Zdobyli swój Mount Everest
Wspinają się codziennie, by osiągnąć to, co dla zdrowych ludzi jest niezwykle proste. Grupa Samson skupia ludzi niepełnosprawnych borykających się z różnymi ograniczeniami.
Grupa Samson od czterech lat skupia niepełnosprawnych przy parafii bł. Karoliny. Prowadzą ją Izabela Burmer, Łukasz Sarnecki i ks. Marcin Palka. Spotykają się raz w miesiącu, a raz w roku, w poświąteczną niedzielę, mają premierę przedstawienia. Za pierwszym razem była to adaptacja "Opowieści wigilijnej", za drugim - "Święta nie z tej ziemi", teraz - "Świąteczna przygoda Oliwiera", w której znalazło się trochę wspomnień z dwóch poprzednich spektakli, by dojść do przekonania, że najlepszym się jest w rolach, w których jest się sobą. Resztę już znamy.
- Zaczynaliśmy z 10 osobami, teraz mamy 15. Różnica pomiędzy tym, co było, a tym, co jest dziś jest kolosalna. Najlepszy dowód to taki, że w "Opowieści wigilijnej" główne role grała młodzież z Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, zaś grupa Samson pojawiła się w epizodach, a dziś była już w stanie sama udźwignąć całe przedstawienie. Odważyli się i to jest piękne - mówi ks. Marcin Palka. - Drobne kroczki w kierunku takiej zmiany obserwowałem na comiesięcznych zajęciach, podczas których malujemy, odlewamy maski gipsowe, bawimy się, jeździmy na wycieczki… Z miesiąca na miesiąc widzę, jak ci ludzie coraz bardziej się otwierają, coraz chętniej i więcej mówią.
- Po spotkaniach w grupie Samson mój syn stał się odważniejszy w stosunku do obcych ludzi. Bardzo lubi te spotkania, pamięta o nich, żyje nimi, zapisuje sobie w kalendarzu i przypomina mi o nich - mówi Janina Padoł, mama 35-letniego Piotra dotkniętego dziecięcym porażeniem mózgowym, z niedosłuchem, który do tego jeszcze niedowidzi i ma problemy z chodzeniem. - Ja też jestem bardzo zadowolona, że odbywają się takie spotkania i że mój syn ma możliwość kontaktu z rówieśnikami, a i my, rodzice, też mamy tu okazję, by się spotkać i podzielić się swoimi doświadczeniami, coś sobie doradzić.
- Moja córka też bardzo lubi tu przychodzić, bo tu ma kolegów, koleżanki i bardzo dobrze się tu czuje. Łukasz, Iza i ksiądz z ogromną serdecznością odnoszą się do tych naszych dzieci (ciągle tak mówimy, choć to już dorosłe osoby, ale dla nas ciągle są dziećmi) - mówi Helena Winogrodzka, mama 33-letniej Agnieszki z zespołem Downa. - Cieszę się, że ona ma gdzie wyjść, ma możliwość spotkać się z ludźmi. Cieszę się, że ten spektakl zobaczyło tyle ludzi. Dzięki temu może nie będą się oglądać na ulicy za takimi osobami jak nasze dzieci, może będą bardziej rozumieć nasze problemy. To jest bardzo ważne. Kiedy córka była mała, to strach było wsiąść do autobusu, bo od razu jakieś głupie uwagi się pojawiały, teraz ludzie są bardziej otwarci, a to wszystko dzięki takim grupom, takim przedstawieniom i temu, że coraz więcej się o tym mówi, choć ciągle jeszcze za mało.
Ks. Marcin Palka sam przyznaje, że gdyby 10 lat temu ktoś mu powiedział, że będzie pracował z niepełnosprawnymi, to uznałby to za żart. Nie był przygotowany do takiej pracy. Dziś bardzo ją sobie ceni. - Osoby niepełnosprawne są bardzo wdzięczne. Cieszą się wszystkim, każdym słowem, każdym uśmiechem. Cieszy ich każda drobnostka, może dlatego, że najprostsze czynności, które dla innych są błahostką, dla nich są jak zdobywanie szczytów - mówi. Dziś każdy napotkany na ulicy niepełnosprawny przywodzi księdzu na myśl twarze jego podopiecznych z grupy Samson. I od razu myśli o ograniczeniach, z istnienia których zdrowy człowiek nie zdaje sobie sprawy.