Zła historia znów zaboli
Budżet rzecznika praw obywatelskich nie zostanie w tym roku powiększony o 7 milionów, co nieszczególnie mnie martwi, bo dodatkowe pieniądze miały zostać przeznaczone głównie na inwestycje w budynek (w ścisłym centrum Warszawy), przed którym interesanci nie mają nawet szansy zaparkować.
Bardziej irytuje mnie, że odjęte rzecznikowi środki ad hoc, na wniosek poseł Pawłowicz, przerzucone zostały do budżetu Instytutu Pamięci Narodowej. Wolałbym, żeby posłowie nie szastali tak gładko naszymi pieniędzmi. Jeśli już jest okazja, może spłacić tą kwotą zadłużenie, jakie wisi np. na 200 mieszkańcach wsi Wysocin w powiecie aleksandrowskim. Bo III RP zapożyczyła się do tego stopnia, że każdy nowy obywatel rodzi się z 35 tys. długu (zaledwie 3 lata temu było to 27 tys.).
IPN i bez pieniędzy rzecznika sobie poradzi. Gwoli sprawiedliwości, dodać muszę, że jest to jedna z najsprawniej działających instytucji w państwie, w której obsługi petenta mogłyby się uczyć ZUS-y, skarbówki i inne biurokratyczne twory. Na dniach do 90 kilometrów bieżących akt, którymi opiekuje się IPN, dołączą kolejne, zablokowane dotąd w zbiorze zastrzeżonym. Bądźcie więc Państwo przygotowani na to, że za chwilę w różnych częściach Polski wybuchną z ćwierćwiecznym opóźnieniem historyczne bomby.
Z perspektywy czasu można ocenić, że Polska wybrała najgorszy z możliwych wariant uporania się z przeszłością. Zafundowaliśmy sobie permanentną ćwierćlustrację, w wyniku której demony przeszłości wyfruwały w najbardziej nieoczekiwanych (albo oczekiwanych przez polityków) momentach.
Mądrzejsi okazali się Niemcy, który zdecydowali otworzyć archiwa na oścież i w 2006 roku ostatecznie sprawę lustracji zamknęli. Nie miejmy złudzeń, wszystkie akta polskich TW zostaną kiedyś ujawnione. Teraz jest jeszcze czas, w którym zainteresowani mogą przedstawić je wnukom w szerszym kontekście.