Zawalidrogi na starówce, czyli co łączy Judasza z prawem o ruchu drogowym [KRONIKA TORUŃSKA]
Wiosną tego roku głośno było po tym, gdy duże media odkryły, że w Próchniku wciąż kultywowany jest wielkanocny obrzęd „palenia Judasza”. Widok zgrai dzieciaków okładających kijami kukłę, ucharakteryzowaną na stereotypowego Żyda rzeczywiście dziś może szokować i co nieco wnieść do rozważań nad kulturową naturą antysemickich uprzedzeń.
Ale to dziś, bo przed wielu, wielu laty opisywany nie tylko przez Kolberga, ale jeszcze przez Kitowicza zwyczaj palenia czy gonienia Judasza był dość popularny, spotykany w wielu miejscowościach południowej Polski i obrastał w różne lokalne specyfiki. Na przykład w moim ulubionym Makowie Podhalańskim dzieciarnia wołała do Judasza: Judosie - nie dej się/Weź kija - obroń się! A Judasz na to odpowiadał tak: Jakże się obronię/Kie mi się kij łomie!
Różnymi drogami wiodą ludzkie skojarzenia i jakoś tak ten „kij, co się łomie” przyszedł mi na myśl, gdy w ostatni wtorek pisaliśmy o miejskiej mordędze z autami, które całymi miesiącami zapomniane albo porzucone tkwią w jednym miejscu i straszne są mecyje, żeby z nimi zrobić porządek.
Taki np. megane z blokadą od dawna stoi na placyku między Franciszkańska a Fosą Staromiejską. „Mamy związane ręce, bo auto nie ma cech wraku” - tłumaczył nam Jarosław Paralusz, rzecznik SM. I rzeczywiście art. 50a „Prawa o ruchu drogowym” zezwala na usuwanie pojazdu bez tablic rejestracyjnych i takiego, którego „stan wskazuje na to, że nie jest używany”. Czyli kij w postaci odpowiedniego przepisu jest, ale się „łomie”, bo w tym przypadku nie da się go zastosować. Z powodu braku cech wraku.
A może kijek się „łomie”, bo się nim SM nieumiejętnie posługuje? Megane rzeczywiście ma tablice, sypać się nie sypie, ale nie wiem, co bardziej może wskazywać na to, że auto nie jest używane niż to, że od dawna stoi w jednym miejscu z blokadą na kole.
A może warto się zastanowić, czy w tym przypadku nie dałoby się zastosować artykułu 130a tej samej ustawy, który mówi o usunięciu pojazdu - bez względu na jego techniczny stan - jeśli stoi tam, gdzie jest to zabronione i utrudnia ruch, także pieszych.
Ciekaw jestem, co działoby się, gdyby tak komuś przyszło do głowy zagrać miastu na nosie, wjechać jakimś szrotwagenem na Rynek Staromiejski i zaparkować centralnie pod pomnikiem Kopernika. Zakładam, że raz-dwa auto zostałoby uprzątnięte. Bo jak bardzo się chce, to kijek zawsze się znajdzie. Szczególnie, gdy rzecz jest na widoku.