Złamany bohater. Tragiczny los Janusza Albrechta
Historia Janusza Albrechta to nauka życia w konspiracji, błyskotliwa kariera w czasach II RP i samobójcza śmierć po tym, jak został złamany torturami przez Niemców.
Mógł zostać legendą polskiego podziemia zbrojnego, w powszechnej wiedzy historycznej popadł jednak w zapomnienie. 6 września 1941 pułkownik Janusz Albrecht popełnił samobójstwo. Prawdopodobnie został do tego skłoniony przez list swojego dowódcy, Stefana „Grota” Roweckiego. Splot sytuacji sprawił, że dla tego wysoko postawionego żołnierza podziemia antyniemieckiego, postanowił honorowo zakończyć swoje życie. Być może pośrednim powodem decyzji „Wojciecha” było jego bogate doświadczenie wojenne i przekonanie, że Niemcy wygrają wojnę.
Konspiracyjne doświadczenia z czasów i wojny
Janusz Albrecht urodził się 14 lutego 1892 roku w Kaliskach, w powiecie włocławskim. To mała wieś, dzisiaj żyje tam mniej niż 600 osób, najważniejszym budynkiem we wsi jest ciągle stacja kolejowa. Był dzieckiem rolników, Leopolda Albrechta i Emmy, z domu Krieger. W młodości udało mu się zdobyć niezłe wykształcenie, ukończył siedmioklasową szkołę handlową, przez dwa lata studiował w Petersburgu. To tam, w 1911 roku po raz pierwszy wstąpił do nielegalnej organizacji. Był to Związek Strzelecki, który po wybuchu I wojny światowej pokierował młodego Janusza Albrechta do Legionów Polskich. Służył tam pod pseudonimem Ozimiński , walczył w szeregach 1. Pułku Ułanów. W I Brygadzie walczył bezpośrednio pod komendą Józefa Piłsudskiego. Ciągle się kształcił, na początku 1917 roku był słuchaczem kursu oficerskiego w Ostrołęce, po kryzysie przysięgowym w legionach miał trafić do obozu internowania w Szczypiornie. Udało mu się jednak uciec z transportu i trafił w szeregi Polskiej Organizacji Wojskowej. Po zakończeniu wojny, w odradzającej się Polsce został zawodowym oficerem, przez jego doświadczenia frontowe był kojarzonym z piłsudczykami.
Specjalista od kawalerii, był nawet encyklopedystą
II Rzeczpospolita to dla Janusza Albrechta mozolne pięcie się po szczeblach oficerskiej kariery. W 1920 roku w 1. Pułku Szwoleżerów brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, został dwukrotnie ranny i szybko awansował na adiutanta pułku. Następne lata to ciągła edukacja, w 1922 rozpoczął naukę w Wyższej Szkole Wojennej, która trwała dwa lata, później zresztą wykładał w szkole kawalerii w Grudziądzu. Co ciekawe, był też encyklopedystą - został jednym z edytorów encyklopedii wojskowej wydawanej aż do 1939 roku. Zajmował się przede wszystkim hasłami związanymi z taktyką kawaleryjską. Jeszcze w 1937 roku został dowódcą reprezentacyjnego 1 Pułku Szwoleżerów im. Józefa Piłsudskiego. Jako ekspert od kawalerii wkroczył w kampanię wrześniową.
Wojnę obronną Janusz Albrecht rozpoczął ze swoim pułkiem walką w ramach Mazowieckiej Brygady Kawalerii, stacjonującej w pobliżu granic z Prusami Wschodnimi. Uległ Sowietom, pułk został rozbity pod Samborem, a sam Albrecht został osadzony w obozie jenieckim w Jarosławiu, z którego szybko udało mu się uciec. Przeszedł do działań konspiracyjnych.
