Sześciolatki - zgodnie z prawem - mają wybór. Jak rozwiązać problem trzylatków? Ratunkiem mają być przedszkola niepubliczne. Czy pomogą też zwalnianym z podstawówek nauczycielom?
- Cieszymy się, że mamy wybór. Bo to się nam należało bez żadnej łaski. Miasto nie może przecież łamać prawa - podkreślali rodzice sześciolatków, którzy przyszli na wtorkową sesję rady. - Skoro pani minister nam odpisała, że mamy rację, wojewoda, kurator, miasto nie miało innego wyjścia.
Zdaniem wiceprezydent Wiolety Haręźlak, nie byłoby tej nerwowej sytuacji, gdyby samorządy miały więcej czasu na przygotowanie się do zmian. Decyzją o możliwości pozostawienia sześciolatków w przedszkolu gminy zostały zaskoczone na początku roku, kiedy znowelizowano ustawę o systemie oświaty. Trzeba było natychmiast coś postanowić, by dostosować się do nowych warunków. Stąd pomysł na zerówki w szkołach.
Oświata to naczynia połączone, jeśli wyciągnie się jeden klocek, wali się cała budowla. Dlatego sprawa sześciolatków nie dotyczy tylko tej grupy dzieci.
Miało być tak, że 1.500 sześciolatków idzie obowiązkowo do klasy pierwszej podstawówki. Ich miejsca zajmuje prawie tyle samo trzylatków. Bo odkąd przedszkola w mieście są darmowe (płaci się tylko za wyżywienie), 97 procent rodziców dzieci trzyletnich wysyła swoje pociechy do tych placówek.
Teraz tych miejsc nie będzie. Ilu? Wiceprezydent Haręźlak dokładnie dziś nie odpowie. Będzie to wiadomo po zakończeniu naboru do przedszkoli, a ten rozpoczyna się 10 marca.
Z ustnych deklaracji rodziców wynika, że 68 z nich chce posłać dziecko do pierwszej klasy. Ale nie wiadomo, czy nie zmienią zdania. Tak czy siak dla ponad 1,1 tysiąca trzylatków zabraknie miejsc w miejskich przedszkolach.
Czy jest jakieś rozwiązanie? Na wtorkowej sesji radni przyjęli uchwałę, dzięki której miasto będzie mogło ogłosić konkurs dla przedszkoli niepublicznych. Przekaże im sto procent dotacji na każde przyjęte dziecko. Pod warunkiem, że niepubliczne placówki spełnią określone warunki, m.in. będą bezpłatne, zapewnią odpowiednie godziny opieki, realizację programu.
- Najważniejsze, żeby miały miejsce - uważa Ewelina Bala-nowska, mama trzyletniej Hani. - Choć dziwnie się z tym wszystkim czuję, bo dzieci sześcioletnie muszą mieć wybór, a trzyletnie już nie?
O mieszanych odczuciach mówi też jedna z nauczycielek podstawówki.
- Miasto przede wszystkim powinno zadbać o interes własnych placówek i swoich pracowników - uważa. - Trzylatki będą w niepublicznych przedszkolach, a w szkołach trzeba będzie zwolnić nauczycieli, sale będą puste... I to nie przez rok, ale trudna sytuacja dotyczyć będzie w kolejnych latach także nauczycieli starszych dzieci, tzw. przedmiotowców. Bo ten pusty rocznik pójdzie coraz wyżej. Później narobi zamieszania w gimnazjach i liceach, na studiach.
Dziś w zielonogórskich szkołach podstawowych jest 60 klas trzecich. Tylu nauczycieli we wrześniu powinno dostać klasy pierwsze. Licząc 159 dzieci odroczonych w zeszłym roku i te, których rodzice zadeklarowali, że wyślą pociechę do szkoły, nazbiera się 227, czyli maksymalnie 15 oddziałów (15 dzieci w klasie). To i tak trzeba będzie zwolnić 45 nauczycieli.
Jak dodaje, W. Haręźlak mniej uczniów oznaczać może także zwolnienia pracowników obsługi np. kucharek.
Dyrektorki przedszkoli niepublicznych uważają, że nauczyciele nie muszą tracić pracy. Przecież mają też uprawnienia do zajmowania się przedszkolakami. Skoro będzie więcej oddziałów w placówkach niepublicznych, tam będą mogli znaleźć zatrudnienie.
- To nie takie proste. W szkole obowiązuje Karta Nauczyciele. A w przedszkolach niepublicznych - Kodeks pracy. To zupełnie inne warunki - zauważa jedna z zagrożonych utratą zatrudnienia nauczycielek. - Poza tym przecież placówki te mają swoją kadrę. Nawet jeśli kogoś przyjmą, to tylko tymczasowo. Może niewielu to interesuje, ale dla kilkudziesięciu osób będzie to naprawdę duży, życiowy problem. I całych ich rodzin.
Renata Górkiewicz, mama Jagody, dostrzega też inny problem.
- Rodzice dzieci sześcioletnich mówili, że panie w szkole nie zaopiekują się ich pociechami we właściwy sposób - przypomina. - Ale mają teraz się zaopiekować trzylatkami? Po 20 latach pracy z uczniami?! Przecież to trzylatki specyficzna grupa, przez pierwsze miesiące płacz, sikanie w majtki itd.
Sprawa nie jest więc prosta. - Wydaje się, że nie ma idealnego rozwiązania, które zadowoliłoby wszystkich - uważa Przemysław Smoliński, tata Jacka. - Za dużo było w tych kłótniach emocji, za dużo padło nieprawdziwych informacji, które często powtarzane stają się prawdą... A szkoda, bo wybór powinien być przemyślany: przedszkole, zerówka czy pierwsza klasa? Każdy spokojnie powinien to rozważyć, bo każdy ma inne priorytety, potrzeby itd. Tylko czy w tej nerwowej atmosferze mogą zwyciężać rzeczowe argumenty? Na pewno nie będzie to łatwe.