Zapomniana historia o Julii Młokosiewicz. Pierwszej kobiecie, która zdobyła Wielki Ararat
22 sierpnia 1889 roku na świętej dla Ormian górze Ararat szalała wichura. Porywisty i przeraźliwie mroźny wiatr sypał śniegiem na pełzającą w śniegu drobną, skuloną postać. Do szczytu pozostało niewiele, może kilka, najwyżej kilkanaście metrów. Według dzienników z ekspedycji, lider wyprawy na Wielki Ararat nie doszedł do wierzchołka. Zabrakło mu 50 metrów. Dotarł na wysokość około 16 750 stóp. Kim zatem była ta skulona, drobna postać wspinająca się w górę?
Ta wyprawa miała wyglądać zupełnie inaczej. Zarówno obecnie, jak i w dziewiętnastowiecznej prasie rosyjskiej opisywana jest całkiem odmiennie niż miało to miejsce w rzeczywistości.
W lipcu 1889 roku polski botanik, były oficer 15 Tyfliskiego Pułku Grenadierów, Ludwik Młokosiewicz wyruszył z niewielkiej miejscowości w obecnej wschodniej Gruzji, z Lagodekhi, na zdobycie Wielkiego Araratu. Góry, która od połowy XIX wieku penetrowana była przez archeologów, zdobywców, śmiałków i awanturników w celu znalezienia pozostawionej tam po potopie przez patriarchę Noego arki.
Ludwik Młokosiewicz miał mniej ambitne plany - chciał tylko zdobyć ten liczący 5137 metrów szczyt. Dla Młokosiewicza, według miary stosowanej w Imperium Rosyjskim, było to 16 916 stóp.
Nie była to jego pierwsza tak trudna wyprawa. Znany był jako podróżnik i odkrywca, a mieszkając nieopodal Lagodekhi, gdzie utworzył istniejący do dzisiaj park botaniczny, corocznie organizował objazdy po regionie - Azerbejdżanie, Armenii, Gruzji, Dagestanie, Persji i Turcji. W trakcie każdego z nich odkrywał coś nowego dla światowej botaniki, przywoził i sadził w swoim parku nieznane rośliny, drzewa, krzewy. Jego niewielki dom, gdzie mieszkał z żoną i dwójką dzieci - Konstantym Leonidem i Julią, zagracony był wypchanymi ptakami i okazami motyli z całego świata. Wiele z tych eksponatów wysłał do muzeów i instytutów badawczych w Polsce i Europie.
Na podbój Wielkiego Araratu Ludwik wyruszył w towarzystwie trzech Kurdów przewodników, leśniczego ararackiego Makara Hodżajewa, niejakiego Kryłowa oraz swoich dzieci: 14-letniego syna Konstantego i 17-letniej Julii.
20 sierpnia cała ekspedycja dotarła na wysokość około 3300 metrów do wielkiego lodowca, miejsca nazywanego przez przewodników Sarybendy. Postanowiono przenocować i ruszyć dalej jeszcze przed świtem. Wystartowali około godziny piątej, lecz bardzo szybko musieli się zatrzymać - Konstanty dostał gorączki i jasnym było, że nie pójdzie dalej. Pozostawiono więc go z jednym z Kurdów i ruszono dalej.
Około południa wyprawa zatrzymała się na odpoczynek. Maszerować było coraz ciężej, w powietrzu znajdowało się coraz mniej tlenu, zaczął wiać silny, przejmujący wiatr. Ruszyli dalej. W pewnym momencie Julia usłyszała, że jej ojciec stanął, przytrzymywał się skały i drżał. Wszyscy podeszli do Ludwika, obawiając się, że to problem z sercem, na które chorował. Julia wyjęła lekarstwa, ale nie chciał ich przyjąć, twierdził, że po prostu jest zmęczony i przemarzł. Hodżajew zaproponował, aby wracali, to samo sugerował Kryłow. Ludwik jednak nalegał, aby szli dalej. Bez niego. Według dzienników, zabrakło mu 50 metrów, aby zdobyć Ararat, dotarł na wysokość około 16 750 z 16 916 stóp. To jest ten zapis, o którym wspomniałem na wstępie. Ale wyprawa jeszcze się nie zakończyła!!
Julia wiedziała, że zdobycie Wielkiego Araratu to wielkie marzenie jej ojca. Widziała też, że nie ma sił na dalszą wyprawę. I, mając 58 lat, już raczej nie podejmie w przyszłości drugiej próby. Po chwili zastanowienia ruszyła na zdobycie góry, na ostatnie kilkadziesiąt metrów wyprawy. Po
kilkunastu metrach wichura zbiła ją z nóg. Miała jednak świadomość, że jest bardzo blisko szczytu. Na czworakach kierowała się w tę stronę, gdzie miał być upragniony wierzchołek. Śnieg bił ją w twarz i zasypywał oczy, tlenu było coraz mniej, poruszanie było coraz trudniejsze.
