawet w Polsce, skoro do zamachów dochodzi w Niemczech czy Francji - tak blisko nas.
Rodzina państwa Czyrskich ma zresztą podwójny powód do obaw.
- Mój teść też jeździ tirem - na trasach międzynarodowych - wyjaśniła Czyrska. - Często wyjeżdża na Wschód. Tam też może być niebezpiecznie.
Właśnie kierunek wschodni (Rosja, Ukraina) uchodził kiedyś za najbardziej niebezpieczny dla tirowców, natomiast wyjazdy do Europy Zachodniej były przez nich lubiane.
- Można zginąć i pod własnym domem. Niekoniecznie trzeba jechać daleko - stwierdził Piotr Osmólski z Brańska, który jest kierowcą ciężarówki od 23 lat. - To moja praca, z tego się utrzymuję i dalej będę to robił.
Jednak jego żona przeżywa każdy wyjazd męża w trasę.
- W tamtym roku, jak był jakiś zamach w Lyonie, mąż był niedaleko... - powiedziała Iwona Osmólska - Za każdym razem, gdy jedzie w trasę, to są obawy. Nigdy nie wiadomo, co go czeka. Teraz po tych zamachach boję się jeszcze bardziej - dodała.
Mikołaj Linkiewicz ze Stowarzyszenia Przewoźników Podlasia w Białymstoku przyznaje, że kierowcy są zaniepokojeni, ale nie powinno to zagrozić branży transportowej.
- Ryzyko wiąże się z tym zawodem choćby z tytułu ruchu drogowego - stwierdził Linkie-wicz. - To wydarzenie w Berlinie było wstrząsające, ale kierowcy mówią, że nie będą poddawać się temu nastrojowi - dodał.