Zazdrość i zbrodnia. 25 lat temu zginął Andrzej Zaucha
Yves Goulais nie mógł pogodzić się ze zdradą żony. - Jestem demonem zła, którego opanowała żądza zemsty - mówił. I dlatego zastrzelił Andrzeja Zauchę
Zabójca z auta obserwował rozwój wydarzeń na parkingu. Wysiadł, gdy zauważył mężczyznę, który wyszedł z teatru szybkim krokiem i kobietę, która za nim biegła z kwiatami. Ruszył w ich stronę z odbezpieczonym karabinkiem, a w kieszeni miał dodatkowe trzy magazynki z nabojami. Pod reklamówką ukrył broń i trzymał ją w prawej ręce dlatego to lewą odsunął na bok kobietę i nie odpowiedział w żaden sposób na jej słowa: co ty chcesz mu zrobić. Zaczął strzelać do mężczyzny.
Aktor i reżyser
Yves marzył o aktorstwie dlatego zrezygnował ze studiów humanistycznych w Nantes w Bretanii. Zatrudnił się w miejscowym teatrze jako aktor, podobała mu się też reżyseria i miesiąc przed stanem wojennym 1981 r. przyjechał do Krakowa na Festiwal Teatru Otwartego.
Zauroczył się polskim teatrem i kulturą, zaczął się uczyć polskiego. Pięć lat później znów był w Krakowie, gdzie rozpoczął półroczny staż na wydziale reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej pod kierunkiem Jerzego Treli i Anny Polony.
Wtedy poznał studentkę IV roku Zuzannę Leśniak. Dwa lata później już byli małżeństwem. Ona jako aktorka pracowała w Teatrze Bagatela, on reżyserował w Teatrze Starym.
Mieszkali przy ul. Kasprowicza, ale marzyło im się własne gniazdko. Dlatego kupili do remontu mieszkanie przy pl. Szczepańskim. Yves rzucił się w wir pracy, by zdobyć potrzebne pieniądze na urządzenie pokoi i remont.
Reżyserował sztukę Moliera w Nowosybirsku w ZSRR, pracował w Szkocji na festiwalu w Edynburgu. Miał jednak czas, by z żoną i jej rodziną spod Nowego Sącza wybrać się do Francji do swoich rodziców. Wszyscy byli zachwyceni.
Z Zuzą prowadził otwarty dom, jednym ze znajomych był aktor i piosenkarz Andrzej Zaucha. Mieszkał po sąsiedzku, na Kasprowicza. Sam wychowywał dorastającą córkę, bo żona Elżbieta zmarła po ciężkiej chorobie. Małżeństwem byli 23 lata.
Incydent w mieszkaniu
Yves zadzwonił do Zuzy ze Szkocji, że niedługo wraca do Krakowa. Cieszył się, że zarobił pieniądze na remont ich mieszkania. Po drodze zajrzał jeszcze do Rzymu i zabrał ze znajomego reżysera Renato Cecchetto. Jeszcze raz zatelefonował do Zuzy, że będą następnego dnia. Jechali całą noc, byli na Kasprowicza o 9.00 rano. Mieszkanie zamknięte, Yves nie miał kluczy, więc podjechał na pl. Szczepański. Tu też pocałował klamkę. Dzwonił, pukał, dobijał się. Gościa z Włoch zostawił w aucie przed kamienicą, by nie był świadkiem „pierwszego porywu przy powitaniu” z Zuzą.
Zauważył, że klucz tkwi w zamku od wewnątrz. Wystraszył się, że żona zasłabła, więc wyważył drzwi. W drugim pokoju zastał Zauchę, który był bez butów, jakby zapinał pasek spodni.
- Co ty tu robisz - rzucił zaskoczony Yves. - Cześć - odparł aktor. Widać było, że jest przerażony wizytą gospodarza. Yves dwa razy uderzył go pięścią w twarz i wbiegł na antresolę. Zuza siedziała na łóżku.
- Twoja żona jest chora i musisz się nią opiekować - Zaucha powiedział i wyszedł z mieszkania. - Nie ma czasu się rozliczyć, ale będę musiał cię zabić - rzucił za nim Yves. To była zapowiedź dramatu.
Małżeństwo idealne
Jan Polewka, dyrektor Teatru Groteska: Yves i Zuza to była miłość absolutna. Ja w życiu nie spotkałem lepszego człowieka od niego. To była osoba o niezwykłej szlachetności, bo on nie umiał kłamać i nie znosił kłamstwa innych.
