Zawodowo gasi pożary, a gdy wraca do domu... rozpala ogień
Krzysztof Skubik odreagowuje stres związany z pracą strażaka, malując ogniem. Jego dzieła mają już takie postacie jak Jurek Owsiak, Pudzian, Maciej Orłoś, Skiba.
Ogniomistrz Krzysztof Skubik z Jawiszowic (gm. Brzeszcze) potrafi okiełznać ogień. W pracy z narażeniem własnego życia i zdrowia gasi pożary, a po godzinach rozpala żywioł i... tak „maluje” obrazy. Spod jego pirografu wyszły nie tylko jelenie na rykowisku, reprodukcje obrazów znanych malarzy, ale również portrety celebrytów. Najnowsze dzieło pojedzie do Rawy Mazowieckiej, prosto w ręce Mariusza „Pudziana” Pudzianowskiego.
- Nawet mi do głowy nie przyszło, że tak można malować - wyznaje Krzysztof Skubik, który nigdy nie uczył się rysunku. Nie ukończył też żadnej artystycznej szkoły czy kursu. Ukończył za to Technikum Drzewne w rodzinnym Janowie Lubelskim.
Nie przypadek, a kolega zrządził, że odkrył w sobie pasję i talent. - Jakieś trzy i pół roku temu znajomy zabrał się za malowanie ogniem jelenia na drzwiach domu i poprosił o pomoc. Zgodziłem się. Efekt był zaskakująco dobry, bo jeleń przypominał jelenia - śmieje się 39-letni strażak. Jego zdaniem zwierzęta zdecydowanie łatwiej się uwiecznia niż ludzi.
- Zwierzę wybaczy błędy, a człowiek nie - żartuje pan Krzysztof.
Ale żartów nie ma, tylko zlecenia. Te posypały się niczym lawina - od leśniczych i łowczych. Również przełożonych z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pszczynie.
Chciałbym zrobić pracę dla zespołu Scorpions - marzy się Krzysztofowi Skubikowi
- Zawsze są czyjeś imieniny, jakieś jubileusze, albo ktoś zasłużony przechodzi na emeryturę. Wówczas robię takie okazjonalne zamówienia, specjalnie pod daną osobę - mówi pan Krzysztof.
Pokaźnych rozmiarów obrazy przedstawiają głównie portretowanych w towarzystwie bądź to św. Floriana, bądź jeleni. Z czasem posypały się zlecenia od dzieci jubilatów świętujących okrągłe rocznice pożycia małżeńskiego. W którymś momencie pracy było tak dużo, że już nie wystarczał do pracy kącik wygospodarowany na klatce schodowej bloku, w którym mieszka. Pan Krzysztof przeniósł się do altanki na działce.
- Mam tu ciszę i spokój i nikomu nie przeszkadzam - wyznaje ogniomistrz. - Problem tylko w tym, że nie ma mnie kto kontrolować. Często bywa tak, że przy tym moim malowaniu tracę poczucie czasu. I wtedy do rzeczywistości przywraca mnie dzwonek telefonu. W środku nocy dzwoni moja żona z pytaniem, kiedy wracam - dodaje.
550 stopni Celsjusza w ręce
Rzeczy potrzebne do wypalania w drewnie są tanie i łatwo osiągalne. Potrzebna jest dobrze wysuszona deska, gatunek nieważny. Pirograf, czyli rodzaj lutownicy z wymiennymi końcówkami można kupić za ok. 30 złotych. Krzysztof Skubik nie używa sprzętu najwyższej klasy, bo jak mówi, „trening czyni mistrza”. Potrzebny jeszcze jest papier ścierny, olej jadalny lub lakier bezbarwny.
- Pirograf musi być rozgrzany do temperatury 550 stopni Celsjusza - instruuje pan Krzysztof. - Jak się go za mocno przytrzyma na desce, to wtedy powstaje wypalony dół i trzeba się ratować papierem ściernym. Cienie uzyskuje się odpowiednim przeciąganiem pirografu. Szybszy ruch ręki, kreska będzie jaśniejsza, wolniejszy da ciemniejszą - dodaje.
Kiedy dzieło jest gotowe, wystarczy polakierować. Chyba, że jest to deska, która będzie używana w gastronomii, to wówczas zamiast lakieru bezbarwnego do „utrwalenia” obrazu używa się oleju jadalnego.
Można się wprawić
Wieść o strażaku malującym ogniem szybko poszła w Polskę. Zaczęły napływać zamówienia od celebrytów.
- Wykonałem już pracę dla aktora Roberta Moskwy i jego żony Patrycji, dla wokalisty Piotra Cugowskiego, dla mistrza świata w pływaniu Radka Kawęckiego - wylicza pan Krzysztof. Na długiej liście są jeszcze m.in. Skiba i zespół Big Cyc, Jakub Błaszczykowski i Łukasz Piszczek. - Chciałbym zrobić pracę dla zespołu Scorpions - marzy strażak.
Autorka: Monika Pawłowska