Zapach spalin, smażonego oleju i słodkich ananasów
Natalia i Paweł Skutowie to małżeństwo z 5-letnim stażem, choć znają się 19 lat! Urodzili się w Krakowie, poznali w szkole podstawowej. Ich pasją są podróże. Znów są w trasie
Rangun, dawna stolica Birmy, mieści się na południu kraju, a w jego obrębie mieszka ponad 7 milionów ludzi. Błądząc po nim i obserwując toczące się tam życie, widzieliśmy, jak całe miasto niemal pulsuje, oddycha, żyje - jak jeden wielki organizm.
Samochody jeżdżą ciągle trąbiąc, bileterzy autobusów wykrzykują kolejne przystanki, sprzedawcy zachwalają swoje towary. Piesi przechodzący przez jezdnię robią slalomy i zdają się tańczyć moonwalk, bo kierowcy kompletnie nie zwracają na nich uwagi. Czuć spaliny, smażony olej, słodkie ananasy, dym papierosowy.
Na każdym rogu stoi sprzedawca betelu, czyli używki, która odpręża, dodaje sił i energii, ale też oszałamia. Popyt na niego jest ogromny, bo kupują go mężczyźni i kobiety w każdym wieku. Mieszankę przypraw, orzeszków palmy areka i mleka wapiennego, zawiniętą w liść pieprzu betelowego, wkładają sobie do ust i żują, czekając, aż betel puści sok. Później pozbywają się nadmiaru płynów w ustach, plując gdzie popadnie. Charakterystyczne „krwiste” plamy na chodnikach to właśnie zabarwiona przez betel ślina, która barwi im również zęby.
Brzmi egzotycznie? To nie koniec. Naszą uwagę zwróciły również pomalowane na żółto twarze kobiet i dzieci. To maść z kory drzewa tanaka, która ochrania przed słońcem i pielęgnuje skórę. Wygląda to bardzo ciekawie i trzeba przyznać, że niektórym kobietom bardzo do twarzy w tym „makijażu”.
Urzekła nas też reakcja Birmańczyków na kilka wyuczonych przez nas birmańskich słów. Twarz im się rozjaśniała, oczy rozświetlały, a kąciki ust wędrowały w górę. Ale to dopiero początek - pani ze straganu obok, jeśli nie usłyszała, wypytywała od razu, co powiedzieliśmy i przekazywała to kolejnym przekupkom. W ten sposób wszyscy wiedzieli, o co zapytaliśmy, co kupiliśmy, a czego nie. Wszystkich to wprawiało w dobry humor, bo wspólnie chichotali, komentowali i obserwowali każdy nasz ruch.
Myśląc o Birmie, często wspominamy Rangun oraz jego niesamowicie serdecznych mieszkańców. Jeśli tylko ktoś potrafił powiedzieć coś po angielsku, to zawsze do nas zagadał. Pytani byliśmy o to, skąd jesteśmy, czy podoba nam się w Birmie, dlaczego tu przyjechaliśmy, na jak długo. Dzieci na nasz widok szeroko rozdziawiały buzie i wielkimi błyszczącymi oczami wpatrywały się w nas, nierzadko prawie robiąc sobie przez to krzywdę. Albo się zapatrzyły i niemal weszły w słup, albo w coś wjechały na rowerze.
Jeśli podczas pobytu w Birmie odwiedzicie Rangun, pozdrówcie ciepło jego sympatycznych mieszkańców i nie zapomnijcie się z nimi przywitać - mingalaba!