Zarabiamy coraz lepiej, ale gdzie indziej pensje rosną szybciej
Ile naprawdę zarabiamy? Przez ostatnie dni podawaliśmy informacje o płacach Wielkopolan, które udało nam się zebrać. I choć co i raz jedna lub druga grupa zawodowa domaga się wyższych płac, a zarobki osób opłacanych z kieszeni podatnika teoretycznie są jawne, gdy przychodziło co do czego, napotykaliśmy barierę milczenia.
- Nie dziwi mnie to zupełnie - komentuje Katarzyna Piguła, psycholog z Wyższej Szkoły Bankowej. - Informacje o zarobkach są zarezerwowane dla najbliższych, a i to nie zawsze. Przypadki, kiedy mąż nie wie dokładnie, ile zarabia żona, wcale nie są rzadkie - podkreśla.
Tym bardziej do zarobków niechętnie przyznajemy się publicznie. Podanie znajomemu sumy, która co miesiąc wpływa na konto, to już spora otwartość, fakt opublikowania zarobków na łamach gazety w oczach wielu to niemal ekshibicjonizm.
Jeszcze inny powód podaje ojciec dr Mirosław Piątkowski, były ekonom w klasztorze misjonarzy werbistów w Chludowie.
- Unikanie tematu o tym, co i ile mamy, to naturalna obrona przed utratą zasobów, którymi dysponujemy, a które umożliwiają nam realizację nakazu Jezusa: Idźcie i nauczajcie. Dobra i miłości. Kto nam zagwarantuje, że w Polsce nie nastanie wroga duchownym władza i nie ustanowi prawa, które pozwoli skonfiskować Kościołowi, zresztą nie tylko katolickiemu, to, co ma - budynki, ziemie, w których posiadanie wszedł uczciwie - otrzymał na realizację celów kultowych, religijnych i misyjnych od ludzi religijnych? Jedna taka władza już była. Stąd - moim zdaniem - także wielka nieufność co do intencji pytań o nasz stan posiadania. Obawiamy się także ataków inspirowanych przez środowiska antyklerykalne, ale też ataków ludzi nierozumiejących istoty życia i działalności duchownych.
Milczenie wokół zarobków odróżnia nas zasadniczo od Szwedów, których PIT-y są jawne i dostępne w Internecie, a każdy może po prostu ot tak sprawdzić, ile zarobił jego szef czy sąsiad.
Duńczycy zaś nie muszą wcale sprawdzać - układy zbiorowe sprawiają, że niezależnie od miejsca zatrudnienia płace na określonym stanowisku mieszczą się w wąskim przedziale.
Sztuka ukrywania
- W Polsce istnieje pewna sprzeczność - zwraca uwagę Katarzyna Piguła. - Z jednej strony pracodawcy wręcz zakazują rozmów o zarobkach, twierdząc, że to sprawa wyłącznie między pracownikiem a pracodawcą, z drugiej strony chwalą się pełną transparentnością polityki płacowej. Skutek jest taki, że przyjęło się o zarobkach milczeć.
Zbierając informacje o zarobkach, prosiliśmy samorządowców i urzędników, by podali nam swoje zarobki netto. Niestety, tylko nieliczni się na to zgodzili. Inni zdecydowanie odmówili. W większości przypadków nie otrzymaliśmy także informacji o składnikach wynagrodzenia, takich jak wysokość dodatków za staż, dodatków funkcyjnych itp. Mimo że podając płace, informowaliśmy, które z nich to kwoty przed opodatkowaniem, które po - na pierwszy rzut oka trudno było je porównać.
Niechcący też podaliśmy błędną informację dotyczącą zarobków prorektora UAM. Opublikowana kwota okazała się być jedynie dodatkiem funkcyjnym do pensji profesora. Rozbieżność więc między zarobkami rektora i prorektorów nie jest więc wielka, jak mogłoby wynikać z podanych przez nas informacji.