Krzysztof Jasiński reżyser, dyrektor Teatru STU: wiedziałem, że Zuzę i Andrzeja łączy jakaś przyjaźń, ale nie interesowałem się jaka. Nie stwarzali wrażenia osób, które często zmieniają partnerów i są kochliwe, a wręcz przeciwnie. Zuza była wszechstronna, mądra, ambitna, niezastąpiona w teatrze. Chciała być aktorką dramatyczną.
Zbigniew Wodecki, muzyk. Andrzej był nieśmiały, z natury zakompleksiony, choć bardzo towarzyski. Bardzo przeżył śmierć żony. Palił świeczki na jej grobie i często jeździł na cmentarz. Grabarze tam już go rozpoznawali.
Wiem, że już po śmierci Eli poznał jakąś koleżankę z teatru. Ja się z tego ucieszyłem, bo uznałem, że będzie mógł zacząć normalne życie. Potem mówił mi, że ma pewne skrupuły, bo ta osoba była zamężna. Doradzałem mu: zostaw, to samo się wyjaśni.
Marie Annick, matka Yvesa: jego małżeństwo z Zuzą to była bardzo piękna historia miłosna.
Tadeusz Bradecki: Yves był dobrym, sprawnym reżyserem, a jego związek z Zuzą uważałem za uroczy i cudowny.
Dramat Yvesa
Yves od początku był zazdrosny z powodu Zuzy.
- Zazdrość wyrasta na miłości, miłość i zazdrość są kumplami - mawiał. Przez myśl mu nie przeszło, że żona go zdradza. Zaczął analizować to, co się stało i czego był świadkiem.
Przypomniał sobie drobne kłamstwo Zuzy sprzed miesięcy. Powiedziała mu, że jechała autobusem do pracy, a przecież widział, że wsiadała do mercedesa Zauchy.
Po odkryciu zdrady domagał się wyjaśnień od żony, ale ona zbywała go słowami o trwaniu ich miłości. Już jej nie wierzył. Tropił kolejne kłamstwa i chciał wiedzieć, kim on jest w tym trzyosobowym układzie. Zuza dawała nadzieję na powrót do normalnego małżeństwa i przyparta do muru przyznała się, że wcześniej miała romans z Zauchą, ale to już skończone.
- Widziałem, że wtedy jest złą aktorką, źle kłamała. Byłem zdradzanym mężem, i zdałem sobie sprawę, że inni się mnie boją. Nigdy nie przypuszczałem, że będę miał taką rolę do zagrania. Nie wierzyłem, że między Zuzą i Zauchą wszystko skończone - opowiadał. Chorobliwie chciał poznać prawdę, od kiedy jest oszukiwany i jak długo trwa to ich życie w kłamstwie.
Osobno pojechali z żoną do Sącza na ślub jej kuzynki. Rodzina Zuzy czuła, że między małżonkami coś nie gra, a oni w tamtym czasie byli poranieni, zagubieni. Yves nie mógł wyrzucić zdrady z pamięci.
- Czułem pomieszanie pojęć rodziny i honoru, czułem że naprzeciwko siebie nie mam prawdy i że inaczej nazywamy pewne rzeczy. Chciałem być pewien, że przestrzegamy tych samych reguł i że wzajemnie się rozumiemy - nie krył.
Żal i wściekłość
Nie widział szans na dalsze trwanie ich małżeństwa, wspominał o rozwodzie i nie mógł się pogodzić z krzywdą. Czuł żal do Zuzy, ale gniew i wściekłość na Zauchę. Do niego podwójnie, bo zdradził go jako przyjaciel i „zabił jego miłość”.
Uporczywie chciał spotkania z kochankiem żony, ale on ze strachu unikał konfrontacji. Tym bardziej, że od Zuzy usłyszał, że Yves odgraża się dokonaniem zabójstwa.
Zuza zamieszkała na Kasprowicza, on osobno na pl. Szczepańskim. Wtedy znalazł w łazience różową szczoteczkę do zębów, która nie nie była jego i żony.
W Szkocji kupił małe ubranko dziecięce, myślał, że raz rok dwa będzie miał z Zuzą dziecko, ale życie się skomplikowało.
W końcu Yves zadzwonił do Zauchy i ustalili konkretną datę spotkania, miało się odbyć w tym nieszczęsnym mieszkaniu na pl. Szczepańskim. Dla Yvesa to miejsce stało się symbolem zdrady.
- Zaucha śmiał się i pytał mnie w rozmowie telefonicznej, czy chcę go zabić. W jego głosie wyczułem niedowierzanie - Yves zezna potem w śledztwie.
