Zamiast jagód i grzybów, zbierają butelki, gruz, stare opony. Grupa wolontariuszy sprząta co weekend Wielkopolski Park Narodowy
Co drugi tydzień grupa śmiałków przemierza Wielkopolski Park Narodowy w poszukiwaniu śmieci. Kilkanaście osób z samego rana, nim tłum turystów zacznie korzystać z uroków lasu, zakasuje rękawy, zakłada rękawiczki i bierze do ręki worki. Co znajdują w lesie?
Sobota, godzina 8 przed wjazdem do Wielkopolskiego Parku Narodowego w Krosinku pod Mosiną kilka zaparkowanych aut i tłum ludzi w kamizelkach odblaskowych. Zamiast wylegiwać się do południa w łóżkach, zakasują rękawy, zakładają rękawiczki, biorą worki na śmieci i ruszają w las. Nim nastanie południe wrócą, ale nie z grzybami czy innymi leśnymi skarbami, a śmieciami. Zdarza się, że w ciągu trzech godzin uzbierają 40 stulitrowych worków wypełnionych po brzegi najróżniejszymi odpadami.
- Dziś wyjątkowo dużo osób przyszło, mimo że to okres wakacyjny. Cieszy, że coraz więcej dzieci i młodzieży. Sama zabrałam ze sobą bratanka, który przyjechał do mnie na wakacje z Warszawy – mówi Ela Gurkowicz. 10-letni Leon bierze udział w wielkiej akcji sprzątania lasu po raz pierwszy.
- Zdarzało mi się zbierać śmieci, ale nigdy w tak dużej grupie – mówi.
Na polanie przed wejściem do WPN zebrało się bowiem tego dnia około 20 osób. Młodzi, starzy, lekarze, prawnicy, dziennikarze, stolarze, ślusarze.
- Grupa z tygodnia na tydzień się niesamowicie rozrasta. Co mi przyświeca? To, co chyba wszystkim – chcemy by było tu lepiej, ładniej, czyściej i przede wszystkim chcemy uświadomić ludziom, że to co robią z lasami, z przyrodą to jest dramat. Zupełnie tego nie rozumiem, dlaczego wszystko jest tak potwornie zaśmiecone. Za każdym razem zbieramy taką liczbę worów śmieci, że to się w głowie nie mieści. Butelki, puszki, śmieci domowe. Znaleziska są przeróżne. Na pierwszej akcji znalazłam dwanaście żarówek i plastikową półkę łazienkowa. To nie jest rzecz, którą zostawia turysta, bo zjadł wafelek i wyrzucił papierek. Opony, fragmenty samochodów, zderzaki. Ludzie traktują las jak wysypisko śmieci – wymienia Katarzyna Głodowska, diabetolog z Puszczykowa.
Rower, stare opony, gruz, łóżko
Sprzątanie wokół i w samym Wielkopolskim Parku Narodowym trwa już od stycznia tego roku. Wówczas to jeden z zapaleńców, miłośnik przyrody, Piotr Rubisz - mieszkaniec Poznania - postanowił zorganizować wolontariat przy WPN.
- Nie jestem leśnikiem, chociaż z rodziny leśników pochodzę. Od wielu lat sam i z własną rodziną chodziłem i sprzątałem śmieci po Wielkopolskim Parku Narodowym. Widząc, jak wiele ich jest uświadomiłem sobie, że nie jestem w stanie zbierać ich sam. W związku z tym rok temu wystąpiłem do dyrekcji WPN początkowo z prośbą o możliwość wjazdu na teren lasu samochodem, by wywozić zebrane śmieci, a potem w toku kolejnych rozmów zainicjowałem powstanie wolontariatu przy WPN
– opowiada.
Rozmawiamy z Piotrem Rubiszem 15 minut, a w tym czasie już obok nas wolontariusze zostawiają pięć wielkich worów wypełnionych śmieciami. To odpady zebrane tylko w obrębie 100 metrów od miejsca pozostawienia samochodów.
- Mamo znalazłem kierownicę od roweru.
- Ja znalazłem ramę.
- Jeszcze znajdziecie dętki i złożymy nowy rower – śmieje się opiekun dzieci.
Są też pozostałości po starym łóżku, sprężyn, materac, metalowe pręty, a nawet całkiem sprawne grabie.
