Zawodówki to wciąż gorszy sort?
- Wciąż panuje przekonanie, że ogólniaki są dla lepszych - mówi Andrzej Mielczarek, dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych nr 1 w Krakowie.
Dobry tynkarz w Krakowie wyciąga 6 tys. zł na rękę, czyli dużo więcej niż nauczyciel. Fliziarz - podobnie. I cieśla też. Tak wynika z danych GUS. Budowlańcy są rozchwytywani. Więc na logikę: najlepsza szkoła budowlana w Polsce powinna być oblegana przez kandydatów.
Powinna, ale szału nie ma. Niezależnie od wyników naszych uczniów z matury ’2019 - lepszych niż krajowe czy małopolskie średnie - i z egzaminów zawodowych, od ich sukcesów w olimpiadach turniejach, od tytułu Złotej Szkoły ’2017, od bardzo dobrej kadry pedagogicznej czy wyposażenia, praktyk zawodowych, realizowanych z zaprzyjaźnioną Philipp-Holzmann-Schule we Frankfurcie nad Menem...Nadal odczuwamy skutki niżu demograficznego i „zamachu” decydentów na szkolnictwo zawodowe sprzed 20 lat.
Ale przecież te skutki miała z nawiązką złagodzić kumulacja absolwentów podstawówek i gimnazjów. I to w sytuacji, gdy pracodawcy błagają o budowlańców. Brakuje ich w Polsce 200 tys.
Kilka lat temu pojawiło się wśród decydentów hasło odbudowy szkolnictwa zawodowego. Małopolska była tu pionierem, sięgnęła po środki unijne na doposażenie pracowni, warsztatów czy centrów kształcenia praktycznego, na utworzenie nowoczesnych centrów kompetencji zawodowych. Władze Krakowa i regionu też nam sprzyjają, choćby poprzez coroczne Targi Edukacyjne, słynne w Europie. Wydawało się zatem, że wszystko zmierza w dobrym kierunku…
Ale ta rekrutacja poszła w wielu szkołach słabo.
A co było głównym tematem rozmów w Rynku Głównym? Na czym skupili się: uczniowie, rodzice, politycy? „Żeby wystarczyło miejsc w liceach ogólnokształcących”.
Medialne doniesienia wyglądają jak meldunki z pola boju: „Kraków - 2,5 tys. dzieci nie dostało się do żadnego liceum, Szczecin - 900, Lublin - ponad 600”.
I tu pojawia się zasadnicze pytanie: po co państwo wraz z samorządami organizuje publiczne szkolnictwo? Czy po to, by odpowiadać na potrzeby gospodarki i rynku pracy, czy też po to, by realizować marzenia młodych i ich rodziców. Które są niejasne i zmienne.
Na czele GUS-owskiej listy najbardziej poszukiwanych pracowników w Polsce jest robotnik, zaraz potem technik i inżynier. System edukacji tego nie widzi?
Nie do końca, bo mamy już naprawdę znakomite szkoły branżowe (pierwszego i drugiego stopnia) i technika, świetnie wyposażone, ze znakomitą kadrą, z praktykami i stażami u pracodawców.
Ale nie da się zmusić młodych, by do nich szli.
Ale można zachęcać. A myśmy - mówię tu o opinii publicznej - w tej rekrutacji znów odnieśli wrażenie, że ogólniaki są dla lepszych, zapewniają prestiż, a szkoły branżowe, techniczne, gromadzą jakiś gorszy sort. To z automatu zniechęca część młodzieży. Nikt nie chce być gorszy.
