Złoto znów jest w cenie, dlatego warto w nie inwestować
W ostatnich dwóch latach polski skarb narodowy powiększył się o ponad 125 ton. W 2018 roku Narodowy Bank Polski kupił 25,7 ton złota, a w 2019 roku - kolejne 100 ton. Obecnie wielkość zasobów złota NBP wynosi 228,6 ton.
Większość polskiego złota znajduje się w skarbcu Banku Anglii, ale prezes NBP Adam Glapiński zapowiedział w lipcu, że jeszcze w tym roku do Polski zostanie przeniesione 100 ton kruszcu - operacja ma zostać przeprowadzona według harmonogramu zapewniającego jej bezpieczeństwo. Gdzie skarb zostanie umieszczony, z oczywistych względów dokładnie nie wiadomo, ale w Polsce nie ma skarbca porównywalnego z tym w Londynie, chociaż przymiarki do tego były.
W 2002 roku Narodowy Bank Polski pod kierownictwem Leszka Balcerowicza kupił od Agencji Mienia Wojskowego Fort Zegrze. Miał tam powstać narodowy skarbiec, ale jak do tej pory, nic z tego nie wyszło. Twierdza Zegrze ma ponad 130 lat i znajduje się tuż przy Narwi i Jeziorze Zegrzyńskim. Wzniesione przez Rosjan umocnienia na wysokim, północnym brzegu Narwi składały się z dwóch fortów połączonych wałem - Umocnienia Dużego i Umocnienia Małego. Forty, zmodernizowane w latach 1902-1907, były jednymi z najnowocześniejszych i najbardziej nowatorskich umocnień, wzniesionych przez inżynierów rosyjskich.
Skarbiec NBP miał być w Umocnieniu Dużym, Umocnienie Małe należy do wojskowego Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu. Powodem kupna miało być przyjęcie w Polsce nowej waluty - euro - i brak wystarczającej powierzchni do przechowywania gotówki, a szczególnie bilonu. Miały tam trafić polskie rezerwy w złocie z całego świata. Plany budowy skarbca zakończyły się jednak fiaskiem. Przetarg nie wyłonił zwycięzcy, gdyż oferenci żądali o wiele więcej niż bank planował poświęcić na tę inwestycję (170 mln zł). W 2009 roku bank podjął decyzję o sprzedaży fortu, obniżając coraz bardziej cenę - z początkowych 28 mln zł w 2009 roku do 7 mln zł w 2014 roku. Na razie nie znaleziono kupca na obiekt, który rocznie kosztuje NBP około 3 mln zł. Wygląda na to, że polski Fort Knox nie powstanie.
Skarbiec nie do zdobycia
Byłby to też obiekt na miarę naszego kraju i daleko by mu było do fortu w Kentucky, który jest nie tylko skarbcem, ale przede wszystkim bazą wojskową. Na terenie bazy znajdują się wojska pancerne i uczelnie militarne. A legendarny skład sztabek złota amerykańskiego banku federalnego - United States Bullion Depository - posiada około 10 tys. ton złota i jest strzeżony przez ok. 1000 żołnierzy.
Geneza powstania Fort Knox sięga 1933 roku, kiedy prezydent F.D. Roosevelt podpisał rozporządzenie wykonawcze 6102, które łącznie z uchwalonymi później przepisami zmuszało obywateli i instytucje w USA do oddania rządowi posiadanego złota. Pojawiła się więc konieczność stworzenia miejsca, w którym można byłoby składować powstałe rezerwy kruszcu.
W podziemiach Fortu Knox znajduje się skarbiec główny wykonany z betonu i granitu, do którego prowadzą słynne 22-tonowe drzwi z siedmiu warstw pancernej stali zabezpieczone zamkiem czasowym ze 104-godzinnym opóźnieniem otwarcia. Podobno kombinacja szyfrowego zamka jest tak podzielona, że do otwarcia drzwi wymagana jest jednoczesna współpraca dziesięciu osób. Skarbiec ma przetrwać nawet atak atomowy.
Złoto NBP w Banku Anglii też jest bezpieczne. Spoczywa na ciemnoniebieskich, metalowych regałach - jedna półka dźwiga złoto o wartości ok. 56 mln dol., a całe złoto w skarbcu Banku Anglii ma wartość ok. 315 mld dol. Każda sztaba przypisana do rachunku NBP jest jednoznacznie identyfikowalna, posiada unikatowy numer seryjny i znak rafinera. Najwyższa jakość złota NBP oraz wysokie standardy jego przechowywania zostały potwierdzone podczas inspekcji przeprowadzonej przez pracowników NBP w Banku Anglii w czerwcu 2019 roku.