- Pierwszy raz przyszliśmy z dziećmi, by pokazać im na czym taki wolontariat polega, byśmy mogli wspólnie spędzać czas. Nie było narzekania, że rano pobudka. Ochoczo dzieci zdecydowały się pomóc – opowiadają mi Joanna Braszka i Barbara Krawczyk, które zabrały ze sobą swoje pociechy. - Same bierzemy już kolejny raz udział w sprzątaniu lasu. Mieszkamy w otulinie parku, same widzimy, że bałagan jest zwłaszcza w okresach letnich, gdzie coraz więcej osób odwiedza las.
To właśnie widok najmłodszych najbardziej cieszy koordynatora akcji, Piotra Rubisza.
- Są tu przedstawiciele wszystkich popularnych zawodów: lekarz, prawnik, dziennikarz, nauczyciel, ślusarz, kierowca - przekrój społeczny ogromny, do tego młodzież szkolna. Z tego się cieszymy najbardziej. Ponieważ uważamy, że walor edukacyjny tego działania jest ogromny. Bo oprócz tego, że dzieciaki i dorośli mają frajdę, to wbrew pozorom, przy nieprzyjemnym zadaniu jakim jest zbieranie śmieci, odpoczywamy. Psychicznie. Jesteśmy całkowicie oderwani od codzienności. To są takie 3-4 godziny, gdzie nie myśli się o niczym innym, tylko na zasadzie grzybobrania zbiera się zamiast grzybów, butelki w lesie. Potem nawet wkradają się emocje wręcz ambicjonalne, by śmieci jak najwięcej zebrać – opowiada Piotr Rubisz.
Sprzątają, nim park odwiedzą turyści
Nad działaniami wolontariatu czuwa Małgorzata Bręczewska, kierownik Wielkopolskiego Parku Narodowego.
- Wcześniej zgłaszały się do nas różne firmy, które chciały działać na terenie WPN wolontariacko – chciały sprzątać, odnawiać infrastrukturę na szlakach turystycznych, naprawiać ją, konserwować, a przede wszystkim sprzątać. Na ogół były to akcje jednorazowe, raz na rok, dwa razy do roku i oczywiście byliśmy przychylni, by to wszystko mogło się odbyć. Śmieci zawsze było dużo w parku
– opowiada.
Na co dzień o czystość w lesie dbają leśniczowie, pracownicy terenowi, którzy sprzątają śmieci głównie na szlakach turystycznych, ścieżkach z których mogą korzystać piesi, jak i rowerzyści. - Zdawaliśmy sobie jednak sprawą, że w parku znacznie więcej jest śmieci poza szlakami, gdzie teoretycznie postronne osoby nie powinny wchodzić. Wiedzieliśmy, że potrzebna jest pomoc z zewnątrz, bo sami nie byliśmy w stanie wszystkiego ogarnąć. Pan Piotr Rubisz spadł nam z nieba, zgłosił się rok temu i zorganizowaliśmy spotkanie z nim. Opowiedział nam jak chciałby działać na terenie parku z grupą wolontariacką – mówi M. Bręczewska.
Sprawami formalnymi powołania wolontariatu zajął się WPN. - Wolontariusze mają umowy, zgłaszają nam swoje zadania, wypełniają ankiety w których mówią co są w stanie wykonać, co potrafią, jakie mają zamiłowania, pasje, zawody – wymienia Bręczewska.
Taka umowa zawarta z WPN to podstawa, by dołączyć do grupy.
- Łatwo jest dołączyć, ale trzeba spełnić pewne wymogi formalne. Podstawowa sprawa to trzeba być pełnoletnim, albo z opiekunem. Należy też zawrzeć z WPN umowę o świadczeniu wolontariatu. Ta umowa nie wiąże się z żadnymi restrykcjami, ale dzięki niej wolontariusze na czas prowadzenia akcji na terenie parku są ubezpieczeni. To jest ważne, bo nic się co prawda jeszcze takiego nie wydarzyło, ale może się przytrafić jakiś wypadek. W tym co znajdujemy są bowiem też śmieci niebezpieczne. Pomijam oczywistą stłuczkę szklaną, ale są też odpady chemiczne: farby, lakiery, oleje, zdarza się też azbest w większych ilościach. My wówczas tych śmieci nie ruszamy, nie możemy ich zbierać, ale powiadamiamy odpowiednie służby, gminę – opowiada Piotr Rubisz.
W działania wolontariackie zaangażowanych jest łącznie około 40-50 osób.
