Ziemia to dla nich za mało, więc tworzą własny program kosmiczny [WIDEO, ZDJĘCIA]
Zaczynali od kącika w sali laboratoryjnej. Teraz mają dwa warsztaty, własne rakiety, łazika i międzynarodowe sukcesy. Studenci z koła naukowego AGH Space Systems nie spoczęli na laurach i właśnie szykują się do największego wyzwania: pokonania granicy kosmosu.
Drzwi pokoju na parterze budynku D1 Akademii Górniczo-Hutniczej praktycznie się nie zamykają. Studenci pracują tutaj dniami i nocami nad kolejnymi nieziemskimi projektami. Przy oknie stoją dwie rakiety, w kącie przy biurku - łazik marsjański, a na półkach gondole do balonu stratosferycznego.
WIDEO: Karol Horosin z AGH Space Systems
Autor: Piotr Drabik
- Pokazujemy, że da się coś dobrze zrobić siłami studentów - podkreśla Bartek Postulka, szef koła naukowego AGH Space Systems. Niezwykłe koło naukowe tworzą głównie studenci kierunków technicznych. Jednak Bartek zaznacza: - Wszystkie osoby związane z kosmosem są trochę filozofami. To są niezwykli ludzie, którzy widzą w kosmosie przestrzeń do rozwoju.
Zaczynali skromnie - od kącika w sali laboratoryjnej. Dziś mają do dyspozycji dwa warsztaty (w tym jeden o powierzchni 60 metrów kwadratowych) oraz sukcesy na międzynarodowych konkursach kosmicznych.
Carbonarą w niebo
Debiutowali na najwyższym stopniu podium. Dwa lata temu w amerykańskim Teksasie studenci krakowskiej AGH pokonali 60 zespołów z całego świata i wygrali zawody CanSat Competition. W ramach tego konkursu trzeba było od zera zaprojektować, zbudować i przetestować lądownik planetarny.
- Po wygraniu zawodów otrzymaliśmy prestiż i uścisk dłoni sędziów z agencji kosmicznej NASA - wspomina Weronika Mrozińska, która na AGH studiuje mechatronikę w języku angielskim. W liczącym 54 członków kosmicznym zespole jest jedną z czterech dziewczyn. Po sukcesie w CanSat Weronika wyjechała na 14-miesięczny staż do ośrodka badań CERN w Szwajcarii. - Jak wyjeżdżałam, to w naszym zespole było sześć osób, a gdy wróciłam - już prawie 40 - podkreśla 23-letnia Weronika.
Do sukcesu za oceanem studentów AGH poprowadziła Carbonara. Nie chodzi jednak o włoskie danie, ale o mierzącą 2,4 metra wysokości rakietę. Na jej bazie młodzi konstruktorzy stworzyli jej lepszą wersję o nazwie Beta. - Jest wykonana z włókna szklanego oraz z żywicy epoksydowej. To powoduje, że Beta jest wytrzymała i bardzo lekka - opisuje Weronika.
Przetestowali ją w kwietniu zeszłego roku na poligonie w Drawsku Pomorskim. - W Polsce nie ma łatwego sposoby, żeby polecieć powyżej wysokości 15 kilometrów. Jest to możliwe tylko na poligonach wojskowych - tłumaczy Karol Horosin, student informatyki stosowanej na AGH. 21-latek w zespole konstrukcyjnym zajmuje się głównie sprawami organizacyjnymi i tworzeniem oprogramowania.
Obecnie jednym z projektów, jaki spędza sen z powiek członkom AGH Space Systems, jest własny silnik na paliwo ciekłe oraz nowa rakieta. Cel jest jasny. - Osiągnąć linię Karmana, która jest umowną granicą kosmosu (ok. 100 km wysokości). Wszystko, co robimy, do tego zmierza - wyjaśnia 23-letni Bartek, studiujący na co dzień projektowanie mechatroniczne w języku angielskim.
Młodzi konstruktorzy chcą w ten sposób przebić sukces sprzed pół wieku, jakim były polskie rakiety Meteor. Ten najbardziej chwalebny epizod w rodzimej historii podboju kosmosu był również dziełem zespołu pod kierownictwem prof. Jacka Walczewskiego z AGH. - Oni robili to wszystko w podobnych warunkach jak my - przypomina Bartek. On i jego koledzy czują się kontynuatorami tego historycznego projektu.
Marsjańskie wyzwanie
Krakowscy studenci zdobywają przestworza nie tylko za pomocą rakiet. Chętnie biorą również udział w misjach z balonami stratosferycznymi, które mogą osiągać wysokość nawet 40 km. W zeszłym roku pokonali 400 zespołów z całego świata i wygrali Global Space Balloon Challenge w kategorii najlepszy eksperyment naukowy. Członkowie AGH Space Systems znaleźli się w zespole pod kierownictwem dr Agaty Kołodziejczyk z Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA).
