Zazdrośnik wagi ciężkiej. Kochał na zabój - tak, że omal nie zabił...
Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Tomasza M. na 3 lata więzienia. Biegli uznali, że oskarżony brutalnej napaści z metalowym młotkiem na swoją byłą dziewczynę dopuścił się, mając ograniczoną poczytalność z uwagi na defekty psychiki. Niemal dwumetrowy mężczyzna mścił się na filigranowej dziewczynie, bo ta śmiała z nim zerwać.
Kilka pań wybiegło z szatni basenu, gdy usłyszały przeraźliwy wrzask na korytarzu. Zobaczyły rosłego mężczyznę, który w kącie maltretował młodą kobietę. W pewnej chwili napastnik wyjął z plecaka metalowy młotek i zadał ofierze kilka silnych ciosów prosto w kolano, aż było słychać trzask pękających kości.
Napadnięta znieruchomiała i z bólu straciła przytomność. Świadkowie zajścia zaczęli wzywać pomocy. Mężczyzna krzyknął do nich: wyp...ać, bo was zaj...ę. Wymachiwał młotkiem. Do skatowanej rzucił z satysfakcją: ty się już nie podniesiesz, k...
Po chwili młotek włożył do plecaka i ruszył w kierunku wyjścia z hali Bronowianki w Krakowie.
Ktoś wezwał na pomoc pogotowie, ktoś inny wykręcił numer na policję. Gdy kryminalni zjawili się na miejscu, zastali tylko zakrwawioną 22-latkę i grupkę osób, które udzielały jej wsparcia. Bandyta zniknął.
Przyciąganie, odpychanie
Bohaterowie tej opowieści to para rówieśników, która niczym magnes przyciągała się i odpychała, jakby testowała granice swojej wytrzymałości w związku. Tomasz: prosty chłopak po gimnazjum, bez zawodu, majątku i rodziny. W ostatnim czasie dorabiał jako ochroniarz. Prawie 2 metry wzrostu i 120 kilogramów wagi.
W takim olbrzymie zakochała się bez pamięci filigranowa Dorota, panna z dobrego domu, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego. Poznali się z Tomkiem na dyskotece i od razu wymienili telefonami. Dwa miesiące później wynajęli mieszkanie. Cały związek nie przetrwał roku. To był wystarczający okres, by poznać swoje wady i słabości.
Dorota miała wybuchowy charakter i w nerwach potrafiła Tomkowi zniszczyć podkoszulki lub płyty. On uważał, że ukochana jest nerwowa, bo źle na nią działają tabletki na odchudzanie, które brała. Tomek też nie był oazą spokoju i od dzieciństwa przyjmował leki, które wpływały na jego stan ducha. Bez nich nie kontrolował ataków złości. Dorota awanturowała się z nim i wytykała, że jest bałaganiarzem, osobą słabo wykształconą i namawiała do podjęcia terapii. Z obu stron padały wulgaryzmy, ale nie dochodziło do rękoczynów. Wybaczali sobie...
Oboje popełniali błędy. Dorota, by dokuczyć Tomkowi, wspominała o byłych chłopakach i nowego partnera porównywała do poprzedników. Dostawał wtedy szału.
Szybko się okazało, że Tomek stara się kontrolować dziewczynę, sprawdzał jej połączenia telefoniczne i wiadomości SMS, jakie wysyłała do znajomych. Potem Tomek zdobył hasła i miał dostęp do korespondencji, jaką dziewczyna prowadziła przez internet. Gdy raz nie chciała przerwać dyskusji z koleżanką, Tomek po prostu zniszczył laptop ukochanej, bo był wściekły, że nie poświęca mu dość czasu. Innym razem wyładował złość na jej telefonie, z którego zostały strzępy.
Sprawy finansowe zaczęły się stawać coraz częściej przyczyną awantur pary. Chodziło o wynajem mieszkania i ciągle niezałatwioną sprawę rozliczenia za zniszczony telefon i laptop Doroty.
Zemścił się na psie
Tomek coraz bardziej chciał dominować w związku, miał potrzebę nieustannej kontroli partnerki i zorientował się, że może to osiągnąć, dokuczając jej ukochanemu pieskowi. Kopał go, upuszczał z wysokości, aż zwierzak piszczał. Dorota, by jej pupil nie cierpiał, była gotowa spełnić każdy rozkaz Tomka. On to wykorzystywał. Raz tak potraktował zwierzę, że weterynarz stwierdził złamanie łapy. Innym razem wysłał SMS-a, że zamknął psa w pufie i on się zaraz udusi. Gdy Dorota wróciła do domu, widać było, że pies jest w stresie.