Natomiast pierwsze sztabki trafiły tam już przed drugą wojną światową, a większa liczba w trakcie wojny po brawurowej ucieczce polskiego złota przed Niemcami i po niezwykle trudnej przeprawie w odzyskaniu skarbu z Francuzami.
Uratowane w ostatniej chwili
Historia wywiezienia z Polski złota Banku Polskiego we wrześniu 1939 roku jest stosunkowo dobrze znana, ale tak barwna i emocjonująca, że warta nie tylko wspomnienia przy tej okazji, ale znakomicie nadaje się na film, który być może powstanie - pracuje nad tym od jakiegoś czasu reżyser Andrzej Czarnecki.
Już w czerwcu i lipcu 1939 roku część złota przewieziono z Warszawy do oddziałów BP w Siedlcach, Brześciu nad Bugiem, Zamościu i Lublinie. Do tego w Twierdzy Brzeskiej, uznawanej za stosunkowo bezpieczną, przygotowywano specjalne pomieszczenia mogące ukryć całość skarbca. W kraju znajdowało się ok. 80 ton złota, a 20 ton znalazło miejsce w depozytach Banku Polskiego ulokowanych za granicą, głównie w Banku Francji, Banku Anglii oraz bankach amerykańskich i szwajcarskich.
W pierwszych dniach wojny, po szybkich postępach natarcia niemieckiego, zdecydowano o natychmiastowej ewakuacji zapasów. To, co dalej nastąpiło, było efektem wielu czynników, wśród których największą rolę odgrywały talent i zaangażowanie ludzi odpowiedzialnych za organizację i przeprowadzenie ewakuacji skarbu - wywożono również jednocześnie skarby Funduszu Obrony Narodowej. Jednak bez kolosalnego szczęścia i wprawy w zakresie improwizacji cała akcja nie zakończyłaby się sukcesem i niemiecka machina wojenna zostałaby zasilona prawie 70 mln dol. Ucieczka polskiego złota odbywała się w warunkach wielkiego pośpiechu, braku przygotowanego planu, w zmieniających się okolicznościach i przy ogromnym zagrożeniu ze strony Niemców. Kierowało nią trzech znakomitych wojskowych, których wybitne postacie zasługują na osobny opis przy innej okazji. Byli to pułkownicy Adam Koc i Ignacy Matuszewski oraz major Henryk Floyar Rajchman - bliscy współpracownicy Józefa Piłsudskiego, politycy jego obozu, ministrowie rządów II RP. Koc koordynował działania, akcją dowodził bezpośrednio Matuszewski, a Rajchman spinał wszystko swoją niespożytą energią i sprytem. W gronie osób towarzyszących transportom złota - bo tych było kilka - oprócz pracowników banku i ich rodzin oraz strażników była także żona Matuszewskiego, pierwsza polska zdobywczyni złotego medalu olimpijskiego (Antwerpia 1928, rzut dyskiem) Halina Konopacka, która - gdy trzeba było - siadała za kierownicą pojazdu ze złotem, zastępując zmęczonych kierowców.
Waga złota, które zostało zabrane ze skarbców Banku Polskiego, wynosiła około 80 ton. Transportowanie tak dużego ciężaru podczas wojny, po zatłoczonych szosach, podczas ustawicznego bombardowania dróg przez lotnictwo niemieckie, było niezwykle trudne. Do przewozu użyto autobusów miejskich z Warszawy i samochodów pozostawionych przez wojsko w parku Skaryszewskim. Trudności piętrzyły się, już samo przerzucenie wielotonowego ciężaru przez mosty na Wiśle, na jej prawy brzeg, na Pragę, mogło stać się niewykonalne wobec bombardowania miasta… 4 września z Warszawy do Lublina w dwóch transportach przewieziono złoto ze skarbca przy ulicy Bielańskiej. Napór niemiecki spowodował, że już 8 września przewieziono cenny ładunek do Łucka. „Złoty konwój” liczył ponad 30 autobusów i samochodów osobowych! Wobec złej sytuacji na froncie podjęto decyzję o ewakuacji polskiego złota ze wszystkich miejsc jego przechowywania na terenie Polski. Dzięki zdolnościom organizacyjnym Matuszewskiego i Rajchmana 13 września w Śniatyniu przy granicy z Rumunią zebrano całość złota Banku Polskiego z wyjątkiem 3817 kg złota wartości ponad 22 milionów złotych, które pozostawiono w Dubnie do dyspozycji wycofującego się rządu polskiego.
