"W Czechach krematoria pracują na pełnych obrotach" - donoszą media od kilku dni. U naszych południowych sąsiadów dramatycznie przybywa ofiar koronawirusa, a kremacja to dominująca tam forma pochówku. Jak sytuacja wygląda w Polsce?
Sygnały o konieczności coraz dłuższego oczekiwania na termin pogrzebu, nawet dwutygodniowego, płyną jak na razie z kilku największych miast, np. Wrocławia czy Krakowa. Dotyczy do głównie kremacji. Podkreślmy od razu jednak, że spopielenie zwłok osób zmarłych wskutek koronawirusa jest przez Głównego Inspektora Sanitarnego zalecanym, ale nie obowiązkowym sposobem pochówku w Polsce.
Rodziny wciąż mają wybór - przypomina Bożena Korzybska, prowadząca wraz z mężem zakład pogrzebowy "Cultus" w Toruniu. Sama niedawno żegnała krewną zmarłą na Covid-19. Pogrzeb był tradycyjny, bo taka była wola i decyzja rodziny.
Jak natomiast wyglądają polskie kremacje w dobie pandemii? Z jakimi wydatkami się wiążą? Jak jest z terminami?
W proch się obracamy coraz częściej
Zacznijmy od tego, że w Polsce już przed pandemią obserwowany był trend wznoszący, jeśli chodzi o liczbę spopieleń. -W tej materii zaczęliśmy powoli zbliżać się do państw Europy Zachodniej. Stąd też inwestycje w kolejne spopielarnie, które miały miejsce jeszcze przed pandemią - przypomina Henryk Dąbrowski, szef toruńskiego zakładu pogrzebowego "Elizjum". - W naszej okolicy kremacji dokonywać zarówno w Toruniu, jak i niedalekiej Chełmży. Kolejek tutaj akurat nie ma.
Pierwsza spopielarnia w Polsce otwarta została w Poznaniu w 1993 roku. Dwie kolejne w roku 1995 - w Warszawie i Wrocławiu. Początkowo, co oczywiste, zleceń nie miały zbyt wiele. W roku 2017 jednak działały już 54 placówki dokonujące kremacji i notowano około 100 tysięcy spopieleń rocznie. Już wtedy stanowiło to między 28 a 30 procent całości pochówków.
Dziś, po pierwsze wskutek wzrostu zainteresowania w ostatnich latach kremacją, a po drugie, wskutek pandemii i zaleceń GIS, odsetek spopieleń zbliżył się przynajmniej do 40 procent. Takie są nieoficjalne szacunki osób z branży pogrzebowej. Na twarde statystyki przyjdzie poczekać.
Jakie terminy w spopielarniach?
W Bydgoszczy spopielarnię prowadzi od kilku lat zakład pogrzebowy "Zieleń Miejska". Jej przedstawiciele zapewniają, że choć kremacji obecnie jest więcej niż przed pandemia, to w długich kolejkach nikt nie czeka. Standardowy czas oczekiwania to 48 godzin (przez pierwsze 24 i tak kremacji wykonywać nie można).
O dłuższych okresach oczekiwania słychać, jak wspomnieliśmy, w największych miastach kraju. Przedstawiciele spopielarni i zakładów pogrzebowych podkreślają jednak, że sytuacje, w których od zgonu do pogrzebu mija np. 14 dni wynikają najczęściej z przyczyn rodzinnych, a nie technicznych problemów.
Ktoś nie może dolecieć z zagranicy tak sprawnie jak przed pandemią, ktoś inny ma kłopot z podróżą z innego regionu kraju. Takie sytuacje się zdarzają. Jednak dla nas jako organizatorów pogrzebu nie stanowią żadnego problemu: ani technicznego, ani logistycznego - zaznacza Bożena Korzybska z toruńskiego "Cultusa".
Przedsiębiorca pogrzebowy Henryk Dąbrowski dodaje, że terminy komplikuje sama specyfika czasu pandemii. -Jeśli terminy są odleglejsze, np. 10-12 dni od daty zgonu, to wynikają one z życzenia krewnych. Powodem bywa teraz coraz częściej to, że rodzina osoby zmarłej na Covid-19 ma kwarantannę, albo jej część przechodzi taką izolację z przyczyn niezwiązanych w ogóle ze zmarłym. Zamawiają pochówek na odleglejszy termin, bo chcą w nim uczestniczyć jak najliczniej, po zakończeniu kwarantanny - mówi, zaznaczając, że prawidłowość ta dotyczy tak pochówku urnowego, jak i tradycyjnego.
Generalnie, czas oczekiwania na kremację w poszczególnych regionach Polski zależy od: dostępności spopielarni, jej wielkości oraz - co tu kryć - liczby zgonów. Jak podał GUS, duży wzrost liczby zgonów jest notowany od początku października. Łącznie od 5 października do 1 listopada br. zmarło 45,4 tys. osób. Tymczasem rok wcześniej w porównywalnym okresie od 7 października do 3 listopada zmarło niecałe 30,9 tys. osób. W grupie osób po 70. roku życia liczba zgonów wzrosła o 150 proc. Wzrost umieralności nie jest jednak jednakowy w poszczególnych województwach. Stąd też odmienne mogą być okresy oczekiwań na pochówek.
