Zielonogórzanie walczyli z ZOMO. Przygotowaliśmy wyjątkowy album o Wydarzeniach Zielonogórskich
Właśnie ukazał się wyjątkowy album "1960. Bitwa o Dom Katolicki", wydany przez "Gazetę Lubuską". Wyjątkowy chociażby za sprawą zdjęć, głównie z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Wiele z nich publikowanych jest po raz pierwszy, chociażby wizerunki wszystkich ofiar represji, zielonogórzan, którzy wystąpili przeciwko władzy lub byli tylko świadkami tego, co wydarzyło się 30 maja 1960 roku w Winnym Grodzie...
„Przywracamy pamięć”. Te dwa słowa znalazły się na okładce przygotowanego przez nas albumu. Bo i w dyskusji nad Wydarzeniami Zielonogórskimi to jest najważniejsze. Pamięć. O ludziach...
Wertując album „1960. Wydarzenia Zielonogórskie”, przed naszymi oczami przemykają twarze. Zielonogórzan, którzy znaleźli się - zdaniem władzy - w niewłaściwym miejscu i czasie. Często tylko za to zapłacili złamanym życiorysem. Dla jednych oznaczało to więzienie, dla innych wyrzucenie z pracy, ze szkoły, wilczy biletem i łatkę chuligana, który podniósł rękę na ludową władzę…
21 maja 2014 roku poznańska Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN przysłała grupie zielonogórzan postanowienie o umorzeniu śledztwa. Dotyczyło ono stosowania przez funkcjonariuszy PRL represji oraz ograniczeń w przysługujących prawach wobec mieszkańców Zielonej Góry, a zwłaszcza uczestników Wydarzeń Zielonogórskich z 30 maja 1960 roku.
Postanowienie przypomina sporą książkę. Uzasadnienie nie jest specjalnie skomplikowane. Kolejne sprawy - ograniczenia praktykowania wiary katolickiej, przekroczenie przez funkcjonariuszy zasad użycia środków przymusu bezpośredniego, składanie przez milicjantów fałszywych zeznań. Z reguły uzasadnieniem było przedawnienie karalności lub informacja, że „czyn nie zawiera znamion ustawowych zbrodni komunistycznej”. W przypadku tortur stosowanych wobec jednej z kobiet pojawiło się uzasadnienie „wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego”.
W ocenie prowadzących śledztwo działania formacji MO, co do zasady, były legalne, znajdując oparcie w obowiązującym prawie. Nie dotyczy to oczywiście brutalnego postępowania podczas tłumienia demonstracji oraz później zatrzymania i przesłuchiwania podejrzewanych. Z zeznań świadków wynika, że działania milicji nacechowane były brutalnością. Niektórzy, na których powołują się prowadzący śledztwo, mówili o tzw. ścieżkach zdrowia, przez które przeprowadzano aresztowanych, a także bezpośrednio po zatrzymaniu. Tadeusz Hardel zeznawał: „Przed budynkiem komendy po obu stronach chodnika stał szpaler umundurowanych milicjantów z dużymi pałkami. Trzeba było przebiec szybko między tym szpalerem do środka budynku, a milicjanci w tym czasie bili przebiegające osoby pałkami. W szpalerze stali przeważnie zomowcy z Poznania i Gorzowa. Kiedy biegłem przez ten szpaler, dostałem kilkanaście uderzeń pałką. Tzw. ścieżka zdrowia mogła liczyć około 5-6 metrów. Ja tych uderzeń z początku specjalnie nie odczułem, gdyż byłem w szoku, plecy i uda bolały mnie dopiero później”.
Milicjanci zaprowadzili nas do piwnicy. Tam utworzyli szpaler i kazali przechodzić między nimi. Stworzyli tzw. ścieżkę zdrowia, bili po całym ciele, podkładali nogi, gdy przebiegaliśmy
Inni opowiadają, że dostali cios w twarz lub uderzeniami pałek wpędzono ich do skrzyni milicyjnej ciężarówki. Bolesław Rojewski zeznawał: „Jak już mieliśmy wracać, to podeszło do mnie dwóch funkcjonariuszy w prochowcach, wykręcili mi ręce do tyłu, bili mnie pałkami po plechach (…) zabrali mnie do komendy MO na ul. Kasprowicza. Zbili mnie tam pałkami, kopali nawet kiedy leżałem na ziemi. Bałem się okropnie. Byłem bardzo pobity. Nie pamiętam, po jakim czasie zawieziono nas ciężarowymi samochodami na ul. Partyzantów do Komendy Wojewódzkiej. Tam też nas pobili, a potem siedzieliśmy w kucki na korytarzu całą noc”.
Znany nam z wcześniejszych publikacji Witold Kotecki zeznawał: „Milicjanci zaprowadzili nas do piwnicy. Tam utworzyli szpaler i kazali przechodzić między nimi. Stworzyli tzw. ścieżkę zdrowia, bili po całym ciele, podkładali nogi, gdy przebiegaliśmy. Ja biegłem, osłaniając rękoma głowę, zostałem kilkakrotnie uderzony po rękach, głowie, plecach, pałkami milicyjnymi. (…) Tych milicjantów było co najmniej dwudziestu”.
