Ponure zabójstwo w miasteczku pod Tarnowem to jedno z najbardziej zagadkowych przestępstw ostatniego 25-lecia. Ustalenia śledczych wskazują na to, że 17-letnia Iwona Cygan była katowana przez oprawców na oczach mieszkańców. Wszyscy patrzyli i milczeli... przez całe lata.
Małe miasteczka mają to do siebie, że mieszkańcy dobrze się znają. Każdy wie, mniej lub trochę więcej, co dzieje się u sąsiada za płotem. W takich małomiasteczkowych społeczeństwach żyje się w wielkiej zażyłości. Nieczęsto dochodzi w nich do tak tragicznych zbrodni jak ta.
- Tutaj niestety jest inaczej - twierdzi Kazimierz Tęczar, sekretarz gminy Szczucin. Urzędnik przypomina, że miasteczko leżące na granicy trzech województw (małopolskiego, świętokrzyskiego i podkarpackiego) od dawna boryka się, np. z bandami włamywaczy i złodziei.
- Domy mieszkańców są okradane, a policja skutecznie potrafi jedynie umarzać każdą sprawę. Ludzie przestali zgłaszać przestępstwa, bo to nic nie daje - dodaje Tęczar.
Przypomina sobie, że dochodziło tu nawet do takich sytuacji, kiedy mimo dowodu w postaci zapisu kradzieży na monitoringu policja nie wszczynała śledztwa.
Mieszkańcy miasteczka dobrze wiedzą, kto należy do złodziejskich band.
- To są ludzie od nas. Skoro zgłaszanie grabieży na policję nic nie daje, to dla nas znak, że lepiej siedzieć cicho - uważa mieszkaniec Szczucina, któremu dwa lata temu ktoś okradł dom.
Lokalna zmowa milczenia zawiązała się jednak dopiero po wydarzeniu, które na zawsze zmieniło oblicze nadwiślańskiego miasteczka. 13 sierpnia 1998 r. w bestialski sposób zamordowano tam 17-letnią Iwonę Cygan. Jej ciało następnego dnia znalazł rolnik pasący krowy. Zwłoki dziewczyny leżały przy wale wiślanym. Została uduszona drutem.
Śmierć goni śmierć
Według ostatnich doniesień prokuratury nastolatka przed śmiercią została pobita w jednej z miejscowych knajp. Katowaniu dziewczyny miało przyglądać się kilka, a może i nawet kilkanaście osób. Potem na wpół przytomna 17-latka miała być wożona polonezem po Szczucinie, a na końcu uduszona.
Tuż po zbrodni wszyscy w miasteczku wiedzieli, kto to zrobił. Ludzi szybko jednak uciszyła tajemnicza śmierć Tadeusza Draba, który jako jeden z nielicznych głośno mówił o tym, że wie, kto zabił. Do wyznania prawdy zachęciła go nagroda 20 tys. zł, którą ówczesny wójt obiecywał temu, kto wskaże kata Iwony.
Kilka miesięcy później ciało Draba zostało wyłowione z Wisły. Prokuratura uznała to za nieszczęśliwy wypadek lub samobójstwo, choć wiadomo było, że mężczyzna doskonale pływa.
To był dopiero początek tajemniczych pobić i zgonów, które wywołały w Szczucinie psychozę strachu.
W grudniu 1998 r. ktoś pobił księdza, który miał mówić o tym, iż wie, kto zabił Iwonę. Na początku stycznia 1999 r. spod miejscowej szkoły średniej zostali uprowadzeni dwaj uczniowie. Kidnaperzy wywieźli nastolatków w miejsce, gdzie zginęła Iwona. Chłopcy zostali pobici.
W 2015 r. znaleziono ciało 30-letniego Marka Kapela. Głowę miał wetkniętą między betonowe elementy ogrodzenia. Według prokuratury ta śmierć to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Mieszkańcy twierdzą jednak, że nie da się samemu przypadkowo włożyć głowy między bardzo ciężkie przęsła.
- O tym, że Markowi ktoś pomógł umrzeć, jeszcze niedawno mówiło mi dużo osób. Dzisiaj nabierają wody w usta i nie są już tego tacy pewni - stwierdza Paweł Kapel, brat nieżyjącego mężczyzny.
Trzy tygodnie temu sprawa zgonów Draba i Kapela została włączona do śledztwa dotyczącego morderstwa 17-latki.
Ludzie coraz częściej wiążą też ze sprawą śmierci siedemnastolatki tajemniczy zgon 79-letniego Wojciecha Sołtysa z podszczucińskiej Świdrówki. Jego ciało odnaleziono 12 listopada 2016 r. Leżało w pobliskim Maniowie, w odludnym miejscu, w krzakach blisko rzeki. 400 metrów dalej stała spalona toyota Sołtysa. Prokuratura wszczęła śledztwo pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Rodzina zmarłego twierdzi jednak, że ich krewny zginął, bo też głośno wskazywał mordercę nastolatki.