Zaucha w ostatniej chwili odwołał wizytę i wyjechał na tournee do Szczecina. Yvesa powoli ogarniał obłęd. Rosła chęć zabicia Zauchy i nie widział już innego rozwiązania. Miał też myśli samobójcze i nie krył, że ”albo będzie martwy, albo w więzieniu”.
- Toczyłem ze sobą walkę, dyskusję ze złem, przechodziłem przez wszystkie możliwe stany. Kupiłem broń, ale postanowiłem siebie nie zabijać, bo nienawiść do Zauchy była mocniejsza- wyjaśniał przed prokuratorem.
Po karabinek i naboje pojechał do Francji. Obciął lufę i kolbę i tak spreparowaną broń przemycił przez granicę. Celnicy i straż graniczna nie sprawdzili, co wiezie w bagażniku auta. Po drodze wypróbował, jak się strzela. Po powrocie do Krakowa Zuzie przyznał się, że jest uzbrojony i przy niej powtórzył obietnicę zabójstwa Zauchy.
- W tamtym czasie byłem demonem zła i nie widziałem przed sobą nic innego, jak tylko ten jeden cel: zabicie tego, który zrujnował moje szczęście i zhańbił mój honor- powie potem na sali rozpraw.
Cierpiał też z powodu postępku żony. Miał wysokie standrady moralne i wyidealizował sobie obraz swojej partnerki. Jego rodzice byli po rozwodzie i Yves bardzo przeżył ich rozstanie i żył w przekonaniu, że jemu się uda utrzymać swój związek małżeński. On był wierny, ale nie przewidział, że ukochana żona może mieć inne normy postępowania.
Zuza była w klinczu. Po okresie romantycznej miłości czuła się więźniem pewnych norm, które narzucał jej Yves. Związek z Zauchą był dla niej pewną odskocznią. Chciała w nim być, ale obawiała się reakcji męża.
Wiedziała, że wraca z zagranicy i pewnie dlatego zaaranżowała jego wizytę, gdy będzie z kochankiem w mieszkaniu. Liczyła, że sytuacja sama się rozwiąże, ale tak się nie stało. Potem nie była gotowa do szczerej rozmowy z żadnym z jej mężczyzn.
Strzały na parkingu
10 października 1991 r. Yves sprawdził w gazecie, o której godzinie jest w teatrze STU spektakl Pan Twardowski. Zaucha grał w nim główną rolę, a Zuza aniołka. Podjechał na parking z tyłu teatru i stanął tak, że ze swojego samochodu miał na oku mercedesa Andrzeja i auto żony.
- Siedziałem w samochodzie i miałem w sobie taką nienawiść, że byłem poza granicą tego, co ludzkie - powie potem na rozprawie. Minęła 22.00, gdy publiczność opuściła teatr i po chwili pojawił się Zaucha, Zuza biegła za nim z kwiatami. Yves usłyszał dźwięk włączanego silnika. Zuza zauważyła męża, gdy stanęła przy drzwiach mercedesa z prawej strony kierowcy. Podeszła do Yvesa, ale odsunął ją zdecydowanym ruchem, Zaucha wysiadł i też ruszył w jego kierunku.
Yves zaczął strzelać, raz, drugi i trzeci. Ranny zaczął się osuwać i wtedy zabójca cofnął się dwa kroki i i z półobrotu oddał czwarty strzał. W tym momencie na linii wystrzelonego pocisku znalazła się Zuza i padła obok Zauchy. Yves podszedł do niego i zmienił magazynek po czym oddał pięć strzałów do leżącego bez ruchu aktora.
-Oddając strzały nie czułem żadnej satysfakcji czy przyjemności. Mogę powiedzieć, że nienawiść strasznie brudzi człowieka - mówił w śledztwie. Zbliżył się do niego parkingowy, ale na widok wycelowanego karabinka stanął jak wryty.
- Uważaj, byś nie leżał, jak oni - tak mniej więcej zapamiętał słowa mężczyzny z bronią. Karetka pojawiła się na miejscu po 20 minutach. Zuza jeszcze żyła, ruszała rękami i nogami. Gdy lekarz podszedł do rannej klęczał już przy niej policjant i podtrzymywał za głowę.
Nie pomogła szybka pomoc. Zuza zmarła na stole operacyjnym w szpitalu. Kula uszkodziła serce i nie było szans na pomoc.
Chciał kary za zbrodnię
Yves z miejsca zbrodni pojechał na komendę policji, ale wcześniej na ul. Pomorskiej zauważył radiowóz.