Nie wiadomo w jakiej odległości od upragnionego celu Julia straciła przytomność. Kilka? Kilkanaście metrów? Nikt nie wie. Makar Hodżajew, który w zamieci wypatrzył ją leżącą w śniegu, nie miał wówczas głowy, aby liczyć, ile brakuje do szczytu Araratu. Ratował Julię. Najpierw sam, potem z Kryłowem i Kurdem przewodnikiem przenieśli ją w bezpieczne miejsce. Po odzyskaniu przytomności przez dziewczynę razem z ojcem dołączyli do Konstantego, a następnie zeszli w Dolinę Araracką. Ojciec, Ludwik Młokosiewicz, w pamiętnikach pisał potem, że szczytu nie zdobył. Julia do końca życia była dumna, że na Wielki Ararat weszła.
Jesienią 1899 roku prasa w Tiflis, obecnie Tbilisi w Gruzji, donosiła o próbie zdobycia przez Ludwika Młokosiewicza świętej góry Wielki Ararat. Wspomniano, że w wyprawie towarzyszyło mu kilka osób, w tym córka. Obecna Wikipedia, w wersji polskiej i rosyjskiej, wspomina, że podjął on „próbę” wejścia na Ararat, ale o Julii już nie wspomniano. Wikipedia angielska i włoska nawet o tej wyprawie nie wspominają.
W literaturze alpinistycznej ostrożnie stwierdza się, że Julia Młokosiewicz „zaryzykowała” zdobycie Wielkiego Araratu. Bo nie ma jednoznacznych dowodów na zdobycie przez nią góry. To nie to, co inny nasz rodak - Józef Chodźko, który po zdobyciu Wielkiego Araratu pozostawił tam… pamiątkową tablicę z krzyżem i wykutym napisem o treści: „Dnia 6/18 sierpnia [1850 - dop. M.R.], w czasie panowania Imperatora Mikołaja I, gdy namiestnikiem Kraju Kaukaskiego był książę M.S. Woroncow, wchodził na Wielki Ararat: naczelnik triangulacji pułkownik Chodźko, N.W. Chanykow, P.N. Aleksandrow, A.F. Moryc, P.I. Szarojan i 60 osób niższej rangi”. Mając 60 Kozaków, można zanieść tablicę na górę i udowodnić swoją tam obecność.
Julia została znaleziona kilka, kilkanaście metrów od najwyższego miejsca Araratu, dlatego też niektórzy twierdzą, że jednak była pierwszą kobietą świata, która go zdobyła. Do tego czasu żadna z kobiet nie dotarła do tego miejsca, tylko Polka!
Julia była bardzo skromną osobą. Nie pozostawiła po sobie żadnych pamiętników, wspomnień, po powrocie z Araratu nikt się nią nie interesował. Nie! Informacja o tym, że kobieta zdobyła Ararat, bardzo szybko rozeszła się wśród Kurdów w Dolinie Ararackiej, zwłaszcza kobiety witały Julię entuzjastycznie, witali ją również entuzjastycznie Kozacy z twierdzy w Erywaniu. Dosyć szybko wszyscy o niej zapomnieli.
Ukończyła biologię na uniwersytecie w Sankt Petersburgu, podobnie jak ojciec zrealizowała dziesiątki wypraw w poszukiwaniu nowych roślin i owadów, była członkiem korespondentem Rosyjskiego Towarzystwa Entomologicznego. Nigdy nie wyszła za mąż, możliwe, że żyła miłością do znajomego ojca - botanika Nikołaja Kuzniecowa, z którym miała romans. Tyle że on miał żonę, dzieci, nie planował porzucać rodziny. Starsi mieszkańcy Lagodekhi pamiętają Julię, że będąc starszą już panią, hodowała kury. Miała ich bardzo dużo, około 15 różnych ras. A także bażanty. Ostatnie lata życia spędziła na badaniach terenowych gdzieś w obecnym Azerbejdżanie. Data i miejsce jej śmierci oraz miejsce pochówku nie są znane.
20 kwietnia 1900 roku Julia Młokosiewicz znalazła na skałach w okolicy wodospadu w Lagodekhi nieznaną nauce odmianę pierwiosnka. Wysłała go profesorowi Nikołajowi Kuzniecowowi. Ten nazwał tę nową odmianę pierwiosnka od jej imienia - Primula Juliae, „pierwiosnkiem Julii”. U nas w Polsce ten piękny kwiat jest obecnie bardzo popularny jako pierwiosnek gruziński.
Przyglądając się tej pięknej roślinie, znalezionej przez Julię Młokosiewicz, wspomnijmy o Polce - zapomnianej, pierwszej kobiecie zdobywczyni Wielkiego Araratu. Dla mnie kilka metrów na 5137 nie ma znaczenia. Julia Młokosiewicz była pierwsza.