- Staramy się, by w jednorazowej akcji uczestniczyło góra 15-20 osób. Gdyby tu weszło sto wolontariuszy to zadeptalibyśmy ten park. Po wakacjach planujemy większą akcję ogólną, gdzie lokalna społeczność będzie mogła dołączyć – mówi Rubisz.
- Sprzątamy z samego rana, by potem turyści mogli podziwiać czysty, piękny las – dodaje Bręczewska.
Dzikie wysypiska i niebezpieczne miejsca
Wolontariusze sprzątają serce parku, ale także jego otulinę. Byli już w różnych miejscach i natrafili na różne śmieci. Również te niebezpieczne.
- Jest sporo śmieci i mam wrażenie, że jest ich coraz więcej, mimo naszych akcji. Niestety, w miejscach, które już posprzątaliśmy śmieci na nowo się pojawiają. To pojedyncze puszki, butelki, w szczególności tam, gdzie jest dużo samochodów i w okolicach puszczykowskiego szpitala
– mówi Anna Matusiak, która zabrała ze sobą swoich synów 7-letniego Kubę i 9-letniego Szymona. To najmłodsi wolontariusze.
- Zakładamy wysokie buty, długie spodnie, rękawiczki, zbieramy worki, ale dźwiga je mama – opowiadają chłopcy.
Niestety, śmieci wyrastają jak grzyby po deszczu. Są stałe miejsce, znane już wolontariuszom, gdzie są pewni, że znów będzie naśmiecone.
- Śmieci jest ogrom. Wszyscy się zastanawiamy skąd one się biorą. To nie są śmieci na pewno, które zagubi turysta, które wypadną z kieszeni czy plecaka. Rowerzysta, który przemieszcza się po WPN nie wyrzuci śmieci, z którymi muszą się potem uporać wolontariusze: opony czy szafek kuchennych. To są przedziwne ilości, zdumiewające, a przede wszystkim jakość, rodzaj tych śmieci przeraża. Po prostu w głowie nam się nie mieści, by człowiek mógł tyle wywieźć do parku, na łono natury: stare okna, gruz po remoncie, papę, opony, styropian, plastik. Przecież to się w ogóle nie rozkłada. To po prostu zalega długo latami, szkodząc przyrodzie – mówi M. Bręczewska.
Sporym problemem są także dzikie wysypiska, których w Wielkopolskim Parku Narodowym nie brakuje.
- Śmieci wyrzucane przez okna samochodów na Grajzerówce, zrzuty ton gruzu, pół tony stłuczki szklanej. Wszystkie nasze akcje precyzyjnie dokumentujemy. Przekazujemy do gminy, ale dojście do tego kto jest właścicielem śmieci jest bardzo trudne – musiałyby być jakieś dokumenty, albo trzeba by złapać na gorącym uczynku
– mówi Piotr Rubisz.
W WPN są także miejsca niebezpieczne, które starsi wolontariusze zabezpieczają. - To np. otwarte studzienki kanalizacyjne od dawna nieużywane, ale stanowiące niebezpieczeństwo – mówi Rubisz.
Koordynator wolontariatu przy WPN stara się wymóc na władzach samorządowych pomoc, a to w zbieraniu większych gabarytowo śmieci, a to także w lepszym monitoringu parku. - Piszemy do urzędów pisma z prośbą o zamontowanie jak największej liczby kamer, fotopułapek, by karać tych, którzy śmiecą – mówi.
Wszyscy mają nadzieję, że zapał w nich nie osłabnie.
- To jest fenomen tych ludzi, że oni się tu pojawili. Zwłaszcza, że wcześniej nie znałem 90 procent z nich. Wszystko to rozeszło się drogą elektroniczną, w mediach społecznościowych umieszczałem zdjęcia z tych moich wypraw śmieciowych. Potem ogłosiłem, że jest taki wolontariat, umieszczałem zdjęcia zebranych worów i posypały się pytania czy można dołączyć
– mówi Piotr Rubisz.
- Gdy ostatnio z synem sprzątaliśmy okolicę Jeziora Jarosławieckiego spotkaliśmy się z ogromną życzliwości ze strony plażowiczów. Ludzie dziękują, że jest taka grupa, jak nasza i pytają czy mogą dołączyć – mówi Edyta Pachowiak, wolontariuszka.
- My oczywiście zachęcamy – dodaje P. Rubisz.
-------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień