Zapomnijmy o MKS-ie. Dziś jest Stambuł!
Stelmet przegrał trzeci kolejny ligowy wyjazdowy mecz. Czy to kolejny wypadek przy pracy, czy coś czego możemy spodziewać się w tym sezonie?
Trudno powiedzieć. Relację sprzed tygodnia z meczu w Starogardzie Gdańskim zatytułowaliśmy ,,Czy już mamy się bać?”. Po tamtym spotkaniu z obozu Stelmetu płynął do nas jasny przekaz: nie ma powodów do niepokoju. To tylko wypadek przy pracy. Zrobimy wszystko by takie mecze jak te dwa w Szczecinie i Starogardzie się nie powtórzyły. Przyszła sobota i mamy kolejną porażkę. Tym razem też nie z zespołem typowanym do medali, ale znów ze średniakiem z ambicjami. Owszem, są różnice. W Dąbrowie to Stelmet prowadził przez większą część meczu i kiedy wydawało się, że tak mocna i doświadczona ekipa potrafi wygrać, dostała jakiejś dziwnej zapaści, dała się dogonić i wyprzedzić.
Szkoleniowiec Stelmetu BC Artur Gronek: - Gratuluję zespołowi z Dąbrowy. Walką zasłużył na to zwycięstwo. Pokazał, że ma charakter i może wygrać z każdym. Niestety, w tym meczu nie wykonaliśmy kluczowych założeń, czyli gra jeden na jeden, zatrzymanie szybkiego ataku i zastawienie na tablicach.
- Zagraliśmy świetne zawody - ocenił szkoleniowiec MKS-u Jacek Winnicki. - ale też Stelmet zaliczył dobry mecz. Cieszę się, że mógł zagrać Adam Hrycaniuk i nie ma żadnych podtekstów i rozważań co by było gdyby rywale byli w pełnym składzie. Zakładaliśmy, że jak najbardziej możemy zacieśnimy strefę podkoszową i ryzykujemy rzuty za trzy punkty. I tak też było. Zostawiliśmy serce na parkiecie, pokazaliśmy charakter i waleczność.
To prawda, że wszystko w naszej ekstraklasie rozstrzygnie się mniej więcej od kwietnia do początku czerwca przyszłego roku. Tyle, że kolejne porażki w halach średniaków muszą niepokoić. Nawet jeśli w efekcie nie będą miały wpływu na końcowy rezultat tego sezonu, to osłabiają markę jaką mistrz kraju wyrabiał sobie przez lata. Tym bardziej, że przed sezonem mówiono, że zmontowaliśmy mocny zespół, który ma wreszcie coś powalczyć w pucharach, ale też - nawet zakładając gdzieś tam po drodze jakieś porażki - będzie rządzić w lidze. Tymczasem po pięciu meczach (to prawda, że czterech wyjazdowych) mamy bilans dwa zwycięstwa i trzy porażki. Warto przypomnieć że ostatni raz ujemny bilans mieliśmy w sezonie 2010/2011, pierwszym po powrocie do ekstraklasy. Wówczas, w styczniu 2011 roku po porażce w Tarnobrzegu z Siarką mieliśmy sześć zwycięstw i siedem porażek.
Ale przed Stelmetem mecz w Lidze Mistrzów. Już dziś nasza ekipa zagra z jednym z faworytów grupy D Beskitasem Sompo Japan w Stambule. To mocna ekipa, która jednak w pierwszym meczu dość niespodziewanie przegrała u siebie z włoskim Sidigas Avellino 80:86. W kolejnym odbiła sobie jednak wygrywając w Ostendzie aż 77:49. Stelmet ma podobny bilans, bo ulegliśmy w Salonikach Arisowi 64:70 i wygraliśmy u siebie z Telekom Baskets B onn73:69. Besiktas to wicemistrz Turcji. Na razie zaczął rozgrywki średnio bo 16-zespołowej ekstraklasie jest siódmy z jednym zwycięstwem i dwoma porażkami na koncie. Nasi też wystartowali nie najlepiej, więc pewnie obie ekipy zechcą poprawić sobie humor. Oczywiście nie możemy naszej ligi równać do tureckiej i Besiktas jest zdecydowanym faworytem. Walczyć i próbować uzyskać jak najlepszy rezultat jednak trzeba. Liczymy, że dobrym pojedynkiem w Stambule Stelmet pozwoli nam zapomnieć o tym co było w sobotę w Dąbrowie Górniczej. Początek meczu o godz. 18.30.