Odpowiadali oni za gondolę z komputerem pokładowym wynoszonym przez balon. Na module znajdowały się tzw. szalki Petriego, czyli pojemniki z mikroorganizmami - jak mszaki, drożdże i różne rośliny. - Sprawdzaliśmy, które z nich mogłyby wytwarzać więcej tlenu pod wpływem promieniowania UV i zostać użyte podczas długich misji kosmicznych - opowiada Karol.
Studenci testowali również przy okazji elektronikę, która na wysokości powyżej 30 km może sprawiać problemy przez ekstremalne różnice ciśnień i temperatur.
Do misji w arcytrudnych warunkach przygotowany jest również łazik Fobos (nazwany od jednego z księżyców Marsa). Studenci AGH zbudowali go na potrzeby zawodów European Rover Challange, które co roku odbywają się w Rzeszowie. Łazik, który powstał w ciągu półtora roku, zwyciężył w zeszłorocznych zawodach w trzech z dziewięciu konkurencji konkursowych. - To była nasza pierwsza w pełni robotyczna konstrukcja, w której osoby z zespołu mogły wykorzystać swoje umiejętności inżynieryjne - opowiada Karol.
Łazik jest częściowo autonomiczny. Potrafi samodzielnie odnaleźć się w misji planetarnej. - Dzięki kamerom obserwuje dookoła okolice, gdzie wylądował, i tworzy mapę tego terenu. Ponadto potrafi znaleźć elementy, które go interesują i za pomocą ramienia robotycznego podać go astronaucie - tłumaczy Bartek. Idąc za ciosem, młodzi konstruktorzy nie spoczęli na laurach i już pracują nad nowym łazikiem.
Kalman, nazwany na cześć amerykańskiego inżyniera i odkrywcy filtra matematycznego, jest obecnie w fazie projektowej. Będzie się różnił od Fobosa wszystkim: materiałami, typem podwozia i komputerem pokładowym. - Ponadto ma być dużo lżejszy i wyposażony w wiertło, którym będzie mógł pobrać próbki skały do analizy - wskazuje szef AGH Space Systems.
Łazik Kalman będzie walczył o zwycięstwo w czerwcu podczas zawodów łazików w Stanach Zjednoczonych. Również w połowie roku studenci po raz trzeci wezmą udział w CanSat Competition. Przed rokiem zajęli 5. miejsce, a teraz chcą powtórzyć sukces sprzed dwóch lat. - Nasza prezentacja z rezultatami pierwszego etapu projektu została podsumowana przez sędziów z NASA słowami „excellent job” (z angielskiego „świetna robota”) - wspomina z dumą Weronika.
Chcą dołączyć do wyścigu
Realizacja kolejnych nieziemskich pomysłów i osiągnięcie międzynarodowych sukcesów, kosztuje studentów nie tylko dużo energii i poświęcenia. Szacują, że na wszystkie projekty wydali około miliona złotych, pozyskanych głównie dzięki zdobytym grantom naukowym. A pieniądze wydane na studencki program kosmiczny to tylko ułamek tego, ile wydają rządowe agencje oraz firmy z branży. - Koszt naszego łazika marsjańskiego można przeznaczyć na jeden czujnik do pracy na orbicie - porównuje Weronika.
Młodych konstruktorów cieszy rozwój prywatnej branży kosmicznej. A ich idolem jest Elon Musk, południowoafrykański przedsiębiorca i założyciel firmy SpaceX, który z powodzeniem buduje własne rakiety i statki kosmiczne. Musk spogląda na krakowskich studentów z plakatu w siedzibie AGH Space Systems.
Członków koła naukowego martwi jednak fakt, że projekty z naszego kraju wciąż nie liczą się w nowym kosmicznym wyścigu. Studenci zgodnie podkreślają, że nasze firmy technologiczne działają w niszy i małym rynku, a mają ogromne ambicje. - W zasięgu polskich możliwości finansowych i technicznych jest stworzenie rakiety, która będzie wynosić na orbitę ładunki o masie do kilkudziesięciu kilogramów - analizuje Karol.
Studenci krakowskiej AGH nie kryją, że prywatne firmy już interesują się ich konstrukcjami. Podkreślają przy tym, że realizując swoje projekty, dbają o ich skalowanie - tak, by dzięki dokumentacji rozwiązania z niewielkiej rakiety i łazika można było zastosować przy większych projektach.
- Po ukończeniu studiów chciałbym tworzyć polski przemysł kosmiczny oraz technologie, które stworzymy nad Wisłą sami w całości - planuje Bartek. Jego koledzy i koleżanki nie mają aż tak sprecyzowanych planów na przyszłość. Wszyscy teraz skupiają się na realizacji motta swojego koła naukowego: „See you in space” czyli „do zobaczenia w kosmosie”.