Nie przyznaje się do winy
Jeszcze kilka miesięcy temu osoby pytane na szczucińskim rynku o morderstwo Iwony Cygan nie unikały rozmowy. Dziś bardziej nerwowo reagują na pytania o zbrodnię.
- Kiedy prokuratura włączyła dwa niewyjaśnione zgony do sprawy Iwony Cygan, ludzie naprawdę zaczęli wierzyć, że głośne mówienie o mordercy przynosi śmierć. Tego jest za dużo, żeby był to przypadek - sądzi 60-letni mężczyzna.
Powodem milczenia jest również sprowadzenie z Austrii w drodze ekstradycji Pawła K., podejrzanego o zamordowanie Iwony. Mężczyzna nie przyznał się do winy i odmówił składanie wyjaśnień. Broni go dwóch znanych adwokatów: mec. Piotr Kruszyński z Warszawy i mec. Jan Kuklewicz z Krakowa. - Na tym etapie śledztwa nie będziemy komentować sprawy - ucina mec. Kruszyński.
Od jednego z mieszkańców Szczucina usłyszałem, że ludzie nie wierzą, iż Paweł K. zostanie skazany. - Nie przyznaje się. Ma dobrych adwokatów, proces będzie poszlakowy. Do tej pory nie wiadomo, żeby ktoś głośno potwierdził jego winę. Może się wywinąć z tej sprawy - mówi ze strachem lokalny rolnik.
Dlaczego mieszkańcy miasteczka tak bardzo obawiają się Pawła K.? Jedni wspominają, że w latach 90., gdy mężczyzna wracał z pracy w Austrii w rodzinne strony, to z kolegami „rządził” w Szczucinie. W miejscowej knajpie można go było spotkać razem z zaprzyjaźnionymi policjantami. Dziś w sprawę zabójstwa Iwony zamieszanych jest trzech byłych funkcjonariuszy z komisariatu w miasteczku i trzech z komendy powiatowej. Byli mundurowi usłyszeli już zarzuty utrudniania śledztwa.
Parasol ochronny
Z kolei w austriackich gazetach tuż po zatrzymaniu Pawła K. można było przeczytać, że mężczyzna powoływał się na znajomość z wysoko postawionym polskim politykiem. W „Kronen Zeitung” czytamy, że „morderstwo Iwony zostało odłożone do akt i było traktowane jako sprawa zamknięta. Było tak, ponieważ główny podejrzany mógł cieszyć się szczególną ochroną swojej ciotki będącej wpływową polityk - wieloletnią polską premier”.
Była premier zaprzeczyła jednak, aby łączyły ją jakiekolwiek rodzinne więzy z zatrzymanym.
Mieszkańcy Szczucina wspominają jednak, że ojciec Pawła K., Józef K. (usłyszał już zarzut pomocnictwa w zabójstwie) chwalił się rodzinnymi powiązaniami z pierwszym mężem byłej premier. Nikt jednak nie potrafi wskazać, jakie pokrewieństwo miałoby ich łączyć.
Istnieje wiele teorii w tej sprawie. Najczęściej pojawia się wątek handlu ludźmi. Jeden z mieszkańców Szczucina przypomina sobie, że kilka lat temu Paweł K. nachalnie namawiał jedną z nastolatek, by wyjechała do pracy w Austrii. Być może przestępcy wywozili młode dziewczyny i sprzedawali do domów publicznych. Może zamordowana 17-latka za dużo wiedziała? Prokuratura na razie nie potwierdza tej wersji.
W Szczucinie mieszka dziś już tylko ojciec 17-latki. Jego żona zmarła ponad dwa lata temu. Siostry wyprowadziły się tuż po zabójstwie. Jedna wyjechała za granicę, druga do Krakowa. - Nie potrafiłabym żyć w miejscu, gdzie ludzie zamieszani w zabójstwo siostry chodzą po ulicy. Gdy jestem tam w kościele, nigdy nie przekażę znaku pokoju, bo nie chcę go przekazać mordercom. Wiem, że nie wszyscy w Szczucinie są w to zamieszani, ale nie mam już siły oddzielać dobrych od złych - mówi z żalem Aneta.
Dla niej Szczucin to miejsce przeklęte. - Może to moje uprzedzenia, ale jak tam jestem, to zawsze czuję się obserwowana. Mam wrażenie, że ludzie zamieszani w morderstwo patrzą na mnie i się śmieją - wyznaje Aneta.