Serdecznie przepraszamy także burmistrza Nowego Tomyśla za pomylenie nazwiska i „przenosiny” do Szamocina. Nie było też naszym zamiarem publikować dwukrotnie zarobków burmistrza Trzemeszna.
Jak twierdzi Katarzyna Piguła, takie sytuacje nie należą do wyjątków. - Nie chcemy ujawniać zarobków - mówi. - Ci, którzy są do tego zobowiązani, często starają się powiedzieć na ten temat możliwie najmniej.
Płacenie po wielkopolsku
Wynagradzanie po wielkopolsku oznacza z reguły płacenie słabo. Dotyczy to wszystkich branż i wszystkich poziomów kwalifikacji.
Realne płace w naszym województwie są niższe nie tylko od tych w Warszawie i województwie mazowieckim, i od tych we Wrocławiu, Trójmieście, Szczecinie, a nawet Opolu.
Co więcej - tendencja ta utrzymuje się od lat i wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie się nie zmieni.
- Powodów tego stanu rzeczy jest kilka - twierdzi dr hab. Agnieszka Ziomek z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. - Jednym z nich jest należący do największych w Polsce napływ pracowników z Ukrainy - mówi. - Coraz częściej stają się oni poważną konkurencją nie tylko na stanowiskach wymagających najniższych kwalifikacji, ale i na wyższych szczeblach. Kolejnym czynnikiem jest fakt, że Wielkopolanie godzą się na niższe stawki.
Dlaczego? Zdaniem Katarzyny Piguły przyczyną jest wielkopolski etos pracy.
- Posiadanie pracy samo w sobie jest wciąż na tyle ważną wartością, że Wielkopolanie godzą się pracować za niższe stawki, co zresztą później skutkuje tym większą niechęcią do ujawniania zarobków.
Podwyżki są, ale niskie i nie wszędzie
Z całą pewnością na wyższe płace niż jeszcze kilka lat temu mogą liczyć w Wielkopolsce fachowcy w zawodach deficytowych. Lista tych ostatnich jest całkiem długa: mieszczą się na niej przedstawiciele niemal wszystkich profesji budowlanych: na pensje w granicach średniej wojewódzkiej mogą liczyć murarze, cieśle, dekarze już z kilkuletnim doświadczeniem.
Budowlańcy ze średnim lub wyższym wykształceniem, posiadający uprawnienia budowlane, zarabiają zdecydowanie powyżej średniej krajowej.
Wyraźnie lepiej niż kilka lat temu powodzi się przedstawicielom zawodów technicznych. Są bardzo poszukiwani, pracodawcy o nich konkurują. Mniejsi skarżą się, że nie wytrzymują konkurencji na przykład z Volkswagenem czy Solarisem i posiłkują się dowożeniem pracowników z odległych części województwa, a nawet spoza niego.
- Oczywiście płace w Wielkopolsce rosną - mówi Agnieszka Ziomek. - Jednak wolniej niż przyrasta PKB.
Obiecującą ścieżką kariery jest sektor publiczny - tam zarobki są relatywnie wyższe, ponieważ nie odbiegają od płac w innych częściach kraju. Do tego praca jest oceniana jako relatywnie stabilniejsza niż w sektorze prywatnym.
Wizerunek przez wypłatę
Obie ekspertki zgadzają się, że sytuacja się nie zmieni - zarówno, gdy chodzi o wysokość wynagrodzeń, jak i stosunek do ich ujawniania.
- Pieniądze są ważnym elementem kształtowania zarówno wizerunku, jak i samooceny - wyjaśnia Katarzyna Piguła.
- Osoby, które zarabiają ich zdaniem zbyt mało, wstydzą się tego, między innymi dlatego, że obawiają się uznania za mało wartościowe lub mniej kompetentne. Z kolei zarabiający dużo nie chcą narażać się na zawiść, ale i zwłaszcza w przypadku takich grup zawodowych, jak np. naukowcy czy lekarze, boją się, że wysokie zarobki narażą ich na posądzenie, że w pracy nie kierują się innymi wartościami niż pieniądze.