Ze szkoły zniknęło 750 tysięcy złotych. Nie ma winy, kary ani pieniędzy
Właśnie minęły 4 lat od chwili, gdy władze Torunia ogłosiły smutny wynik kontroli w szkole: wyparowało 676 tys. zł. Palcem wskazały na księgową. Palec prokuratury od 4 lat pokazuje tę samą postać, ale aktu oskarżenia do dziś brak. Księgowa odpoczywa na emeryturze, a szanse na odzyskanie pieniędzy maleją.
Zobacz wideo: Duże zmiany w prawie drogowym od czerwca 2021 roku!
- To tak można? Czyją znajoma jest ta księgowa? - pytają ludzie, od lat śledzący sprawę. Ponieważ postępów spektakularnych w niej brak, rodzą się podejrzenia i plotki. To znany mechanizm. Przyjrzeliśmy się tej sprawie bez emocji. Niestety, nadal nie wygląda ona jasno. Jeśli analiza coś obnaża, to sprzyjające warunki dla tych, którzy potrafią latami korzystać z funkcji księgowego w niecnych celach i ukrywać to do emerytury.
Po 4 latach od dokonania smutnego odkrycia w byłym Zespole Szkół nr 7 przy ul. Bażyńskich w Toruniu sytuacja w największym skrócie jest taka: zniknęło nie 676, ale 750 tys. zł, a była księgowa z zarzutami przywłaszczenia sobie tych pieniędzy nie musi się bać rychłego procesu. Nie musi, bo z czteroletniego śledztwa do dziś nie urodził się akt oskarżenia. I winna wcale nie musi być prokuratura...
Kwiecień 2017 - bomba wybuchła, sprawa w prokuraturze
W kwietniu 2017 roku ciężar zakomunikowania opinii publicznej tego, co się wydarzyło, wziął na siebie Zbigniew Fiedorowicz, wiceprezydent Torunia odpowiedzialny za oświatę. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej poinformował, że kontrolerzy w ZS nr 7 (obecnie to SP nr 10) odkryli ubytek około 676 tys. zł. Kontrola była wynikiem sygnału ze strony nowej dyrektorki szkoły, która funkcję objęła w 2016 roku.
– Kontrola objęła okres od 1 stycznia 2016 roku do 31 marca 2017 roku. Jednak, gdy zaczęły wychodzić nieprawidłowości, poleciłem rozszerzyć ją o lata 2010–2015 – tłumaczył wtedy Zbigniew Fiderewicz, zastępca prezydenta Torunia. – Wyniki są bardzo przykre. Zniknęły pieniądze z funduszu świadczeń socjalnych, z rachunku podstawowego oraz z rachunku dochodów własnych.
Wiceprezydent nie krył, że podejrzenia od razu padły na główną księgową - Magdalenę K., która miała swobodny i nieograniczony dostęp do tokena, czyli urządzenia autoryzującego przelewy bankowe.
– Kontrola jednoznacznie wykazała, że sprawcą jest główna księgowa szkoły, ale przyczyną jest również brak nadzoru dyrektora szkoły, który przecież odpowiada za całość gospodarki finansowej szkoły, za racjonalne dysponowanie środkami. Każdą decyzję powinien autoryzować, nie można oddawać władzy jednej osobie – mówił Fiderewicz.
Oczywiście, urzędnicy natychmiast zgłosili sprawę śledczym. Prokuratura Okręgowa w Toruniu wszczęła śledztwo. Pierwsze zarzuty Magdalenie K. postawiła dość szybko - były to zarzuty przekroczenia uprawnień w celu osiągnięcia korzyści majątkowej (art. 231 par. 2 kk).
Księgowa na L4, potem na emeryturze
Według ustaleń miejskich kontrolerów i śledczych, Magdalena K. przez długie lata samodzielnie i swobodnie udzielała pracownikom szkoły pożyczek z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych i mieszkaniowych. Tak swobodnie, że okrągłe tysiące złotych regularnie przelewała też na swój rachunek bankowy.Dlaczego to czyniła? "Bo miała rodzinę w potrzebie" - tak tłumaczyła śledczym.
Gdy w kwietniu 2017 roku aferę ujawniono, księgowa już była na zwolnieniu lekarskim. Potem osiągnęła stosowny wiek i przeszła na emeryturę. W szkole przy ul. Bażyńskich pracowała od 1991 roku i - paradoksalnie - naprawdę nie brakowało osób, które ją po ludzku lubiły.
W prokuraturze Magdalena K. do winy przyznała się częściowo. Kwestionowała przywłaszczoną sumę pieniędzy. Nie odkryto też u niej takiego majątku, który tłumaczyłby wyparowywanie pieniędzy.