Podobnie brzmią zeznania kolejnych świadków. Barbara Socha relacjonowała: „Funkcjonariusze zachowywali się skandalicznie, mnie szarpano, obrażano i kopano. Nie znam nazwisk tych funkcjonariuszy i nie poznałabym ich, tym bardziej że często się zmieniali”.
Dlaczego historycy o tych przypadkach wcześniej nie pisali? Jak tłumaczył nam historyk Tadeusz Dzwonkowski, nie było o tym śladów w materiałach. Dopiero w latach 2002-2014, przy okazji przesłuchań świadków, występujących w różnych procesach, pojawiły się takie relacje. Mówią właśnie o tzw. ścieżkach zdrowia. Chociaż i tutaj są rozbieżności co do miejsca, w którym były prowadzone.
Z zeznań świadków największe wrażenie robią relacje mówiące o tym, w jaki sposób represjonowani znaleźli się w kręgu zainteresowań milicji. W lwiej części były to fałszywe zeznania i pomówienia. Tadeusz Hardel zeznawał: „Wiem, że świadkami w mojej sprawie byli praktycznie sami milicjanci i esbecy. (…) Jeden z milicjantów twierdził na rozprawie, że rzuciłem w niego kamieniem tak, że pękł mu hełm, co było oczywistą nieprawdą. (…) zostałem skazany na karę chyba trzech lat i sześciu miesięcy pozbawienia wolności. (…) Sąd Wojewódzki w Zielonej Górze obniżył mi wyrok o sześć miesięcy”.
Wiem, że świadkami w mojej sprawie byli praktycznie sami milicjanci i esbecy
Prakseda Waleciej zapewniała przesłuchujących ją milicjantów, że nie brała udziału w zamieszkach, a ci i tak kazali jej rozpoznać na fotografiach innych uczestników zajść. Później świadkowie powołani przez prokuratora stwierdzili, że rzucała kamieniami w milicjantów. Efekt? Sześć miesięcy więzienia. Marianna Czarkowska stała jedynie w tłumie gapiów, milicjanci wyciągnęli ją z tłumu na polecenie oficera. Z aktu oskarżenia dowiedziała się, że awanturowała się, rzucała w milicjantów kamieniami, a nawet ich kopała. Pani Marianna usłyszała wyrok dwóch lat więzienia. Władysława Daszczyszczaka, o czym dowiedział się na rozprawie, zadenuncjował sąsiad ze Świdnicy.
Władysława Moszyka, który tłumaczy, że był jedynie gapiem, pogrążyli dwaj znajomi z pracy. Jeden mówiąc, że widział, jak rzucał kamieniami i wulgarnie krzyczał na milicjantów, a drugi tę relację potwierdzając. Dwa lata więzienia. Po wyjściu zza krat pan Władysław spotkał jednego z tych świadków. Ten go przepraszał i powiedział, że został zmuszony przez kolegę, który był współpracownikiem SB i denuncjował ludzi za pieniądze. Na siedem miesięcy do więzienia trafiła Marianna Grabowska, na którą miał donieść prezes spółdzielni, w której pracowała i była przewodniczącą rady zakładowej. Danuta Dąbrowska 30 maja 1960 nie była nawet w okolicy Domu Katolickiego. Poszła jedynie nazajutrz zobaczyć, jak okolica wygląda. To wówczas zatrzymał ją patrol MO. Mając nadzieję na szybkie wyjście do domu, podpisała protokół. Później nie pomogło nawet zaświadczenie, że 30 maja była w pracy. Adama Woronowicza podczas przesłuchania straszono, że jego rodzice zostaną wywiezieni na Syberię, a on sam trafi do domu dziecka...
Po 1992 roku rozpoczęły się procesy rewizyjne, rehabilitacyjne. Były ku temu podstawy prawne. W 1991 została bowiem uchwalona ustawa zakładająca uznanie nieważności wyroków wydanych za działalność na rzecz walki o niezależny byt państwowy. Ale oto w 1991 roku w jednym przypadku Sąd Apelacyjny w Poznaniu orzekł, że ta ustawa nie może być zastosowana w odniesieniu do Wydarzeń Zielonogórskich, gdyż ich uczestnicy walczyli o wolność religijną, a ta nie jest tożsama z walką o byt państwowy. Sędziowie powoływali się na przykłady ZSRR i III Rzeszy. Dopiero potem Rzecznik Praw Obywatelskich i Sąd Najwyższy uznały, że tego rodzaju ograniczenia nie mają podstaw…
Rok temu kilku ofiarom represji wręczono odznaczenia. Jednak najważniejsze jest to, że przywrócono im pamięć...
Nasz album poświęcony Wydarzeniom Zielonogórskim można kupić:
- biura ogłoszeń GL w Zielonej Górze, al. Niepodległości 25 (tel. 68 324 88 11), w Gorzowie, ul. Sikorskiego 111,
- galeria Park 111 (tel. 95 722 53 60),
- punkt informacji turystycznej w Zielonej Górze (Stary Rynek),
- punkty sprzedające prasę, w internecie w serwisie Allegro, za zaliczeniem pocztowym: koszt przesyłki pocztowej to 11 zł. Należność należy doliczyć do ceny książki i dokonać wpłaty na konto: 48 1050 0099 6557 0003 0034 9583. W tytule wpłaty należy podać: imię, nazwisko, adres oraz tytuł albumu.