Mądrzy ludzie wiedzą, że taki podział - lepsze/gorsze - nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Owszem. Uczeń naszego technikum musi zdać nie tylko maturę - na tych samych zasadach, jak jego koledzy z liceów - ale i trudne egzaminy zawodowe. Klasy politechniczne prowadzimy w ścisłej współpracy z Politechniką Krakowską. Trzeba dobrze umieć matematykę, tam się kształcą przyszli inżynierowie. W dodatku, jak absolwent budowlanki chce założyć firmę, nawet mikro, to musi mieć wiedzę na temat ekonomii, zarządzania, działalności gospodarczej…
A większość młodych ma problem z matematyką i tak w ogóle to chciałaby przejść przez życie lekko, łatwo i przyjemnie. Tego też pragną dla pociech rodzice: „zawodu niemęczącego” - tak wynika z moich wywiadów z doradcami zawodowymi. Budowlaniec to skwar lub mróz, deszcz…
To stereotyp! Budowlany może pracować również za biurkiem, przy komputerze, projektując w programie AutoCad itp. W przypadku pracy fizycznej - standardy są też inne niż dawniej. Przede wszystkim nowocześniejsze są narzędzia, maszyny. Społeczeństwo chyba mało o tym wie. Dlatego zapraszam wszystkich chętnych do nas na ul. Szablowskiego oraz do ściśle współpracującego z nami Centrum Kształcenia Praktycznego przy ul. Wesele. Każdy może się przekonać, jak dzisiaj wygląda praca w tej branży, w różnych zawodach. Warto też upowszechniać wiedzę na temat tego, że po szkole budowlanej ma się zapewnioną pracę od ręki, dobrze płatną, w kraju lub za granicą. Absolwenci są rozchwytywani i wysoko cenieni w Europie i świecie.
W takiej Austrii czy w Niemczech robotnik budowlany i technik budownictwa ma w społeczeństwie tak silną pozycję, jak profesor.
Cóż, przez lata wkładano do głów moich rodaków chyba coś jednak innego, więc zmiana tego „chwilę” potrwa. Liczę tutaj w dalszym ciągu ma MEN, na kuratoria oświaty - nie tylko nadzorujące, ale również wspomagające. Sporą rolę do odegrania mają doradcy zawodowi: muszą odpowiednio wcześnie wskazać uczniowi możliwości, zachęcić, by przespacerował się wraz z rodzicami do takiej szkoły , jak nasza i sprawdził, na czym polega dany fach. Bo wyobrażenia krakowian, Małopolan i innych rodaków o większości zawodów z reguły rozmijają się z rzeczywistością.
Może rosnące zarobki budowlańców pomogą budować szacunek i prestiż?
Może. Inna sprawa, że część polskich pracodawców wciąż nie podchodzi do tematu zatrudnienia uczniów i absolwentów ze szczerym zaangażowaniem. Nadal mamy dużo szarej strefy. Części naszych uczniów notorycznie w szkole nie ma, bo pracują na czarno. Jak takiego spytam, to on mówi, że już wszystko umie, a tak w ogóle to najważniejsza dla niego jest szybka kasa. Niektórzy pracodawcy to wykorzystują. Z drugiej strony jednak coraz więcej firm jest zainteresowanych współpracą ze szkołami zawodowymi, bo może sobie od podstaw wychować i wykształcić przyszłego pracownika. Inna sprawa, że - nie tylko w moim przekonaniu - niepotrzebnie wprowadzono aż trzy lata nauki w szkole branżowej pierwszego stopnia. To się nie sprawdza. System 2+3 byłby lepszy.
Dwa lata wystarczą do wyuczenia profesji np. murarza?
Zdecydowanie. Trzyletnia szkoła I stopnia jest dla wielu uczniów stratą czasu. Oni, jak wspomniałem, już w drugiej klasie, w trakcie roku szkolnego, pracują. Jest także część niezadowolonych z wyboru fachu, więc lepiej, by weryfikowali wybór ścieżki zawodowej wcześniej.
Przeciwni skróceniu I stopnia są m.in. liderzy rzemiosła. Twierdzą, że trwa gigantyczny postęp techniczny i aby za nim nadążyć potrzeba więcej czasu, zwłaszcza jeśli mamy uczyć w miarę wszechstronnych fachowców, a do tego wpoić im trochę kultury, zasad zachowania wobec klienta...
To proponuję kompromis: roczną praktykę u przedsiębiorcy na ostatnim roku szkoły branżowej I stopnia.
Ale najpierw musimy przekonać młodych, że szkoła branżowa to dobry życiowy wybór.
Tak. W interesie całego społeczeństwa. Inaczej przepaść pomiędzy realnymi potrzebami rynku pracy a systemem edukacyjnym będzie się powiększał. Więc… zapraszam do nas. Niech każdy, kto lamentuje nad „brakiem miejsc w ogólniakach”, przyjdzie i sam się przekona.