Zamiast rozmawiać - piszą, zamiast wyjaśniać - ranią
Niektóre pary nie umieją i nie chcą kłócić się ze sobą twarzą w twarz. Piszą więc do siebie codziennie sms-y, e-maile, rozmawiają za pośrednictwem internetu. - To znak naszych czasów - przestrzegają socjologowie i psychoterapeuci.
Nie potrafię wykrzyczeć mojej dziewczynie w twarz tego, co mnie boli - przyznaje Marcin (nazwisko do wiadomości redakcji) z Białegostoku. - Dlatego nie kłócę się z nią podczas naszych spotkań, a tylko przez sms-y lub na komunikatorach internetowych. Tak jest mi po prostu łatwiej, bo nie pokazuję tego, co naprawdę czuję.
Marcin ma 26 lat i z Anią spotyka się już od dwóch i pół roku. Mieszkają kilka ulic od siebie i widzą się praktycznie codziennie. Ale kiedy są razem, nie potrafią powiedzieć sobie prosto w twarz, co im tak naprawdę w sobie przeszkadza i co chcieliby zmienić w swoim związku.
- Nasze małe piekiełka rozpoczynają się czasem od małego focha, albo niezrozumiałego dla drugiej osoby żartu - przyznaje Ania, dziewczyna Marcina. - Wtedy zwykle się odwracam, wsiadam do samochodu i jadę do domu. Tam uświadamiam sobie, że nie powinnam milczeć, tylko muszę wyznać, co mnie wkurzyło. I dlatego odpalam komputer i zaczynam pisaną rozmowę z Marcinem... I tak od słowa do słowa i rozpętuje się burza.
Oboje zdają sobie sprawę, że słowo pisane to nie jest najlepsza forma wyjaśniania problemów, że lepiej byłoby usiąść razem przy herbacie i sobie wszystko wytłumaczyć, jednak ciężko im zrezygnować ze starych przyzwyczajeń.
- Kłócić się przez internet też można - stwierdza Jan Poleszczuk, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku. - Nawet ma to swoje dobre strony, bo takie „pisane“ prowadzenie sporu daje możliwość odpowiadania dopiero po jakimś czasie. Dzięki temu człowiek - zanim coś napisze - może to przemyśleć. Jednak z drugiej strony, pisząc, bardzo często odpowiadamy na słowa czy aluzje, które w bezpośredniej rozmowie puścilibyśmy mimo uszu, bo byśmy ich nie zapamiętali, a kiedy je czytamy - jest inaczej.
Marcin przyznaje, że on - odpowiadając na wypisane przez Anię pretensje - często nie odczekuje nawet ani chwili. Odpisuje od razu, Ania znowu odpowiada i tak to się nakręca. To, co myślą od razu wklepują w klawiaturę, nierzadko nawzajem się raniąc.
Internet nie zapomina
Jak podkreśla socjolog, kłótnie przez e-maile, sms-y czy pisane na internetowych komunikatorach mają jeszcze jedną wadę: - Kiedy ludzim po normalnej kłótni udaje się rozwiązać konflikt, to etapem przywracania utraconej więzi jest zapominanie tego, co się sobie w kłótni wykrzyczało - wyjaśnia Poleszczuk. - Natomiast to, co zostało zapisane w listach, e-mailach czy sms-ach zostaje utrwalone i potem wystarczy drobny epizod, by rozpalić dawne krzywdy - przestrzega.
Ania przyznaje, że zdarza jej się wracać do bardzo starych internetowych sprzeczek. I aby je sobie przypomnieć, nawet nie musi grzebać w archiwum komunikatora, bo bywało, że Marcin pisał do niej tak bolesne słowa, że po prostu utkwiły jej w pamięci.
- Kiedy się kłócimy i piszemy do siebie w emocjach, żadne z nas nie przebiera w słowach - wyjaśnia Marcin. - Kieruje nami adrenalina i złość, ale oczywiście nie jesteśmy w stanie przyznać się przed sobą, że myślimy inaczej niż piszemy. Chyba celowo się wtedy ranimy. I oboje wiemy, że gdybyśmy się spotkali twarzą w twarz, to takie słowa by nie padły... A kiedy siedzimy przed ekranami swoich komputerów, łatwo włożyć maskę obojętności, a to - jak wiadomo - najskuteczniej potrafi wyprowadzić partnera z równowagi.
