Zamiast na przyjęcie komunijne trafiła do aresztu
Słupszczanka spędziła dwie noce w areszcie przez błąd w systemie.
Zamiast czterech dni z rodziną w Słupsku z przyjęciem komunijnym w tle, prawie dwie niepotrzebne doby spędzone w Areszcie Śledczym w Gdańsku. Straż graniczna panią Andżelikę, która na stałe mieszka w Irlandii, zatrzymała do wyjaśnienia w sobotę na lotnisku w Rębiechowie. Na oczach dzieci i partnera. Podczas rutynowej kontroli paszportowej okazało się, że widnieje w systemie jako osoba poszukiwana przez słupską prokuraturę.
– Wysłano zawiadomienie do Słupska i potwierdzono, że mam być zatrzymana – relacjonuje w rozmowie z „Głosem” pani Andżelika. Nie chce, by upubliczniać jej nazwisko. – Następnie przekazano mnie policji z Gdańska, przeszukano, zabrano telefon i zawieziono do aresztu. Jeszcze w sobotę usłyszałam, że w niedzielę trafię do Słupska. Tak się nie stało. Dopiero w poniedziałek rano odwieziono mnie, ale tylko do Wejherowa. Tam miała mnie odebrać policja ze Słupska.
Do przekazania jednak nie doszło. Podczas drogi do Wejherowa policjanci otrzymali informację, że zatrzymanie, choć do niego doszło, jest niesłuszne, a kobieta jest wolna. Panią Andżelikę zostawiono przed wejherowskim sądem, bo – jak usłyszała – policja niewinnych nie wozi. Do rodziny dotarła sama, pociągiem.
Kobieta przyznaje, że w przeszłości toczyła się przeciwko niej sprawa o charakterze gospodarczym. To w związku z nią słupska prokuratura wydała w 2013 roku postanowienie o zatrzymaniu. Jest w nim napisane, że kobietę należy zatrzymać i doprowadzić „z uwagi na fakt, że zachodzi konieczność dokonania czynności procesowych z udziałem podejrzanej, która nie przebywa w miejscu zamieszkania, co oznacza, że istnieje uzasadniona obawa, że nie stawi się ona na wezwanie”.
To cytat z protokołu zatrzymania. Kłopot w tym, że w 2015 roku ta sama prokuratura wydała inne postanowienie – znoszące to pierwsze. Adnotacji na ten temat zabrakło jednak w systemie komputerowym. Była za to w podręcznych aktach sprawy. Sięgnięto po nie dopiero w poniedziałek rano. Najpewniej w tym samym czasie, kiedy pani Andżelika była przewożona radiowozem z gdańskiego aresztu do Wejherowa.
Słupska Prokuratura Rejonowa zapewnia, że informację o zatrzymaniu pani Andżeliki otrzymała dopiero w poniedziałek. Tak przynajmniej wynika z podręcznych akt prokuratora. To w nich, jak nas zapewniono, znajduje się postanowienie z września 2013 roku o zatrzymaniu kobiety i to wydane dwa lata później, a znoszące konieczność doprowadzenia.
Nie zmienia to jednak faktu, że choć w aktach wszystko jest w porządku, to w systemie komputerowym, na podstawie którego słupszczanka z lotniska trafiła do aresztu, już nie. – Trudno powiedzieć, dlaczego – przyznaje prokuratur Sylwia Knapik, zastępca prokuratora rejonowego w Słupsku, pytana o powody. – Sięgniemy po akta główne, które znajdują się w sądzie. Tam może znajdować się informacja odnośnie rozsyłania tych postanowień do policji i innych służb. Oczywiście wymaga to sprawdzenia, dlaczego i na jakim etapie ta sprawa się zatrzymała – zaznacza i dodaje, że pokrzywdzonej zgodnie z Kodeksem postępowania karnego przysługuje odszkodowanie za niesłuszne zatrzymanie.
I właśnie takie kroki zamierza podjąć. – Zakuto mnie w kajdanki, potraktowano jak przestępcę – mówi pani Andżelika. – Całe zdarzenie widziały dzieci, które bardzo to przeżyły. Tłumaczyliśmy im, że zapomniałam dokumentu, bo jak im powiedzieć, że mama została zatrzymana. Nie spotkałam się też z rodziną tak, jak było to zaplanowane. Co więcej, to nie był mój pierwszy przyjazd do Polski w ostatnich latach i po zakończeniu sprawy. Przylatywałam już wcześniej i nie miałam takich problemów.
Pani Andżelika została zatrzymana w sobotę na gdańskim lotnisku o godz. 12.51. W areszcie spędziła prawie dwie doby. Na wolność wypuszczono ją w poniedziałek przed godziną 10, zostawiając przed budynkiem sądu w Wejherowie.