Zmierzch trybunału
O godzinie 22.14 we wtorek o okazało się, że Trybunał Konstytucyjny jest, ale... jakby go nie było, bo właśnie stracił jakikolwiek wpływ na stanowienie prawa w Polsce.
Teraz już nikt nie będzie przeszkadzał Prawu i Sprawiedliwości we wprowadzaniu Dobrej Zmiany. Ot, jeszcze tylko Senat „podebatował” wczoraj kilkanaście godzin, a pewnie dziś prezydent podpisze „ustawę naprawczą” i można z uśmiechem tryumfu zasiąść do wigilijnej wieczerzy.
Jeśli cieszy to zwolenników PiS, dobrze, aby zdawali sobie sprawę, że atak na trybunał obróci się przeciwko nim. Gdy nie ma w państwie instytucji, która czuwa nad tym, co robi władza, nie ma nikogo, do kogo można się zwrócić, aby bronić demokratycznych praw i wartości. A władza lubi iść jak najdalej w swojej wizji rządzenia. I bez kontroli się degeneruje. Tak, że ekscesy i brutalny styl uprawiania polityki nazywa „radykalnym dążeniem do dobrej zmiany”. I tego się najbardziej obawiam. Podobnego kaznodziejstwa doświadczałem w czasach, gdy marzyłem o wolnej Polsce.
Nowa władza nie zachowuje się zgodnie z demokratycznymi wartościami i procedurami. Zgoda, PiS ma pełne prawo do tego, by rządzić Polską, natomiast nie ma żadnego prawa do wywracania do góry nogami porządku konstytucyjnego. O tym, że naród, o którego woli tak lubi rozprawiać zarówno prezydent jak i premier, nie akceptuje metod stosowanych przez partię rządzącą, świadczy dramatyczny spadek poparcia dla prezydenta i coraz silniejsze oburzenie zwykłych mieszkańców protestujących na ulicach polskich miast.
Jak pokazały ostatnie tygodnie, to nie są jednorazowe manifestacje. I nie demonstrują tylko zwolennicy Platformy i Nowoczesnej. Na ulice wychodzą też ci, którzy martwią się o utratę tego, co osiągnęliśmy przez 26 lat. To są ludzie często dalecy od polityki, którzy dopiero teraz widzą zagrożenie wolności. Już nie chcą „głosowania aż do właściwego skutku” (poseł Ast), wyłączania mikrofonu posłom mającym inne zdanie (marszałek Kuchciński), ani prezydenta, który milczy, gdy deptana jest konstytucja. Taki to styl uprawiania polityki zafundowaliśmy sobie w przedświątecznym prezencie.
Dziś czas na namysł, rozmowy w rodzinnym gronie, refleksję nad tym, skąd wyszliśmy i dokąd idziemy. Nie, nie bierzmy przykładu z polityków. Każdy z nas wie, w jakim państwie chciałby żyć i jakim językiem pragnie się porozumiewać. Na szczęście przy wigilijnym stole nikt nie wyłączy nam mikrofonu.