Prawie cztery lata liczenia. Wynik? Większa strata
Śledztwo wielokrotnie przedłużano, głównie z uwagi na konieczność uzyskania wyczerpującej ekspertyzy biegłych. Początki tego opiniowania nie były łatwe, bo w 2018 roku biegła z dziedziny rachunkowości musiała dopominać się o brakujące dokumenty i wyliczenia z Urzędu Miasta Torunia. Potem opinie trzeba była uzupełniać - przynajmniej tak nam przekazywano co kilka miesięcy, gdy dopytywaliśmy o postępy w sprawie w minionych latach.
5 styczniu br. informowaliśmy, że śledztwo zostało zawieszone, a prokurator prowadzący analizuje uzupełniającą opinię biegłych. Pytaliśmy w publikacji też wprost, czy i kiedy przeciwko Magdalenie K. skierowany zostanie do sądu akt oskarżenia. ("Ze szkoły w Toruniu zginęło 700 tys. zł. Księgowa nigdy za to nie odpowie?" 05.01.2021 r.)
Po tej publikacji dowiedzieliśmy się, że już 5 stycznia prokuratura wznowiła postępowanie. Więcej: zmieniła księgowej zarzuty. Wcześniej zarzucała jej przekroczenie uprawnień w celu osiągniecia korzyści majątkowej. 19 stycznia natomiast postawiła jej zarzut dokonania kradzieży mienia znacznej wartości.
- To przestępstwo zagrożone karą do 10 lat pozbawienia wolności. Taka kwalifikacja prawna celniej oddaje to, czego dopuszczała się latami Magdalena K. - mówił nam prokurator Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Dodając, że ustalona suma skradzionych szkole pieniędzy urosła do 750 tys. zł z pierwotnych 676 tys. zł, których braku doliczyli się kontrolerzy z magistratu.
Według zimowego przekazu, śledztwo przedłużono do maja br. i wtedy można się spodziewać aktu oskarżenia. Dziś jednak ta perspektywa znów się oddala.
- Uzyskano opinię biegłego z zakresu księgowości. Stwierdzono, że wymaga ona uzupełnienia i trwają czynności z tym związane. Prognozuję, że postępowanie może zakończyć się w lipcu/sierpniu bieżącego roku - przekazuje nam 27 kwietnia prokurator Jarosław Kilkowski, zastępca rzecznika prasowego.
Proces i kara daleko, a szanse na odzyskanie pieniędzy żadne?
Prokuratura tłumaczy i ma tutaj pełną rację, że aby "iść do sądu", musi mieć z czym. Podpierająca akt oskarżenia opinia biegłego musi być możliwie wyczerpująca. Standardowo w takich sprawach rzeczą pierwszą, którą uczyni obrońca księgowej w sadzie, będzie podważanie ekspertyzy. Dalej też: wnoszenie o jej uzupełnienie, zlecenie kolejnej innemu ekspertowi, przedstawianie własnej, prywatnie zleconej itd.
Tymczasem z biegłymi (każdej już prawie specjalności) jest w Polsce kłopot. Jest ich niewielu, często ustawiają się do nich kolejki, pracują w swoim tempie. Tym bardziej, że coraz częściej to osoby w starszym wieku. Nieatrakcyjne wynagradzanie pracy ekspertów rodzi takie właśnie skutki.
Jaki może być dalszy scenariusz w przypadku Magdaleny K. z Torunia? Załóżmy optymistycznie, że właśnie przekazany nam kolejny termin prognozowanego finału śledztwa ziści się. Na jesieni akt oskarżenia trafi do sądu, a ten - może nawet już odmrażający się po pandemii - wyznaczy całkiem rychłą datę rozpoczęcia procesu, np. grudniową.
Optymistycznie załóżmy też, że pierwszy wyrok zapadnie po roku, na przełomie 2022/2023 roku. Potem strony będą miały wnosić apelację, której skutkiem może być nawet powtórny proces. Prawomocny w sprawie może pojawić się dopiero za kilka lat. I wcale nie jest powiedziane, że będzie to wyrok skazujący.
Pytania zawieszone w próżni
Nawet jeśli wina emerytowanej już księgowej zostanie prawomocnie stwierdzona, a wyrokiem sądu będzie miała "naprawić szkodę" (czytaj: zwrócić pieniądze), to trudno podejrzewać, by to uczyniła. Skąd niby miałaby wziąć tysiące, których nie odkryto dotąd zamrożonych w jej majątku? Co miałby wyegzekwować komornik?
Pytaniem, które w Toruniu zadawane jest już z roku na rok coraz ciszej, jest to o odpowiedzialność byłej dyrektorki szkoły przy ul. Bażyńskich. Dlaczego ona nie usłyszała zarzutów? Prokuratura ich nie postawiła, choć zawiadomienie urzędników do prokuratury mówiło także o niedopełnieniu obowiązków przez dyrekcję placówki. Szanowana pedagog również jest na emeryturze, od 2016 roku.