Zatruli się muchomorem
60-letni mieszkaniec Wyszkowa, hospitalizowany w Łodzi z powodu zatrucia muchomorem sromotnikowym, zmarł po przewiezieniu na przeszczep.
Pacjent po trzech dniach hospitalizacji w Klinice Ostrych Zatruć został przewieziony do warszawskiej kliniki, w której miał czekać na przeszczep wątroby. Niestety zmarł z powodu powikłań zakrzepowych, nim znalazł się dla niego dawca. Grzyby jadł razem z ciężarną córką, której stan zdrowia jest na szczęście dużo lepszy. Kobieta hospitalizowana jest w Warszawie.
Do kliniki w Łodzi trafił również 40-latek z Przasnysza, który spożył muchomora sromotnikowego. Miał dużo szczęścia. Musiał zjeść niewielką ilość grzyba, bowiem z przeprowadzonych w klinice badań wynika, że nie ma trwale uszkodzonej wątroby. Pod koniec tygodnia najprawdopodobniej zostanie wypisany do domu.
Muchomor sromotnikowy - zielonawy, którego można łatwo pomylić z gołąbkiem zielonawym, zawiera toksynę, która jest niszczona dopiero w temperaturze 300 stopni. Zatruciu ulegają najczęściej osoby, które na grzybach bardzo dobrze się znają, są nadmiernie pewne siebie, i zbierają tylko same kapelusze, których nie sposób odróżnić.
Od kilkunastu dni codziennie do łódzkiej Kliniki Ostrych Zatruć zgłasza się co najmniej jedna, a czasem dwie osoby, które po zjedzeniu grzybów mają silne bóle brzucha i biegunkę. Najczęściej, co podkreślają lekarze, do placówki trafiają pomiędzy godz. 3 a 4 w nocy. Dolegliwości mają o różnym stopniu nasilenia. Jedna z pacjentek (była wyjątkiem, bo zgłosiła się o godz. 7) już po godzinie wypisała się na własne życzenie, gdy zobaczyła, jak zachowuje się... pacjent zatruty dopalaczami.
Zwykle pacjenci z biegunką, którzy twierdzą, że jedli grzyby, zostają w klinice kilka dni na obserwacji, bo mają objawy uszkodzenia wątroby.