- Oczywiście, moglibyśmy porozmawiać choćby przez telefon, ale to - podobnie jak rozmowa twarzą w twarz - wcale nie jest proste, bo kiedy słyszy się głos bliskiej ci osoby, człowiek od razu zaczyna się hamować - tłumaczy Anka. - Nasze kłótnie „na żywo” nie trwają więc dłużej niż kilka minut, ale podczas nich nie potrafię Marcinowi powiedzieć o wszystkim, co mnie wkurza i boli.
Jak zauważa Jan Poleszczuk, sprzeczając się przez internet nie zawsze zdajemy sobie sprawę z emocjonalnych krzywd, które możemy wyrządzić drugiej osobie. Powstałe rany mogą być boleśniejsze niż się wydaje. Przez naszą kulturową ewolucję byliśmy przyzwyczajeni do tego, by mówić sobie rzeczy miłe i niemiłe, patrząc w oczy naszych partnerów. Dlatego kłótnie przez internet można uznać za ostatnie stadium związku i należy je uważać za wskazówkę, że to już ostatnie chwile na naprawienie relacji.
- Rzeczywiście zacząłem się nad tym zastanawiać i nawet gdy Ania do mnie pisze coś mi wytykając, to ostatnio staram się poczekać choćby do następnego dnia, aż opadną emocje, by móc prowadzić jakiś konstruktywny dialog - mówi skruszony Marcin. - Kiedy bowiem już na spokojnie czytam, co jej poprzedniego dnia napisałem, to mam ochotę wyrzucić komputer za okno, usiąść naprzeciwko Ani i z nią porozmawiać. Tyle że oboje musimy się tego nauczyć.
Małżeństwa w pułapce
Ania i Marcin nie są jedyną parą, która dała się uwieść złudzeniu, że o problemach w związku można nie rozmawiać ze sobą wprost. Na portalach społecznościowych obserwujemy dziesiątki małżeństw, które umieszczają dostępne dla wszystkich posty dotyczące ich prywatnego życia. Zamieszczają zdjęcia dzieci, a pod nimi kłócą się o stosowane metody wychowawcze, wzajemnie siebie oskarżając...
- Pary, które szanują swój związek i intymność, powinny zachować taką przestrzeń w ich relacji, która jest tylko dla nich i nie muszą całemu światu komunikować, co się u nich dzieje - radzi Izabela Trybus, białostocka psychoterapeutka. - Jeżeli para ujawnia w sieci swoje prywatne życie, wydaje się, że takim osobom brakuje granic. Zdarza się, że takie osoby dokonują pewnego rodzaju odwetu oczerniając się nawzajem na portalach społecznościowych, bo po prostu czują się zranione. To kwestia nieumiejętności zachowania granic albo też niedojrzałości emocjonalnej.
- A może to po prostu duch naszych czasów? - zastanawiają się Ewa i Jan. Są małżeństwem od dziesięciu lat i przyznają, że częściej zdarza im się rozmawiać ze sobą za pośrednictwem Facebooka, e-maili i sms-ów niż twarzą w twarz. Czasami nawet wieczorami, gdy oboje siedzą w domu, Jan jeszcze coś ogląda w salonie, a Ewa już kładzie się spać w sypialni, piszą do siebie sms-y, by ustalić listę zakupów na jutrzejszy obiad czy nawet skomentować wydarzenia mijającego dnia.
- Pisanie sms-ów to dla nas sposób na uniknięcie niepotrzebnych kłótni - wyjaśniają z uśmiechem. - Taką korespondencję bowiem można w każdej chwili przerwać, uciąć, no i człowiek ma kontrolę nad słowami.
- Są osoby, które uważają, że każda złość w relacji jest zła, niszcząca i niepotrzebna - przyznaje psychoterapeutka Izabela Trybus. - Takie osoby będą unikać bezpośredniej wymiany zdań, ponieważ obawiają się, że z powodu swojego niezadowolenia mogą zostać przez partnera odrzucone. Kiedy taki lęk jest silny, nie wypowiedzą swoich myśli otwarcie, tylko będą je komunikować poprzez sugestie, zawoalowane pretensje, a nawet milczenie. Często partner w takiej sytuacji odbiera przekaz emocjonalny drugiej osoby, ale nie rozumie, co się dzieje. A konstruktywne kłótnie są w związkach potrzebne.