Już po rozstaniu się pary Tomek zabrał zwierzę i zniknął. Dziewczyna przyszła po pupila w umówione miejsce, ale okazało się, że pies nie żyje. Mężczyzna przyznał, że go zabił, „bo jest mściwy”. Twierdził, że raz mocno uderzył go ręką.
Mimo rozstania para umówiła się w siłowni klubu Bronowianka.
Dorota liczyła na odzyskanie pieniędzy za zniszczone sprzęty, Tomek chciał porozmawiać, czy partnerka go zdradzała. Wydawało mu się, że ma podstawy tak myśleć, bo z podglądu internetowej korespondencji dziewczyny wynikało, że widywała się z niejakim Michałem.
Do plecaka schował metalowy motek, ale nie zażył mocnych leków, które hamowały jego ataki złości. Był po nich nieco senny i bezwolny, a podczas planowanej rozmowy z dziewczyną chciał mieć wszystko pod kontrolą.
Dorota czekała koło siłowni. Tomek pojawił się po chwili i po krótkiej rozmowie zabrał jej klucze do szafki, by sprawdzić telefon. Przezornie wszystko wcześniej wykasowała. Miała tylko najnowszy SMS od kolegi Michała, z którym ostatnio była w kinie.
- Nie przećwiczyłaś się na siłowni, kotku? - napisał chłopak.
Tomek po przeczytaniu wiadomości zaciągnął Dorotę do przedsionka na korytarzu budynku i wyjął młotek. Zapytał, czemu się widuje z tym Michałem.
- Będę się z nim spotykać, kiedy będzie mi się podobało - odparła. - Nie będziesz się spotykać - ripostował Tomek i z niedużą siłą zadał cios młotkiem w głowę dziewczyny. Trzymał za ubranie i ponowił uderzenie tym razem w łopatkę, a gdy Dorota upadła z krzykiem, bardzo mocno uderzył ją młotkiem w kolano. Gdy zemdlała, jeszcze trzy razy walnął w jej nogę młotkiem, aż polała się krew. Ten moment ataku już widzieli postronni świadkowie, którzy wyszli z szatni basenu, siłowni i pobliskiego hotelu Olimpia.
Dorocie udzielono pomocy w szpitalu. Miała uszkodzoną nogę, rany tłuczone, wstrząs mózgu. Długo leczyła się z traumy i wzięła urlop na uczelni.
Po jej zeznaniach prokurator oskarżył Tomasza M. o znęcanie się nad psem rasy yorkshire terrier i jego zabicie, niszczenie mienia pokrzywdzonej, znęcanie się nad Dorotą i próbę zabójstwa. Doszły też dwa zarzuty dokonania gwałtu. Dorota powiedziała o tym dopiero w śledztwie.
Biegli uznali, że Tomasz M. czynów dopuścił się, mając ograniczoną poczytalność z uwagi na defekty swojej psychiki. Zauważyli, że może być niebezpieczny dla otoczenia, gdy nie bierze leków. Dostrzegli u niego egocentryzm, chłód emocjonalny i brak poczucia winy.
Tomasz M. częściowo przyznał się do winy, ale nie do gwałtów i próby zabójstwa. To była okoliczność łagodząca, podobnie jak wyrażona skrucha i przeproszenie Doroty za swoje zachowanie oraz ograniczona poczytalność...
Tomasz M. opowiadał, że nie chciał zabić dziewczyny i dobrowolnie odstąpił od kontynuowania ataku. W to ostatnie twierdzenie sąd nie uwierzył, bo był przekonany, że swojego zamiaru okaleczenia Doroty nie zrealizował do końca z uwagi na obecność świadków. Nie uwierzył też sąd w całość zeznań pokrzywdzonej. Wyraził nawet przekonanie, że pomówiła chłopaka o gwałt, by się na nim zemścić za zabicie jej ukochanego psa. Po rzekomym gwałcie jeszcze się przecież spotykali i kochali.
Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Tomasza M. na 3 lata więzienia. Uniewinnił go od zarzutów dokonania gwałtów. Przyjął też, że zniszczenie telefonu to nie przestępstwo, a wykroczenie i w tym zakresie sprawę umorzył. Nie uznał, by doszło do próby zabójstwa, a ten czyn chłopaka zakwalifikował jako usiłowanie spowodowania ciężkiego kalectwa u dziewczyny. Wyrok w tej sprawie jest prawomocny.