Złoto miało przejechać terytorium Rumunii, dotrzeć do portu w Konstancy i dalej drogą morską do Francji i Anglii. W nocy z 13 na 14 września skompletowano specjalny skład ośmiu wagonów, do którego załadowano polskie złoto. Każdy wagon został trzykrotnie oplombowany i zamknięty na kłódki. W tym czasie trwały negocjacje z Rumunami prowadzone przez ambasadora w Bukareszcie Rogera Raczyńskiego, które zakończyły się pozwoleniem na przejazd. Warunkiem było przeprowadzenie operacji w 48 godzin - ze względu na silne naciski Niemców na rząd rumuński. Pół godziny po wyruszeniu ze Śniatynia transport przekroczył granicę i skierował się w kierunku Konstancy, gdzie oczekiwać miały alianckie okręty. Pociąg dotarł tam 15 września, ale na miejscu okazało się, że okrętów nie ma. Do Konstancy wpłynął niewielki statek handlowy „Eocene” pod brytyjską banderą Hongkongu, którego dowódca, kapitan Brett, przyjął pod presją swojego konsula polskie złoto na pokład. „Eocene” z ładunkiem i Polakami na pokładzie wypłynął nocą potajemnie w morze i, płynąc niedaleko brzegu ze względu na niebezpieczeństwo ataku okrętu podwodnego lub z powietrza, dotarł na redę w Stambule. Turcy mieli ochotę na przejęcie złota, ale pod naciskiem Brytyjczyków i mediacji ambasadora RP w Ankarze Michała Sokolnickiego, poprzestali na żądaniu „przewozowego” haraczu w wysokości 30 tys. dol… W tym momencie wydawało się, że to już koniec całego przedsięwzięcia, ponieważ Polacy wprawdzie „siedzieli” na złocie, ale nie dysponowali żadnymi pieniędzmi i na ich zdobywanie nie było czasu. Wówczas Halina Konopacka wsiadła do motorówki i odwiedziła szefa amerykańskiej firmy naftowej Vacuum Oil Company, który po jej prośbie zapłacił Turkom 30 tys. z własnej kasy. 20 września złoto przeniesiono z pokładu statku do wagonów specjalnego pociągu przygotowanego przez Turków. Ładunek ruszył do Syrii, która znajdowała się pod władzą sojuszniczej Francji. 22 września transport kolejowy bez przeszkód przybył do granicy syryjskiej, gdzie ochronę cennego ładunku przejęli Francuzi. W dwa dni później polskie złoto dotarło do Bejrutu. Matuszewski zdecydował o rozdzieleniu ładunku ze względu na niemieckie łodzie podwodne operujące na Morzu Śródziemnym. Najpierw złoto powędrowało na francuski krążownik „Emile Bertin” (886 skrzyń), a następnie 2 października załadowano resztę (205 skrzyń i 95 worków) na dwa francuskie kontrtorpedowce. Tak wyprawiony polski skarb (ok. 70 ton) dotarł do Toulonu, gdzie został złożony w silnie strzeżonym arsenale marynarki.
W chwili, kiedy złoto zostało w Bejrucie przeniesione na francuskie okręty, Matuszewski z jednej strony wypełnił misję przekazania skarbu sojusznikom, ale też miał przekonanie, że Polska traci kontrolę nad swoją własnością. I się nie mylił.
Uciekinierzy stają się ścigającymi
Na rozkaz generała Sikorskiego (w tym czasie był premierem) została powołana komisja, która niesprawiedliwie oskarżyła Matuszewskiego o defraudację części złota. Ten twierdził, że z transportu nie zginęła ani jedna uncja kruszcu. Przedstawił swój raport.
Taka sytuacja była wynikiem nagonki na piłsudczyków mających w Sikorskim i jego otoczeniu zdeklarowanych wrogów. Ale nie to było najgorsze - Matuszewski był przekonany, że Francja niebawem padnie i złoto dostanie się w ręce Niemców.
Tymczasem 18 października nastąpił przewóz złota do oddziału Banku Francuskiego w Nevers. Komisja bankowa - dyrektor Karpiński i główny skarbnik Orczykowski - dokonała w skarbcu przeglądu skrzynek i worków i stwierdziła, że zgadza się wszystko ze stanem z 13 września ze Śniatynia. Z raportu komisji BP: 4 tony z Dubna przewiózł bank do Bukaresztu, na leje wymienił nieco ponad tonę złota. 51 skrzyń ze sztabkami pozostawiono w depozycie w Rumuńskim Banku Narodowym.
