Zawalczyłem o „Pitbulla” z szacunku dla munduru policyjnego
MARCIN DOROCIŃSKI opowiada, dlaczego powrócił do roli „Despera” z pamiętnego „Pitbulla” w najnowszej części popularnego cyklu filmowego - „Ostatni pies” - którą tym razem wyreżyserował Władysław Pasikowski, a nie Patryk Wega
- Co Ci przychodzi do głowy, kiedy słyszysz tytuł „Pitbull”?
- Wyłącznie dobre, ciepłe i serdeczne skojarzenia oraz wspomnienia ciężkiej pracy. Pracy w ciszy, w spokoju, w skupieniu, kiedy nikt nie zakładał, że tworzymy kultową produkcję, ale ze świadomością, że mamy bardzo dobrze napisany scenariusz. Reżyser wiedział, co robi, zaprosił do współpracy świetnych aktorów i bardzo długo się z nami przygotowywał do zdjęć, które były trudne ze względu na wymagające sceny. Ale trud opłacił się, w czym upewniłem się, kiedy zobaczyłem zmontowany film. Powstał ważny portret zbiorowy ludzi, którzy wykonują ciężką pracę, nie licząc na poklask. Zostawiłem kawał serca na planie - także z tego względu to bardzo ważny dla mnie obraz, za który dostałem kilka znaczących nagród. Kiedy słyszę „Pitbull”, mam uśmiech na twarzy.
- „Ostatni pies” powstawał w skrajnie innych warunkach: oczekiwania publiczności są ogromne, media czepiają się, czego tylko mogę. Jest głośno i hałaśliwie.
- Nie lubię, kiedy o filmie jest głośno przed premierą. Na cały ten zgiełk składają się głównie insynuacje i plotki, niezdrowe zainteresowanie portali plotkarskich. Podobnie zresztą było, kiedy z Władysławem Pasikowskim kręciliśmy „Jacka Stronga”. Wtedy wszyscy wygłaszali swoje opinie na temat filmu, zanim go zobaczyli. Od premiery pierwszego „Pitbulla” Patryk Vega nakręcił jeszcze dwa filmy zatytułowane w ten sposób, w których nie zagrałem z różnych powodów. Brakowało mi przede wszystkim należytego pożegnania z podkomisarzem Sławkiem „Despero” Desperskim, moim bohaterem wzorowanym na policjancie Sławku Opali, którego dziś z nami już nie ma. Myślałem, że już nigdy do tej postaci nie wrócę.
Nie przypuszczałem, że ktokolwiek będzie w stanie napisać scenariusz, który godnie Sławka pożegna. Ludzie często mnie pytali, dlaczego nie ma „Despera” w nowych filmach. Mnóstwo osób domagało się jego obecności, zaczepiali mnie na ulicy, pamięć o moim bohaterze nie umarła, tęsknili za nim. Postanowiłem zatem zaryzykować i razem z Władysławem Pasikowskim wrócić do postaci „Despera”.
Czytaj więcej:
- Co przekonało Marcina do scenariusza Pasikowskiego?
- Czy „Ostatni pies” jest tylko dla fanów pierwszego „Pitbulla”?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień