Zdzisław Zaremba: W pracy fotografa potrzebne jest dobre oko i szczęście
Dworzec PKS przy Jurowieckiej, rajd Monte Carlo, odbudowę ratusza w Białymstoku i wizytę Gierka w Łomży. M.in. te wydarzenia uchwycił i uwiecznił na swoich zdjęciach Zdzisław Zaremba, legenda białostockiej fotografii.
Coś trzeba było w życiu robić... dlatego zostałem fotografem - przyznaje Zdzisław Zarem-ba, wieloletni fotoreporter Gazety Białostockiej, a później Gazety Współczesnej.- Gdybym powiedział, że o tym marzyłem to zwyczajnie bym skłamał. Kiedy skończyłem szkołę, stwierdziłem że nie chcę pracować na roli, dlatego zaczepiłem się w zakładzie fotograficznym u Szymborskich, którego ówczesny właściciel Roman był moim szwagrem - dodaje.
Później Zdzisław Zaremba pracował m. in. w urzędzie. Praca biurowa jednak mu nie odpowiadała, dlatego szukał innego zajęcia. Akurat wtedy powstawała Gazeta Białostocka i poszukiwali korespondentów. Młody Zdzisław postanowił razem z kolegą pójść do redakcji, która mieściła się wtedy przy Kilińskiego 15 i postarać się o posadę. -Okazale to miejsce nie wyglądało, a to przede wszystkim dlatego, że na parterze robili trumny - śmieje się fotograf.
Ale w Białostockiej Zaremba nie popracował długo. Jak wspomina, nie dano mu zaświadczenia, którym mógłby się legitymować, ani należycie mu nie płacono.
Jedyny fotoreporter
Dopiero po paru latach postanowił spróbować raz jeszcze. Tym razem zamiast korespondentem, został... jedynym fotoreporterem. Miał już w końcu doświadczenie.
- Ale w atelier fotograficznym praca wygląda inaczej niż w gazecie, bo tam przychodzi klient i mówi czego oczekuje. Natomiast w prasie trzeba było znaleźć temat i zrobić dobre zdjęcie - opowiada.
Na tematy jeździł najczęściej z kierowcą. Najpierw skodą, a później - warszawą. Redakcja zapewniała oprócz transportu również sprzęt.
- Nie był on jednak dobrej jakości. Często urywał się film, albo pojawiały się inne usterki. Mimo to, trzeba było na nim pracować. Z biegiem lat miałem jednak do dyspozycji coraz lepsze aparaty - wspomina.
W poszukiwaniu tematów Zaremba przemierzał całe województwo. Jednak nie każde zrobione przez niego zdjęcie ujrzało światło dzienne, bo pewnych rzeczy, tak jak wypadku kolejowego pod Hajnówką, w którym zginęło 16 młodych mężczyzn, na łamach gazety się nie publikowało.
- Nie fotografowałem meczów piłki nożnej, a przede wszystkim zmagań Jagiellonii, bo strasznie targały mną wówczas emocje i nie mogłem utrzymać w bezruchu aparatu - przyznaje. - Poza tym, nie lubiłem fotografować wydarzeń w komitecie.
Natomiast z przyjemnością chodził na tematy na targowisko przy ul. Bema, bo dzięki handlowi tętniło tam życie.
Zapytany o swój największy zawodowy sukces, Zaremba wskazuje zdjęcie „Powrót z wakacji”, które zostało opublikowane przez World Press Foto.
- Pamiętam, że był to czas żniw. W drodze powrotnej z tematu w PGR-rze zauważyłem dzieci idące piaszczystą drogą, przy której rosły wierzby. Udało mi się uchwycić ten wyjątkowy moment - uśmiecha się pan Zdzisław. - W życiu fotoreportera ważne jest szczęście, bo jakbym przyszedł za późno, być może nie zrobiłbym tego zdjęcia. A tak moja fotografia sąsiaduje w albumie razem ze zdjęciami Chruszczowa i Kennedy’ego.
Zaremba udokumentował wiele istotnych dla Białegostoku i województwa wydarzeń, takich jak budowę cukrowni w Łapach, odbudowę ratusza w Białymstoku czy wiec na dziedzińcu Akademii Medycznej. Albo budowę osiedla Tysiąclecia, elektrociepłowni, otwarcie pierwszego sklepu nocnego czy dworca PKS.
- Sfotografowałem wiele historycznych momentów, ale nie postrzegałem ich wówczas w ten sposób. Była to dla mnie robota i koniec. Czekałem tylko żeby się z niej wyrwać i wolnej chwili pojechać na ryby, bo wtedy myślałem tylko o tym, jak je przechytrzyć - wspomina fotograf.
Przez blisko 30 lat pracy w lokalnej prasie, Zdzisław Zaremba spotkał wielu ludzi, poznał ich historię.
- Po ulicy Bema chodził pan wyznania mojżeszowego, który zajmował się wymianą i sprzedażą dolarów - wspomina jedną z anegdot. - Mówiono na niego Kury. Raz zagapił się i złapała go milicja. Jednak z racji wykonywanego zajęcia, był na to przygotowany... i miał w spodniach dziurawą kieszeń. I kiedy go prowadzili na komisariat, wypuścił przez nią pieniądze. Jeden z milicjantów trzymał go i szedł obok, a drugi z tyłu. W pewnej chwili ten drugi mówi do kolegi, że Kury gubi dolary. A prowadzony na to, że każdy mógł zgubić, bo wielu ludzi chodzi po ulicy. Poszli więc na komisariat, podpisali protokół, a milicja zatrzymała dolary. Minęło trochę czasu, państwo zmieniło zdanie i zezwoliło na posiadanie pieniędzy w tej walucie, dlatego Kury wrócił na posterunek i domagał się zwrotu pieniędzy. Milicjant na to, że wcześniej przecież twierdził, że pieniądze na ulicy nie były jego własnością. A Kury na to: Panie władzo, to państwo może zmienić zdanie, a Kury nie?
Albo historia z Arkadiuszem Błaszewiczem, pierwszym sekretarzem.
- Kiedy spacerowaliśmy po spółdzielni produkcyjnej, miałem przy sobie sprzęt, który do najlżejszych nie należał - opowiada. - Sekretarz miał teczkę. W pewnej chwili dał mi ją do potrzymania. Jako że do zrobienia fotografii potrzebne są dwie ręce, położyłem ją na worku i o niej zapomniałem. W pewnym momencie sekretarz przypomniał sobie o teczce i zapytał gdzie jest. Powiedziałem, że nie wiem i poszliśmy jej szukać. Pewnie zależało mu na jej odnalezieniu, bo okazało się, że był w niej... pistolet.
Pamięta też wizytę w regionie Gierka.
- Jechał on wówczas do Łomży, ale witali go jeszcze zanim dotarł do celu. Było gorąco, więc kierowca przyniósł mu w szklance coca-colę. Ten wypił, a potem strzepnął naczynie, co wyglądało jakby kłaniał się kierowcy. Właśnie ten moment uchwyciłem na zdjęciu - mówi zadowolony fotoreporter.
Zdjęcia trafią do muzeum
Przez lata pracy Zdzisław Zaremba wykonał ponad 20 tys. ujęć z życia Białegostoku i województwa. Teraz fotografie zyskają nowe życie. Wszystkie chce kupić Muzeum Podlaskie w Białymstoku. Na razie kupiono niecałą połowę zbiorów.
Zdzisław Zaremba
Urodził się w 1930 roku. Do Białegostoku na początku lat 50. przyjechał z Łęczycy. W latach 1953 -1975 był fotoreporterem Gazety Białostockiej, a od 1975 r. do 1981 r. pracował w Gazecie Współczesnej. Robił fotografie w całym województwie, do którego należały wówczas jeszcze Giżycko, Węgorzewo, Ełk, Olecko i Gołdap.