Sytuacja stawała się groźna - 10 maja 1940 roku niemieckie czołgi przejechały przez granicę z Francją i ruszyły na Paryż. Rząd RP naciskał na Francuzów, żeby przewieźli złoto do Anglii i Ameryki, ale Francuzi decyzji o ewakuacji złota wciąż nie podejmowali, a Niemcy wchodzili coraz głębiej w terytorium kraju. Taka decyzja pojawiła się 31 maja, niemal dwa tygodnie po rozpoczęciu niemieckiej inwazji. Złoto miało ruszyć na południe… Przynajmniej od tego momentu Polacy, którzy ze złotem uciekali, teraz musieli je ścigać. I to po omacku. Ta opowieść jest dużo mniej znana od gwizdnięcia skarbu Hitlerowi sprzed nosa.
Kolejne decyzje Francuzów co do polskiego złota zmieniały się co kilka dni. Aż wreszcie 8 czerwca ze skarbca wyjechał transport i skierował do miejscowości Angouleme na zachód od Nevers. W polskim rządzie powstał plan, żeby - kiedy już Francuzi zapakują złoto na okręty - na morzu zablokowały je okręty brytyjskie. Premier Sikorski namawiał do tego Churchilla, minister August Zalewski interweniował u lorda Halifaksa. Brytyjczycy byli temu przeciwni.
Polski minister skarbu Henryk Strasburger rozmawiał z ministrem skarbu Francji Lamoureux i uzyskał obietnicę, że złoto zostanie przewiezione na okręty w porcie Lorient. Zaufanie do Francuzów osiągnęło już wtedy poziom śródziemnomorskiego dna, więc komandor Lasocki, attache morski przy ambasadzie RP w Paryżu, uruchomił polskie statki „Lechistan” i „Lewant”, żeby płynęły do Lorientu, żeby na ich pokłady załadować złoto. Tym bardziej że Francuzi zaznaczali coraz mocniej dążenie do partycypacji złota polskiego w ogólnych kosztach wojny aliantów - ustanowili takie junctim z wywozem złota z Francji. W dużym pośpiechu i tajemnicy 17 czerwca w porcie w Lorient załadowano wreszcie sztabki złota (4944 skrzyń) na pokład okrętu „Victor Schoelcher” - razem ze złotem belgijskim (potem Francuzi oddali część złota belgijskiego niemieckiemu Reichsbankowi). Drobnicowce „Lechistan” i „Lewant” były w pogotowiu, ale wszystko poszło bardzo szybko - wieczorem Polacy otrzymali wiadomość od kapitana de Graincourta, adjutanta admirała Pentavonna de Curveregenne, prefekta morskiego w Lorient, że złoto odpłynęło na pokładzie okrętu francuskiego.
Później kwestia polskiego złota była elementem negocjacji kapitulacyjnych Francji 22 czerwca 1940 roku. Marszałek Petain nie zgodził się na wydanie złota Niemcom, ale obiecał, że nie odda go również Polakom. I dlatego „Victor Schoeler”, zamiast płynąć do USA - na rozkaz Petaina - skręcił na południe w stronę Maroka zarządzanego przez Francję. 28 lipca złoto wylądowało w Dakarze.
Polacy i Anglicy rozpoczęli starania o zlokalizowanie złota. Francuzi jednak skutecznie mylili trop, wysyłając sprzeczne informacje. Ostatecznie skrzynie ze złotem wywieziono daleko na wschód na obrzeża Sahary, do miasteczka Kayes (obecnie Republika Mali), odległego od Dakaru o prawie 800 km. Tu zostało złożone w magazynach kolejowych w ocementowanych otworach w ziemi przykrytych cementowymi płytami z zabezpieczeniem przeciwko termitom. Polacy podjęli tajne negocjacje z rządem Vichy. Prowadzili je minister skarbu rządu Sikorskiego Strasburger oraz charges d’affair Polski przy rządzie Vichy pan Frankowski. Rozmawiali z ministrem Lamoureux. Francuzi nie chcieli oddawać złota (pismo Vichy z 15 sierpnia 1940 roku), ale zgadzali się na przekazanie Polakom złota francuskiego z banków brytyjskich. Na to oczywiście nie mogli się zgodzić Anglicy.