Jakie ceny za kremację?
Ceny spopielenia zwłok wahają się w Polsce między 650 a 850 zł. Najwyższe są w okolicach Warszawy. Na pochówek skremowanych zwłok składają się jednak różne elementy, nie tylko sama usługa obrócenia ich w proch. Jakie i od czego zależy ich wysokość? Otwarcie i szczegółowo informuje o tym np. krematorium w Suwałkach.
"Kremacja zwłok zdecydowanie nie pochłonie takiej kwoty, jak standardowy pogrzeb. Spalarnia zwłok wymaga przede wszystkim zakupu trumny do kremacji zwłok. Może być to tańsza wersja, załóżmy 500-700 zł. Samo krematorium liczy sobie za usługę około 600-750 złotych. Około 2000 złotych należy doliczyć, jeśli życzymy sobie miejsce w kolumbarium, a jeśli na cmentarzu – około 1000 zł. Koszty urny są różne, w zależności od materiału. Najtańsze około 300 zł" - wylicza spopielarnia.
Dodajmy, że kolejne koszty generować mogą transport zwłok do najbliższego miejsca kremacji (nie każdy region jest "nasycony" spopielarniami) oraz wszystkie towarzyszące także tradycyjnemu pogrzebowi wydarzenia takie jak np. stypa, ofiary/opłaty związane z religijnym obrządkiem, dekoracje kwiatowe etc.
Jak wygląda kremacja?
Spopielarnia Fenix w Nowej Chełmży koło Torunia rozwiewa mity towarzyszące kremacji od progu, czyli eksponując informacje na swojej stronie internetowej. Warto je przytoczyć, bo wbrew pozorom, dla wielu wcale nie muszą być oczywiste.
"W piecu krematoryjnym nie ma ognia! Cały proces spopielenia odbywa się za sprawą nagrzanego do 1100 stopni Celsjusza powietrza. Kremacja trwa około 90 minut, a ludzkie prochy ważą średnio około 3 kilogramów. Pogrzeb urnowy jest tańszy nawet o 30 procent w stosunku do tradycyjnego, a koszt generuje sama urna, która może być wykonana z drewna, metalu, porcelany, szkła, granitu i marmuru; w różnych stylach i kształtach".
To krematorium przypomina swoim klientom, że spopielenie zwłok nie jest pomysłem nowym. Pierwsze ślady takich pochówków sięgają okresu neolitu. Dla chrześcijan kremacja w żadnym wypadku nie oznacza już od dawna aktu przeciwnego obrządkowi. Stopniowe łagodzenie prawa kanonicznego w tej materii Kościół Katolicki rozpoczął w latach 60. minionego stulecia. W roku 1983 papież Jan Paweł II uznał kremację za dozwoloną formę pochówku.
Sama ceremonia w spopielarni może mieć charakter świecki lub religijny, w zależności od woli rodziny. Kremacja może też odbyć się bez udziału kogokolwiek z bliskich, więc w takim przypadku o ceremonii nawet już się nie mówi.
Dodajmy, że obowiązujące w Polsce przepisy wskazują, że urna z prochami może być wmurowana (kolumbarium), zakopana (grób) lub zatopiona. Nie ma mowy o rozsypywaniu prochów. Przymiarki do prawnego uregulowania takiej opcji były, ale nie stały się faktem.
Aspekt biznesowy
Według szacunków Krzysztofa Wolickiego, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, już trzy lata temu blisko co trzeci pochówek w kraju był urnowy. Oznaczało to w roku 2017 ponad 100 tysięcy kremacji rocznie. pomnożenie tej liczby tylko przez wartość samego zasiłku pogrzebowego (4000 zł) dawało do myślenia: mówiło o rynku kremacji, wartym już wtedy ponad 400 mln zł. Obecnie, przy wzroście kremacji, rynek to jeszcze cenniejszy, a branża - jakkolwiek by to brzmiało - przyszłościowa. Szczególnie w pandemii...
WARTO WIEDZIEĆ:
Według Europejskiej Federacji Usług Pogrzebowych, kremacje są najpopularniejszą metodą pochówku w Republice Czeskiej. W tym kraju jest 27 krematoriów i na spalenie ciał swoich bliskich decyduje się ponad 80 proc. Czechów. Liderem w tej materii jest Japonia z 99,98 procentami skremowanych ciał.
Zgodnie z polskim prawem (Ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych) zmarłych można pochować przez złożenie w grobach ziemnych, murowanych lub katakumbach bądź zatopienie w morzu. Szczątki pochodzące ze spopielenia zwłok mogą być przechowywane także w kolumbariach. W szczególnych przypadkach, np. gdy zgon nastąpił na okrętach będących na pełnym morzu, zwłoki wręcz powinny być zatopienie. Prochy w Polsce jednak nie mogą być rozsypywane. Za naruszenie zakazu grozi przynajmniej grzywna.