Zginęli w Wielką Sobotę, w Wielkanoc zadebiutowali w niebiańskiej lidze
Tragiczny wypadek piłkarzy wólczanki wstrząsnął całą Polską. Mama Patryka czekała na stadionie, ale mecz się nie rozpoczął. Została zabrana na miejsce wypadku, by zidentyfikować zwłoki. Pięciu piłkarzy Wólczanki Wólka Pełkińska straciło życie w wypadku w Weryni.
Wielka Sobota. Jest po 9 rano. Prawie pustą drogą w Weryni jedzie bus, a w nim ośmiu piłkarzy Wólczanki. Spieszą się na mecz do Wólki Pełkińskiej. Jadą volkswagenem, wypożycza go dla nich drużyna. Droga, która prowadzi z Kolbuszowej do Sokołowa Małopolskiego, na tym odcinku jest niebezpieczna. Pełno tu ostrych zakrętów. Zwłaszcza jeden jest zdradliwy - wznosi się i do końca nie widać, czy ktoś wyjeżdża z naprzeciwka.
Właśnie na tym zakręcie bus wpada w poślizg. Kierowca nadjeżdżającej z przeciwka ciężarówki widzi, jak volkswagen sunie bokiem. Próba zjechania na pobocze nie przynosi efektu, volkswagen z impetem uderza w przód scanii.
Na miejscu giną bracia Kamil i Rafał Pydychowie oraz Patryk Szewczyk. Pozostali - Kamil Oślizło, Damian Bożek, Mariusz Korzępa, Krystian Pydych i Kamil Hul - trafiają do szpitali. Trzech z nich jest w bardzo ciężkim stanie.
Około godziny 16 dociera do Mielca informacja, że w szpitalu umiera 25-letni Mariusz Korzępa. Zostawia żonę i czteromiesięczne dziecko. W niedzielę nad ranem kolejny dramat - umiera Kamil Oślizło.
Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej przesłuchuje kierowcę busa.
Wstępnie można powiedzieć, że przyczyną wypadku była nieprawidłowa technika jazdy kierowcy prowadzącego volkswagena transportera - mówi Jan Ragan, szef kolbuszowskiej prokuratury. - Jechał za szybko w stosunku do warunków, jakie w tym miejscu, w tym dniu panowały. Padał deszcz, droga była dosyć śliska.
Kierowca volkswagena dostaje zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
Z całej Polski płyną do rodzin tragicznie zmarłych piłkarzy kondolencje. Przed wejściem do klubu Stali Mielec pojawiają się znicze. Mieszkańcy Mielca podczas mszy św. modlą się w intencji zmarłych piłkarzy, ich rodzin oraz o powrót do zdrowia pozostałej trójki. Modlą się także o zdrowie mamy braci Pydychów.
W środę prezydent Mielca ogłasza 30 marca dniem żałoby w mieście. Wszystkie miejskie imprezy zostają odwołane. Na budynkach miejskich powiewają flagi z kirem. Mielec w ciszy żegna piłkarzy, mężów, ojców, synów, braci, przyjaciół.
W czwartek odbywa się pogrzeb 29-letniego Kamila Oślizły. W szpitalu w Rzeszowie ciągle przebywa Krystian Pydych, jego stan jest najcięższy, ale lekarze uspokajają, że stabilny. Nie ma zagrożenia dla życia Kamila Hula. Damian Bożek wyszedł już ze szpitala.
Tragedia piłkarzy z Wólki Pełkińskiej wstrząsnęła Podkarpaciem, o wydarzeniu usłyszał cały kraj. Pamięć tragicznie zmarłych zawodników Wólczanki symboliczną minutą ciszy uczciła nawet reprezentacja Polski.
Podkarpackie środowisko piłkarskie jest małe, więc każdy każdego zna, a przynajmniej kojarzy. Dla zmarłych piłka nożna była pasją, niektórzy ich przyjaciele mówią, że nawet pierwszą miłością.
Cała piątka swą piłkarską przygodę rozpoczynała w Stali Mielec. Nawet dla 18-letniego Patryka Szewczaka mielecki klub był szansą na zbieranie bramkarskich szlifów. Kariera zawodnika pochodzącego z Krasnegostawu wydawała się nabierać właściwego tempa. Jesienią Patryk dostał od trenera Janusza Białka szansę na debiut w pierwszej drużynie w meczu z ROW-em Rybnik. Pomimo porażki 0:1 zawodnik, który w mieleckim klubie spędził ostatnie dwa lata swojego życia, zebrał dobre recenzje.
- Gra w Wólczance miała być dla niego szansą na zdobycie doświadczenia w rywalizacji z seniorami - mówi Patryk Wąs, kolega ze szkoły i juniorskiej drużyny Stali.
Obaj byli jak bracia, niemal nierozłączni, co można było w Mielcu zauważyć.
- Zawsze mogliśmy na siebie liczyć, ale - jak w każdej przyjaźni - były lepsze i gorsze chwile - przyznaje Patryk Wąs. - Bardzo mi ciężko bez niego, ale on nie chciałby, żebym się załamywał.
Kierowca volkswagena dostaje zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
Poukładany człowiek, do gry w piłkę miał odpowiedni dystans. Jak na swój wiek, był bardzo silny psychicznie - tak opisują Patryka Szewczaka koledzy z drużyny. - Wielu z nas jeden mecz na poziomie juniorskim potrafił zmienić, ale nie jego. W przypadku niepowodzenia jeszcze mocniej się nakręcał. Pragnął od razu się zrehabilitować.
Największy dramat przeżywają rodzice. Mama zmarłego nastolatka czekała na niego w Wielką Sobotę na stadionie, by zobaczyć, jak jej syn radzi sobie na boisku. Niestety, zamiast oglądać mecz, została ściągnięta na miejsce wypadku, by zidentyfikować zwłoki.
Poważne problemy zdrowotne przeżywa matka, która w wypadku straciła dwóch synów - 27-letniego Rafała i o pięć lat młodszego Kamila. Przyjaciele zmarłych braci Pydychów mówią o niej: pani Bogusia. Jej trzeci syn - Krystian - nadal walczy o życie w rzeszowskim szpitalu. Dziś jego stan lekarze określają jako stabilny, ale mężczyzna nadal utrzymywany jest w śpiączce farmakologicznej.
Śmierć dwójki braci Pydychów poruszyła mieleckie środowisko piłkarskie w szczególny sposób. Tomasz Tułacz, który określa ich jako swych wychowanków, przyznaje, że trudno mu zebrać myśli.
- Dla nich piłka nożna była ogromną pasją - mówi wyraźnie przybity trener Puszczy Niepołomice. - Gdy spotykaliśmy się na mieście, długo wymienialiśmy poglądy. Byłem z nimi mocno związany, ale także z pozostałymi, którzy swój zapał do gry przypłacili życiem.
Życie młodych ludzi, znajdujących się w sile wieku, z planami na przyszłość, zostało przerwane w brutalny sposób.
- Wszyscy byli pozytywnie nastawieni do życia. Każdego z nich znałem bardzo dobrze i nie mogę powiedzieć o nich złego słowa, bo byli na dobre i złe - dodaje na koniec Tomasz Tułacz, były trener Stali, a obecnie Puszczy Niepołomice.