W Londynie załamany Sikorski - „złota nie odzyskamy” - wezwał Koca i obarczył go winą za zaprzepaszczenie skarbu. Ale ten podsunął Sikorskiemu pewien pomysł…
Koc pojechał do USA i wynajął kancelarię prawniczą (współpracował też z adwokatami Comporel- -Commision for Polish Relief, amerykańskiej organizacji pomocy Polsce). Prawnicy wymyślają, żeby USA „zaaresztowały” część depozytu złota Banku Francji w Nowym Jorku. Z wnioskiem o przejęcie części francuskiego złota zwrócili się do władz Stanów Zjednoczonych także Belgowie. Nowojorska kancelaria „Sullivan and Cromwell” wniosła 3 września 1941 r. pozew przeciw Bankowi Francji. Sąd bezzwłocznie nałożył areszt na część złota francuskiego (o wartości 64 mln USD) zdeponowanego w Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku.
Polacy próbowali równocześnie porozumieć się z reprezentantami Komitetu Wolnej Francji (gaullistami). Formalnym ukoronowaniem tych zabiegów stało się podpisanie 27 października 1941 r. w Londynie poufnego protokołu, przewidującego zwrot złota Banku Polskiego. Sprawę odłożono jednak na ponad rok. Powrócono do niej dopiero jesienią 1942 r. w związku z operacją „Torch”, czyli opanowaniem przez aliantów Afryki Północno-Zachodniej. Postanowiono, że do Afryki uda się jeden z dyrektorów Banku Polskiego, mjr Stefan Michalski. Francuzi z Vichy twierdzili jednak, że nie ma tam polskiego złota. Amerykanie nie dali temu wiary i dzięki ich pomocy dyrektor Michalski 13 lutego 1943 r. dotarł do Algieru. Przede wszystkim chodziło o ustalenie, czy złoto nadal jest w Afryce. Jeśli tak - miał pertraktować z Francuzami w sprawie jego wydania. Jeśli nie - powinien dowiedzieć się, jaki jest jego los. Po żmudnych rokowaniach 17 grudnia w Algierze zawarto polsko-francuskie porozumienie w sprawie zwrotu złota Bankowi Polskiemu.
Francuzi postanowili wypełnić zobowiązania wobec Polaków. Ostatecznie przejęcie złota przez specjalną komisję pod kierownictwem dyrektora Michalskiego nastąpiło w Dakarze na przełomie lutego i marca 1944 r.
Transport złota do Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Kanady budził obawy. Uznano, że najbezpieczniejszy jest szlak wiodący bezpośrednio z Dakaru do Nowego Jorku, natomiast trasy do Londynu i stamtąd do Ottawy są zagrożone przez nieprzyjacielskie okręty podwodne i samoloty. Ostatecznie partia złota, która miała trafić do USA, przybyła do portu nowojorskiego 4 kwietnia 1944 r. Przewóz złota do Londynu i Ottawy znacznie się opóźnił. Dostarczono je do Londynu na pokładzie niszczycieli eskortujących konwoje i dostarczających aliantom uzbrojenie. Złoto ekspediowano od 5 maja do 25 sierpnia 1944. Następnie w Londynie złoto przeznaczone do złożenia w depozycie w Banku Kanady podzielono na trzy transporty, które przybyły do Ottawy na przełomie września i października 1944 r. Po zakończeniu wszystkich operacji na koniec 1944 r. Bank Polski posiadał złoto o wartości 398 mln 445 tys. zł. Zasoby te znajdowały się w: Banku Anglii (155,245 mln zł), Banku Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku (154,8 mln zł), Banku Kanady (67,3 mln zł), Narodowym Banku Rumunii (370 tys. zł) i oddziale Banku Polskiego w Londynie (430 tys. zł).
Góra złota
Dziś zasoby NBP to 226,8 ton złota. 129 ton pozostanie w Londynie i będzie inwestowane w dotychczasowy sposób. W 2018 roku przychody z lokat w złocie wyniosły 2,7 mln euro. Zasoby te niemal dwukrotnie przekroczyły już zasoby Szwecji, zrównały się z belgijskimi i znacznie zbliżyły do austriackich i hiszpańskich. W wyniku zakupów zrealizowanych w latach 2018-2019 NBP przesunął się w rankingu banków centralnych według wielkości zasobów złota z 34. na 22. pozycję na świecie i z 15. na 11. miejsce w Europie.