- Zabiłem człowieka. W aucie mam broń - rzucił. Mundurowi podeszli, faktycznie była: karabinek automatic 22 long Rifle vnicue. Podczas przesłuchania dowiedział się, że Zuza też nie żyje. Zaczął płakać i miał kilka razy odruch wymiotny.
Przyznał się do zabójstwa Zauchy, ale kategorycznie zaprzeczał, by chciał zabić żonę. Gdy upadła myślał, że zemdlała. Był przekonany, że zwyczajnie straciła przytomność widząc, że zabija Zauchę.
Negatywnie oceniał swoje postępowanie. Podkreślał, że wielka miłość do żony zdradzona przez nią w najbardziej nieoczekiwanym momencie spowodowała unicestwienie jego planów i nadziei, zrujnowała go i zhańbiła doprowadzając w końcu do tego, że stał się, jak sam o sobie mówił, demonem zła opętanym żądzą zemsty. W celi aresztu zrozumiał, że jego dotychczasowe życie było jakby na niby.
Uzmysłowił sobie, że pracował z literaturą w teatrze, gdzie mówi się o wielkich emocjach i uczuciach, ale on nic o nich nie wiedział.
- Dopiero dziś mogę powiedzieć, że potrafię pojąć coś takiego jak Auschwitz, mogę to zrozumieć od strony kata. Jestem humanistą i antyrasistą, ale doświadczyłem zła. Nie wiem, czy z takiej podróży można całkowicie powrócić - zastanawiał się głośno na procesie.
Yves Goulais w ostatnim słowie powiedział, że popełnił rzecz straszną i chce za to ponieść prawne konsekwencje.
- Spowodowałem śmierć żony niechcący. Chcę odpokutować winę i żadna kara nie będzie dla mnie za surowa - deklarował.
Wyrok skazujący
Sąd Wojewódki w Krakowie skazał go na 15 lat więzienia, ale nie do końca nie zgodził się z tezami prokuratury. Uznał, że oskarżony z premedytacją dokonał zabójstwa Andrzeja Zauchy i nieumyślnie, przez zaniedbanie spowodował śmierć Zuzanny Leśniak, bo powinien przewidzieć, że oddając strzały może poranić żonę lub pozbawić ją życia.
Prokuratura w skardze rewizyjnej chciała podwyższenia kary dla Yvesa, ale Sąd Apelacyjny nie zgodził się z jej argumentacją. Zauważył, że wnioskowana przez śledczych kara 25 lat więzienia zastępuje karę śmierci, ale wtej sprawie jest więcej okoliczności łagodzących i Yves na taki wymiar kary nie zasługuje.
- To człowiek o wysokiej kulturze osobistej, dużej wrażliwości na sprawy ludzkie, dla którego miłość i wierność małżeńska, prawdomówność i lojalność oraz odpowiedzialne traktowanie życia rodzinnego stanowiły kryteria postępowania- zauważył sąd.
Dodał, że ta wrażliwość na prawdę, prostolinijność oraz wierność zasadom utrudniła oskarżonemu zrozumienie sytuacji, w jakiej się znalazł i wybór drogi wyjścia.
W więzieniu Yves pomagał słabszym. Odciął się od subkultury i bezinteresownie uczył więźniów angielskiego. Córce Zauchy przekazał mieszkania i co miesiąc przelewał jej pieniądze.
Matka Yvesa kilka lat walczyła o ułaskawiania syna. Bez efektu pisała w tej sprawie do prezydentów Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy oraz do żony prezydenta Francji Bernadette Chirac. Także sądy w Krakowie, Katowicach i Warszawie negatywnie opiniowały wnioski o warunkowe przedterminowe zwolnienie zabójcy. W końcu wyszedł w grudniu 2005 r. 10 miesięcy przed końcem kary. Zmienił nazwisko i dorabia w Polsce jako scenarzysta min. seriali kryminalnych.
- Pierwszy dzień wolności nie świętowałem szampanem, tak zrobiłby ktoś bez sumienia, bez serca, a nie ja - mówił mi wtedyw rozmowie telefonicznej. Dodał, że dla niego to chwila zadumy, refleksji co zostawia za sobą. Czy żałuje?
- Wciąż jestem przerażony tym, co byłem zdolny zrobić. Ja, reżyser, na co dzień obcujący z Szekspirem i Molierem, powinienem wiedzieć lepiej od innych, co to znaczy zabić. Gdyby czas można było cofnąć... - nie dokończył.