Zatłoczone linie nie przekładają się na pieniądze
KZK GOP rocznie przewozi około 360 mln pasażerów. Dziennie jest to więc około 1 mln osób korzystających z autobusów i tramwajów. Co ciekawe, ilość pasażerów nie przekłada się na zyski.
Są linie, do których pasażer czasami nie wetknie nawet szpilki w określonych godzinach. Są linie, w których możemy nawet rozłożyć dwuosobowe łóżko, a i tak będzie sporo miejsca dla innych pasażerów.
Do najbardziej obleganych linii należą: tramwaj nr 6 kursujący z Bytomia do Katowic czy linia 623 łącząca osiedle Miechowice z centrum Bytomia. Tam rocznie jeździ kilka milionów pasażerów łącznie. Najmniejsze obłożenie mają natomiast linie nocne, co akurat nie dziwi, ponieważ kursują 3-4 razy w nocy, a ilość pasażerów z reguły nie powala. Niemniej takim liniom, które nie mają rocznie kilku milionów, a nawet kilkuset tysięcy pasażerów, nie grozi zamknięcie.
- Komunikacja miejska ma swoją specyfikę. Zadaniem jest dowóz pasażera z praktycznie każdego miejsca bez dzielenia na to, że linia jest mało obłożona, czy nie jest dochodowa. Choć oczywiście ekonomia również brana jest pod uwagę. Komunikacja miejska musi być efektywna, co nie oznacza, że wszystkie autobusy będą jeździły z takim samym natężeniem – podkreśla Anna Koteras, rzecznik KZK GOP.
Jak zaznacza, cała komunikacja jest tworem żywym i dynamicznie się zmienia w zależności od potrzeb. Stąd tworzą się nowe linie, gdzieś zmniejszana jest częstotliwość, bądź linia jest wygaszana. W takiej sytuacji jednak muszą być też inne linie zapewniające dojazd do danego miejsca. - Ważny jest interes grupy osób. Jeśli jest zapotrzebowanie i jest to w miarę możliwości finansowych i organizacyjnych, to np. przebieg danej linii jest zmieniany – wyjaśnia rzeczniczka.
Co ciekawe, ilość pasażerów nie równa się wysokim wpływy do kasy KZK GOP. To, że np. tramwajem nr 6 jeździ rocznie ok. 7,7 mln pasażerów nijak ma się do utrzymania tej linii. Okazuje się bowiem, że nawet jeśli dana linia jest mocno wykorzystywana, to nie oznacza, że jest dochodowa. Co więcej, żadna linia nie zarabia właściwie na swoje utrzymanie. - Może są pojedyncze, do których się mniej dopłaca, niemniej komunikacja miejska nie jest dochodowa i zawsze trzeba do niej dopłacać – mówi Anna Koteras.
Dochody z biletów to zaledwie ok. 35 procent, a resztę, jak mówi Koteras, dokładają śląskie gminy.