Ważna postać polskiego państwa podziemnego
Już w październiku został szefem II Oddziału Planowania Dowództwa Głównego Służby Zwycięstwa Polski. Został zresztą zaprzysiężony przez Stefana Roweckiego, który bardzo wysoko oceniał umiejętności Albrechta. Jako człowiek Piłsudskiego, od początku był jednak surowo oceniany przez polskie władze w Londynie. Według londyńskiego rządu, Janusz Albrecht był gorliwym zwolennikiem obozu, który był odpowiedzialny za klęskę września 1939 roku. Rowecki zawsze bronił jednak Albrechta, który pod nazwiskiem Marian Jankowski ukrywał się w Warszawie. Albrecht szybko przystąpił do organizacji od podstaw wydziału organizacyjnego Związku Walki Zbrojnej. Co ciekawe, Rowecki często nie informował londyńskiej centrali o tym, jakie funkcje pełnią w organizacji poszczególni członkowie, tak było właśnie z Januszem Albrechtem. Chodziło najprawdopodobniej o zarzuty umacniania w szeregach ZWZ zwolenników przedwojennej sanacji. Co więcej, nawet na bezpośrednie pytania z Londynu o zastępcę Roweckiego, ten odpowiadał wymijająco, wskazując, że w razie jego wpadki, obowiązki przejmie najstarszy stażem, a więc Tadeusz „Bór” Komorowski. O Albrechcie z wyraźną sanacyjną przeszłością nie wspominał. Zaufanie „Grota” do „Wojciecha” (taki pseudonim nosił w konspiracji Janusz Albrecht) przez dłuższy czas było więc niezachwiane. Tak było aż do wpadki i aresztowania jego zastępcy.
Przesłuchanie, tortury i obszerne zeznania
7 lipca 1941 roku pułkownik Albrecht został aresztowany przez Gestapo na skrzyżowaniu ul. Koszykowej i Alei Niepodległości w Warszawie. Prawdopodobnie wydał go jego były podwładny, rotmistrz Przemysław Deżakowski. Za ten donos miał otrzymać 50 tys. zł. Deżakowski został zresztą skazany właśnie za ten donos. Wojskowy Sąd Specjalny wydał na niego wyrok kary śmierci w marcu 1942 roku, dwa lata później wyrok został wykonany. Albrechta Gestapo przewiozło do Kielc, gdzie rozpoczęło się śledztwo i brutalne tortury. Co ciekawe, sami funkcjonariusze Gestapo początkowo nie wiedzieli z kim mają do czynienia, sam Albrecht nie przyznał się do swojej wysokiej pozycji w państwie podziemnym. W końcu się złamał i złożył obszerne zeznania. Zresztą kiedy gestapowcy zorientowali się kim jest ich więzień, zmienili taktykę i rozpoczęli z nim negocjacje.
Lucjan Dobroszycki w „Wojskowym Przeglądzie Historycznym” wydanym w 1960 roku, przesłuchanie Albrechta opisał tak: „Zeznania płk. J. Albrechta, złożone w Gestapo obejmują szeroki wachlarz zagadnień życia konspiracyjnego. Obok charakterystyki struktury, zadań i pracy poszczególnych oddziałów KG ZWZ wymienia on szereg osób z kierownictwa organizacji, podając prawdziwe nazwiska lub pseudonimy”.
Co ważne, Albrecht złamał się dopiero po czterech dniach brutalnych tortur, zresztą część faktów w czasie zeznań ukrył. Tak czy inaczej, zeznania pułkownika Albrechta to dla Gestapo sporo informacji o polskim podziemiu i jego organizacji. Na pewno nie naprowadziły Gestapo na trop „Grota” Roweckiego i innych ważnych członków organizacji podziemnych. Dobroszycki wskazuje też na fakt, że zeznania „Wojciecha” były niepełne, nie podawał on konkretnych informacji osobowych, opisywały jednak strukturę organizacyjną Komendy Głównej ZWZ i siatkę terenową organizacji.
„Co ważniejsze jednak, otwarta zostaje kwestia, na jakich warunkach został on przez Gestapo zwolniony” - pisze Dobroszycki.
27 sierpnia 1941 roku pułkownik Janusz Albrecht opuścił więzienie Gestapo, jak się później okazało, zgodził się na przedstawienie „Grotowi” propozycji rozmów z Niemcami. Jeśli Rowecki by się zgodził, „Wojciech” miałby doprowadzić do spotkania. Jeśli spotkałby się z odmową, sam miał stawić się na spotkanie z Gestapo. Do dzisiaj motywacja Albrechta nie jest do końca znana, nie wiadomo też, jakie Gestapo miało konkretnie plany związane z wypuszczeniem pułkownika.
