
Kobieta zbierająca jagody w lesie została ugryziona w dłoń przez żmiję Trafiła do kliniki ostrych zatruć To pierwszy w tym roku taki przypadek w Łodzi.
Do kliniki ostrych zatruć przy ul. św. Teresy trafiła łódzka pielęgniarka, którą w lesie pod Zgierzem ukąsiła jadowita żmija zygzakowata. To pierwszy taki przypadek w tym roku.
- Pacjentka miała tak opuchniętą dłoń i przedramię, że nie widać było miejsca, w które wbiły się zęby jadowe żmii - opowiada lekarz toksykolog ze wspomnianej kliniki. - Opuchlizna szybko się powiększała - z przedramienia przeszła na ramię. Kobieta nie miała innych objawów. Czasami pacjenci ukąszeni przez żmiję mają silne poty, zawroty głowy, zaburzenia żołądkowo-jelitowe i podwyższoną temperaturę ciała. Większość odczuwa też bardzo silny lęk.
Pielęgniarka, która pracuje w jednej z placówek w Łodzi, opowiadała pracownikom kliniki, że natknęła się na żmiję, zbierając jagody. Gad leżał zwinięty w runie leśnym. Nagle podniósł głowę i wbił zęby w prawą dłoń łodzianki, w pobliżu małego palca. Chwilę później zniknął pomiędzy krzaczkami jagód.
Pacjent ukąszony przez jadowitą żmiję otrzymuje leki przeciwalergiczne, przeciwzakrzepowe, przeciwzapalne i antybiotyki. Surowicę przeciwtężcową podaje się dopiero, gdy objawy po ukąszeniu zagrażają życiu pacjenta. A to dlatego, że surowica może wywołać objawy wstrząsu anafilaktycznego, czyli nagłej i niebezpiecznej reakcji alergicznej. Taki pacjent, o ile nie otrzyma natychmiast zastrzyku z adrenaliny, może się udusić.
Po ukąszeniu przez jadowitego gada pacjenci spędzają w szpitalu kilka dni. Są jednak wyjątki. Lekarze z kliniki ostrych zatruć pamiętają mężczyznę spod pabianickiej wsi, który trafił do nich przed rokiem. Miał objawy ze strony układu pokarmowego i gorączkę, więc od razu dostał surowicę przeciwtężcową. Żmija ukąsiła go tak pechowo, że miejsca, w które wbiła zęby jadowe, przez miesiąc nie chciały się zagoić. Pacjent, leżąc na oddziale, pocieszał się myślą, że żmija dostała za swoje - zabił ją łopatą.