Zjednoczona Prawica trudne rzeczy odkłada na później [rozmowa]
Rozmowa z dr hab. Magdaleną Mateją, medioznawczynią z UMK w Toruniu.
- Druga kadencja będzie trudniejsza dla Zjednoczonej Prawicy?
- Przewidywałam to już w momencie przejęcia Senatu przez opozycję. I choć PiS po wyborach utrzymał władzę i prezydenta, to i tak nie uniknął trudności. Słyszymy dziś o tarciach w obozie Zjednoczonej Prawicy. Temat niezwykle wygodny dla koalicji, która w wielu aspektach sprawowania władzy wykazała się brakiem profesjonalizmu, za co Polska płaciła m.in. kryzysami dyplomatycznymi, wizerunkowymi. Rządzący zajmują się sobą, konflikt przyciąga uwagę obywateli i mediów, a co z realnymi problemami? W ten sposób skupiamy uwagę na tym, co emocjonalne, a nie na to, co naprawdę nas dotyczy. Nie pytamy, co z polskim promem, polskim samochodem elektrycznym, tanimi mieszkaniami dla młodych rodzin, polityką klimatyczną, górnictwem, skutkami lockdownu, polityką zagraniczną, np. strategią wobec sytuacji na Białorusi. Zjednoczona Prawica trudne rzeczy odkłada na później. Zapewne będzie długo ważyć, co i jak rozwiązać, tak by nie stracić na popularności przed końcem kadencji. Wbrew pozorom, trzy lata - tyle mamy do następnych wyborów - to cale nie tak dużo.
- Projekt tzw. ustawy futerkowej zgromadził pod siedzibą PiS hodowców i rolników. Hasło: “Kaczyński – zdrajca wsi” brzmiało dość mocno.
- W drugiej kadencji koszty polityki PiS poniesie wieś - rolnicy oraz mieszkające tam osoby starsze. Sprawę z tego zdawali sobie wszyscy, poza wspomnianymi wyżej wyborcami PiS i prezydenta Andrzeja Dudy. Dali się nabrać na konserwatywne i patriotycznie brzmiące slogany oraz obietnice "nastych" emerytur, dziś wyrażają sprzeciw. Nie zapominajmy, że na tego rodzaju protestach można zbudować pozycję polityczną, zdobyć popularność, jednym z "trybunów ludowych" był przecież śp. Andrzej Lepper. Branża hodowców zwierząt futerkowych jest dość aktywna w polityce, prowadzi skuteczny lobbing. Od dawna ma swoich zwolenników w parlamencie, dlatego zmiany dotyczące hodowli zwierząt futerkowych były dotąd skutecznie blokowane. W skali polskiego PKB nie przynosi ona istotnych kwot. Owszem, mówi się o kilku miliardach złotych, ale procentowy udział wyraża się w promilach. Naturalne futra są passe, branża futrzarska tkwi w kryzysie. Z wielu powodów chów przemysłowy zwierząt i ubój uznaje się za nieetyczne.
- Przy okazji tego projektu minister rolnictwa wykonał najrozmaitsze figury. Przestrzegał przed konsekwencjami, składał wiernopoddańcze oświadczenie, a później i tak zagłosował jak chce prezes.
- Przecież wiadomo, że wszyscy głosują zgodnie z życzeniem prezesa...
- W przypadku tego projektu – niekoniecznie i to pomimo dyscypliny klubowej.
- Być może minister Ardanowski walczy o sprawy, o których nie mamy jeszcze pojęcia. Od dawna jest blisko prezesa, angażował się w obchody miesięcznic smoleńskich. Dlaczego dziś gra na dwóch fortepianach? Z jednej strony robi wszystko, czego oczekuje prezes. Z drugiej widać jednak wyraźnie, że nie chce pogrzebać swoich relacji z rolnikami. Jan Krzysztof Ardanowski jest znanym w regionie aktywistą, działaczem społecznym w środowisku wiejskim. To, że został ministrem, nie świadczy o końcu jego kariery politycznej.
- Po co prezesowi Kaczyńskiemu ta ustawa? Część komentatorów sugeruje, że wykonał w ten sposób ukłon w stronę młodych wyborców, którzy do tej pory nie głosowali na PiS.
- Wyobraźmy sobie kampanię wyborczą za dwa i pół roku. PiS zamówi reklamy o następującej tematyce: “piątka Kaczyńskiego”, “siódemka PiS”, “co zrobiliśmy”, “jesteśmy skuteczni” i “oto nasze dokonania”. W tych wyliczeniach pojawi się m.in. ta ustawa i zaświadczy, że PiS dbało o środowisko, o klimat. Taki przekaz może trafić do młodych. Ci, którzy do tej pory głosowali na PiS i na prezydenta Dudę – przepraszam, że o tym mówię wprost, ale takie są prawa biologii – będą odchodzić. Może dlatego nie trzeba już zabiegać o ich głosy? PiS po wygranych wyborach zaczęło się zastanawiać na tym, jakie argumenty i propozycje programowe przekonają młodych i wielkomiejskich wyborców.
- Nie mniej emocji wywołuje projekt ustaw “bezkarność plus”.
- To jedno z rozwiązań prawnych, które świadczy o rozchwianej praworządności w Polsce. Media światowe komentują niedawne wystąpienie programowe Ursuli von der Leyen, przewodniczącej Komisji Europejskiej. W kontekście tej mowy o przyszłości UE Polska jest ukazywana jako problem: jesteśmy gospodarką opartą na węglu i łamiemy zasady praworządności. Zyskujemy wizerunek siły, która blokuje najambitniejsze złożenia przewodniczącej KE. Kiedyś prezes PiS ukuł termin "putinada", nie znajduję dzisiaj lepszego określenia dla projektowanej ustawy. Ustawa “bezkarność plus” przypomina rozwiązania stosowane w państwach autorytarnych. Nie wolno nieprawidłowości w dysponowaniu pieniędzmi publicznymi, co jest przecież prostym następstwem nieprzygotowania rządu i różnych instytucji do pandemii, rozwiązywać w taki sposób, by politycy i urzędnicy państwowi uniknęli odpowiedzialności. To rozwiązanie skandaliczne i potwierdzające (po raz kolejny!) kłopoty z praworządnością w Polsce.
- Portal “Onet” informuje, że podczas rozmów o rekonstrukcji rządu już dzielono tzw. miejsca biorące na listach w wyborach za trzy lata.
- Przecież już mówiłam, że trzy lata to krótki okres! Ani się obejrzymy, znów będzie kampania. Na miejscu PiS stawiałabym obecność na listach wyborczych w przyszłości jako istotny argument w targach o władzę dziś. Jeżeli prezes Kaczyński powie koalicjantom, że nie udostępni im list, czy to za trzy lata, czy w sytuacji wyborów przedterminowych, skaże te środowiska na unicestwienie. Odnoszę wrażenie, że to ważniejsze niż rekonstrukcja rządu, podział ministerstw i pieniędzy z subwencji. Liczy się przyszłość polityczna, a tę zapewni tylko obecność na wspólnych listach wyborczych.