Rozmowy z niemcami od początku były nierealne
Być może „Wojciech” sam uwierzył w to, że zawieszenie broni będzie dla polskiego państwa podziemnego dobrym wyjściem. Albrecht mógł, przez doświadczenia legionowe z I wojny światowej i współpracę z państwami centralnymi w tamtym okresie, ułożyć plan „częściowej dekonspiracji”. Mogło chodzić mu o wydanie i tak już zdekonspirowanej części siatki ZWZ, przy zachowaniu większej części państwa podziemnego, w zamian za rezygnację z represji wobec Polaków. Samo Gestapo wskazywało, że pułkownik Albrecht zrozumiał, że to Niemcy wygrają wojnę i działalność podziemnych organizacji powinna zostać przeorientowana. Według tego myślenia, konieczna była lojalna współpraca z Niemcami, która w przyszłości przyniosłaby Polakom pomyślniejsze warunki życiowe. Szybko okazało się jednak, że przekonany o słuszności swojej misji Albrecht nie znalazł żadnego zrozumienia u swoich niedawnych towarzyszy.
List od „grota” i woda z cyjankiem
Po wyjściu z aresztu Gestapo „Wojciech” wrócił z Kielc do Warszawy i skontaktował się z łączniczką Haliną Grudzińską. Przez najbliższe dni miał dążyć do zorganizowania spotkania z „Grotem” Roweckim. Motywacja „Wojciecha” szybko wyszła jednak na jaw. Podczas spotkania Haliny Grudzińskiej z pułkownikiem Tadeuszem Pełczyńskim, ten miał stwierdzić, że cała sprawa wygląda na dywersję Niemców i próbę sabotowania rozmów Sikorskiego z Sowietami, a więc na osłabienie pozycji aliantów. Miał też jasno dać do zrozumienia, że niechęć do Niemców jest zbyt duża i nie ma możliwości prowadzenia z nimi rozmów. Na koniec padła jednak deklaracja o możliwym spotkaniu „Grota” z „Wojciechem”. 6 września Halina Grudzińska zawiadomiła Janusza Albrechta o tym, że spotkanie z Roweckim odbędzie się tego dnia o godzinie 9. Wcześniej jednak doszło do wydarzeń, o których „Wojciech” nie wiedział.
Jan Rzepecki, szef oddziału prasy i propagandy KG ZWZ, który dobrze znał Albrechta, opisuje to tak: „Rowecki oddał go więc pod sąd polowy, który zgodnie z przepisami obowiązującymi w konspiracji i ze zdrowym rozsądkiem musiał rozpatrywać sprawę zaocznie. Na przewodniczącego sądu wyznaczył Rowecki najstarszego w podziemiu kawalerzystę - gen. Komorowskiego, a na asesorów dwóch kolegów Albrechta z kursu Wyższej Szkoły Wojennej: płk. Adama Świtalskiego i mnie. Sąd jednogłośnie wydał wyrok skazujący. Pod pozorem upragnionego spotkania z Roweckim Albrecht został sprowadzony do konspiracyjnego lokalu w »drapaczu«. Zastał tam list Roweckiego, wyjaśniający mu jego przestępstwo, zawiadamiający go o wyroku i uzasadniający go oraz dający mu do wyboru rehabilitację przez samobójstwo (trucizna była na miejscu) bądź zastrzelenie”. (J. Rzepecki, Wspomnienia i przyczynki historyczne, Warszawa 1956). Co ciekawe, Rzepecki był jedną z osób, które zostały przez Albrechta wymienione w czasie składania zeznań. Albrecht podał m.in. jego datę urodzenia i jego pseudonim.
Kiedy zatem Janusz Albrecht dotarł na rzekome spotkanie z Roweckim, czekał na niego tylko jego adiutant Szymon Krzywicki. Postawił przed nim szklankę wody z rozpuszczonym cyjankiem oraz list od swojego przełożonego.
„Kochany Januszu. Poszedłeś za daleko! Myślę, że znajdziesz właściwe rozwiązanie. Ściskam Cię, Stefan!”
Po przeczytaniu listu od „Grota” Roweckiego, Janusz Albrecht pisze jeszcze kilka słów dla rodziny i wypija cyjanek. Jego śmierć odbija się szerokim echem, szuka go Gestapo, a „Grot” w meldunku do Sikorskiego nie wyjawia przebiegu wydarzeń. Pisze tylko, że „Wojciech” śledzony przez Gestapo wybrał „żołnierską drogę samobójstwa”, żeby ochronić struktury ZWZ i rodzinę. Po tym meldunku Sikorski przyznaje Januszowi Albrechtowi order Virtuti Militari. List pożegnalny otrzymuje rodzina, a dwa lata później, jego syn Janusz Kazimierz Albrecht ps. Janosik zginie w powstaniu warszawskim. a